Zawsze będę powtarzać, że robię to dla zemsty, a nie przyjemności. Nie oznacza to jednak, że mi się to nie podoba. Jestem zachwycona faktem, że właśnie siedzę na Leonie okrakiem, w jego mieszkaniu.
Precyzując – po pracy nie trudziłam się powrotem do domu. Wróciłam z Verdasem, po czym oboje pozbyliśmy się swoich koszulek i w dość krótkim czasie znaleźliśmy się na jego kanapie, penetrując nawzajem wnętrza swoich ust.
Nie planowałam tego, ale pewna zazdrosna blondynka postanowiła zaleźć mi za skórę, więc musiałam zmienić trochę plany. Właściwie to powinnam jej za to podziękować. Z ogromną przyjemnością zrobię to przy najbliższej okazji.
Ale teraz jestem zajęta czymś ważniejszym.
A skoro mowa o czymś ważniejszym – to niesamowite, jak łatwo odwrócić od czegoś uwagę faceta. Od pocałunku ani razu nie wspomniał o mojej babci i ojcu. Wszyscy są tacy sami.
Prawda jest taka, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Dla facetów ważne jest na przykład zapłacenie rachunków albo pójście do pracy, ważniejsza jest tylko jedna rzecz. I jeśli osiągnę swój dzisiejszy cel, Verdas zapomni o tym, że w ogóle rozmawiał z Ludmiłą.
Przy okazji, skoro już i tak muszę się do niego zbliżyć, sprawię, że zapomni jak blondynka ma na imię. Nie, nie jestem zazdrosna. Ferro po prostu mnie wkurza i psuje moje plany. To, że wcale nie będzie mi przykro, gdy nigdy nie uda jej się być z szatynem, to tylko szczegół.
Może nawet wyświadczam jej przysługę?
Kogo ja chcę oszukać. Świetnie całuje, jego włosy, w których właśnie znajdują się moje ręce, są wspaniałe, a jego mięśnie dają znać, że nie unika ćwiczeń, jak ognia. Do tego dochodzi niesamowity wygląd ogólny, niezły charakter i to, że utrzymuje się sam, co jest rzadkością wśród osób z bogatymi rodzicami.
Czy ten koleś ma jakieś wady, poza tym, że nie potrafi zaakceptować wyborów ojca?
Oczywiście nie ma to dla mnie znaczenia. Owszem, to ułatwia zadanie, ale zrobiłabym to nawet, gdyby był łysy i nie znał znaczenia słowa siłownia. Nie patrzę na niego jak na kandydata na chłopaka. Tylko jak na… Właściwie to nie wiem, jak, ale na pewno nie jak na chłopaka.
Lepiej, żebym się do niego nie przywiązywała, bo po tym, co zrobię, bardzo prawdopodobne, że nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Po chwili szatyn zmienia pozycję. Teraz leżę na plecach i oplatam nogami jego talię, podczas gdy on znajduje się nade mną. Jedną ręką podpiera się, a druga wędruje właśnie pod moją spódniczkę.
Tak, nadal mam na sobie strój z pracy. A przynajmniej jego połowę.
Za bardzo spieszyłam się, żeby zajmować się takimi przyziemnymi sprawami, jak przebranie się – tym bardziej, że zgodnie z moim planem, zaraz i tak miałam pozbyć się tych ubrań – więc spakowałam swoje rzeczy do torebki i wyszłam w tym.
Nawzajem penetrujemy swoje ciała. Błądzę dłońmi po każdym jego mięśniu i jesteśmy tak zajęci swoimi wargami, że nie słyszymy nawet otwieranych drzwi.
Tajemniczy gość daje nam o sobie znać dopiero chrząknięciem.
Zdezorientowani odrywamy się i kierujemy wzrok na tę osobę. Okazuje się nią starszy mężczyzna w szarym garniturze, którego połowę twarzy przysłania czarna, ale siwiejąca już broda. Marszczę brwi, zastanawiając się, kim on jest. Nie, nie przejęłam się tym, że leżę na kanapie pod półnagim Verdasem, mając na sobie tylko przykrótką spódniczkę i czarny koronkowy biustonosz.
Aż do chwili, w której się odzywa:
– Pójdę do łazienki i jak za chwilę tu wrócę, udam, że nie muszę się za ciebie wstydzić, a ty mi w tym pomożesz.
Kiedy znika za drzwiami, nie mam już wątpliwości, co do tego, że to ojciec Leona.
Szatyn patrzy na mnie, po czym oboje wybuchamy śmiechem. Ubieramy swoje koszulki i wstajemy z kanapy dokładnie w chwili, w której mężczyzna ponownie pojawia się w salonie.
Mierzy mnie surowym spojrzeniem.
– Tato, to Amy – przedstawia mnie Leon. Słyszę w jego głosie, że najchętniej by go stąd wyrzucił. Ja też.
Mężczyzna wyciąga do mnie rękę.
– Christopher Verdas.
Ujmuję jego dłoń i uśmiecham się. W moich myślach pojawia się jednak tylko jedno słowo: sztywniak. Nie różni się niczym od rodziców Nathan'a.
Błagam, kto, do cholery, przychodzi porozmawiać z synem w garniturze?
Właśnie w takich chwilach, cieszę się z tego, że należę do ludzi bogatych. Wszyscy są tacy sami. No może poza Leonem… Ale to tylko jeden wyjątek. Reszta takich ludzi uważa się za władców całego świata. Są snobistyczni i myślą, że skoro mają pieniądze, mogą gnoić każdego.
Dobrze, że szatyn nie wdał się w ojca.
– Pani musi być tą słynną nową pracownicą mojej żony.
Pani? Koleś, mam dwadzieścia dwa lata, a przed chwilą widziałeś mnie w samym staniku i spódniczce tak wysoko podciągniętej, że zapewne było widać też majtki.
Mimo wszystko, mam ochotę się uśmiechnąć. Okazałam się taka zła dla Veronici, że skarży się na mnie mężowi. Jeszcze zobaczy, na co mnie stać. Ale niech korzysta. Kiedy z nią skończę, nie będzie miała komu się skarżyć.
– Właściwie to chciałbym z tobą właśnie o tym porozmawia – zwraca się do syna. – W cztery oczy.
Po co ci cztery oczy, skoro i tak zachowujesz, jakby mnie tu nie było? Jeśli wciąż jest coś niejasnego – ja i ojciec Verdasa raczej się nie polubimy. Poprawka: Violetta go nie polubi. Amy będzie musiała.
Szatyn wzrusza ramionami.
– Jestem zajęty.
Starszy mężczyzna wzdycha i widzę, że gdyby nie ja, poawanturowałby się z synem. Zadziwiające, że pomimo takich relacji, szatyn tak się troszczy o ojca. Z każdą minutą spędzoną z nimi, przekonuję się, że oddalenie ich od siebie nie będzie wcale takie trudne. Wystarczy wmówić im, że jest to wina Veronici.
– W takim razie, przyjdź jutro na kolację.
– Będzie tam twoja wkurzająca żonka? – pyta, unosząc brew.
Jego ojciec w odpowiedzi kiwa głową.
– Będę zajęty.
– Czym?
– Jeszcze nie wiem.
Wzdycha głośno, po czym patrzy na niego surowo i odpowiada:
– Widzimy się jutro o siódmej. – Przenosi wzrok na mnie. – Do widzenia, panno… – przerywa, oczekując, że podam mu swoje nazwisko.
Już mam to zrobić, ale w ostatniej chwili wyprzeda mnie Leon:
– Amy. Do zobaczenia, Amy – poprawia go.
Verdas w odpowiedzi kręci tylko głową i kieruje się w stronę drzwi.
– Veronica cię oszukuje – mówi szatyn, zanim ten naciska klamkę.
– Leon, nie zaczynaj znowu – odpowiada zirytowanym głosem.
– Wiesz może o jej spotkaniach w kawiarni? Najpierw jakaś starsza pani, potem jeszcze facet. No i Violetta, bo z pewnością wiesz, kim jest. Mam wrażenie, że kimś ważnym w życiu twojej żony.
Nic nie mówiąc, opuszcza mieszkanie.
Może Leon da sobie spokój i zapomni zarówno o Violetcie, jak i mojej babci i ojcu. Po tym jak mężczyzna traktuje syna, mam wrażenie, że nie zasługuje na wysiłek, jaki szatyn wkłada w to, żeby go chronić.
– Chyba mnie nie lubi – mówię po chwili, kiedy on nadal wpatruje się w drzwi.
– Mnie też nie. Na twoim miejscu bym się nie przejmował.
Sama nie wiem, czy powinnam się zaśmiać, czy go pocieszać. W końcu jednak nie robię nic. Mam wrażenie, że jakakolwiek by nie była moja reakcja, zrobiłoby się niezręcznie.
Odwraca się w końcu w moją stronę.
– Skoro o tym mowa. Widziałaś w końcu tego kolesia?
Cholera, mówię w myślach. Świadomość, że to wszystko wina jego ojca, nie pomoże mi w próbach ocieplenia naszych relacji. Mówiłam, że go nie lubię? Teraz modlę się o to, żeby spadł ze schodów.
Kręcę energicznie głowa.
– Ale Ludmiła mówiła…
– Ludmiła jest zazdrosna – przerywam mu. – Wymyśla jakieś głupie historyjki, żeby mnie od ciebie oddalić. Nie wiem czy Veronica naprawdę znowu rozmawiała z tamtą kobietą, ja nie widziałam w kawiarni ani jej, ani żadnego mężczyzny, z którym by rozmawiała.
Ferro naprawdę jest zazdrosna i próbuje oddalić mnie od szatyna. Ale na tym prawda się kończy. Przynajmniej jednocześnie uratuję swój tyłek i oddalę go od blondynki.
Uśmiechnął się i przybliżył.
– A ma powód?
Odwzajemniam jego uśmiech, po czym zarzucam ręce na jego szyję.
– Nie. – Całuję go, przygryzając jego dolną wargę. – Ale zaraz może mieć.
Budzi mnie rozlegający się w całym mieszkaniu dzwonek telefonu. Otwieram oczy i spostrzegam Leona po drugiej stronie łóżka. Najwyraźniej ma twardszy sen niż ja.
Siadam i przez chwilę mu się przyglądam. Ma poczochrane włosy, a na jego twarzy widnieje cień porannego zarostu. Leży na brzuchu, obejmując poduszkę, a kołdra zsunęła mu się na sam dół pleców. Przygryzam wargę. Z każdą godziną przekonuję się, że może być jeszcze przystojniejszy.
Uśmiecham się, kiedy na komodzie zauważam aparat. Wstaję po cichu i biorę do ręki urządzenie. Włączam je – mając nadzieję, że niczego nie zepsuję – i kieruję obiektyw w jego stronę. Wybieram odpowiedni kąt i robię mu zdjęcie. Uśmiecham się dumna z tego, że wyszło nie najgorzej i kładę włączony aparat na poduszce, na której jeszcze chwilę temu spałam.
W mieszkaniu znowu rozlega się dźwięk telefonu. Wychodzę więc szybko, nie przejmując się tym, że nie mam na sobie ubrań, i zaczynam poszukiwania komórki. Po krótkiej chwili znajduję ją na stoliku kawowym w salonie.
Sięgam po urządzenie i ze zdziwieniem zauważam, że dzwoni do mnie jakiś nieznany numer. Marszczę brwi i naciskam zieloną słuchawkę.
– Halo? – odzywam się.
– Violetta? Gdzie ty, do cholery, byłaś przez całą noc? – Krzywię się. Kto by pomyślał – tatuś. Koleżanki ze szkoły zawsze zazdrościły mi tego, że udawało mi się unikać nudnych wykładów rodziców. Po jego tonie obawiam się, że zaraz dowiem się, skąd ta zazdrość. – Twoi dziadkowie martwili się o ciebie. Gdzie jesteś?
Przez chwilę zastanawiam się, co odpowiedzieć.
– U kolegi – mówię w końcu.
– Żartujesz sobie? – Wzdycha. – Następnym razem dobrze by było, gdybyś kogoś informowała o tym, że nie wrócisz na noc do domu.
Przewracam oczami.
– Wy nie opowiadacie mi o tym, co robicie w wolnym czasie.
– Podaj adres. Przyjadę po ciebie.
On sobie ze mnie żartuje czy mówi na serio? Nie mam doświadczenia w tych sprawach, ale raczej wątpię, żeby dziewczyna po numerku, podawała adres swojego znajomego ojcu. Może się mylę, ale w każdym razie ja nie zamierzam tego robić.
– Sama wrócę. Będę za jakąś godzinę.
Rozłączam się, nie czekając na odpowiedź.
Szybko przebieram się w swoje normalne ubrania, po czym zabieram torebkę i opuszczam mieszkanie Verdasa. Jadę po szlaban.
~*~
Eee, tego rozdziału nie miało tutaj być? Miałam pierw napisać 15., ale... Ale to będzie beznadziejny rozdział i zapewne będę się z nim męczyć przez dłuższy czas, więc ten macie już teraz ;p.
Wiem, że to i owo spierdzieliłam, a gif średnio pasuje, bo niczego nie opisałam itd. Przepraszam.
Btw. wiem, że rozdziały są ostatnio często, ale nie przyzwyczajajcie się ;p. Teraz je tak dodaję, ponieważ od czwartku będą się pojawiać o wiele rzadziej, a ja chcę wykorzystać te ostatnie dni wakacji ^-^.
Ten no... przepraszam za to u góry, mam nadzieję, że mimo wszystko oczy Wam nie wypadły i czekam na Wasze opinie XD.
Do następnego ;))
Quinn ;**