3.4.16

24. ~ Kłopotów ciąg dalszy

Notka pod spodem została zaktualizowana (17:40 2016-04-03). Mam nadzieję, że przeczytacie chociaż jej ostatni fragment :)

– Jesteś stuprocentowo pewna, że nie masz, za cholery, pojęcia, kto mógł to zrobić? – pyta mnie Federico po raz setny. 
Ból w żebrach po dwóch tygodniach nie jest już tak silny, jak na początku, ale wciąż nie wykonuje żadnej pracy fizycznej, bo może mi to zaszkodzić.  
Całe dnie śpię, czasem coś jem, a w międzyczasie oglądam telewizję. W nocy natomiast płaczę. Nie, nie z bólu. Z bezradności. Wcześniej te krótkie momenty, w których udawałam sama przed sobą, że jestem Amy przeważały nad tymi, w których potrzebowałam być po prostu Violettą. Teraz zdecydowanie pragnę, żeby Violetta w ogóle nie istniała. Byłoby o wiele prościej, gdybym do końca życia była po prostu Amy. 
W pokoju rozlega się dzwonek komórki Leona. Szatyn wyciąga ją z kieszeni, po czym zerka na ekran, przeprasza i wychodzi aby odebrać. Wiem, że to związane z jego pracą. Nie wykonał ani jednego zlecenia od napadu, a ja nawet nie potrafię mu powiedzieć, że może jechać, bo cholernie boję się zostać sama. Tak więc owszem – przez ostatnie dwa tygodnie, nie spędziłam ani chwili samotnie. Zawsze był przy mnie albo Leon, albo Fede i czuję się przez to jak jedno wielkie obciążenie, ale nie mam pojęcia, co z tym zrobić. 
Przygryzam policzek. Każde kolejne kłamstwo wypowiadam z coraz większym trudem. Za każdym razem, kiedy słyszę to pytanie, odpowiedź jest taka sama – wypowiadanie tych słów powinno być coraz łatwiejsze, powinnam łapać wprawę. Ale zamiast tego za każdym razem czuję się, jakby pytali o to, bo mi nie wierzą – słusznie zresztą. Wiem, że chcą, jak najlepiej i liczą na to, że coś mi jednak przyjdzie do głowy. Ale ja znam odpowiedź, po prostu boję się powiedzieć o tym na głos. Kto wie do czego jest zdolna kobieta, która kazała napaść na własną córkę. 
– Mogę mieć pewne przypuszczenia – oznajmiam. 
Włoch gwałtownie się prostuję i pochyla w moją stronę. Siedzi na fotelu, który wstawił tutaj Verdas, kiedy sypialnia stała się miejscem, w którym spędzam dziewięćdziesiąt procent swojego czasu.  
– Jak to? 
Patrzę na swoje ręce. Przecież mu nie powiem. 
– Nie wiem tego na sto procent. A jeśli okaże się, że nie mam racji, mogę nieźle namieszać. 
Federico wstaje i chodzi przez chwilę po pokoju. 
– Kogo masz na myśli? – pyta w końcu. 
Spoglądam tylko na niego i kręcę lekko głową. Nie mogę tego zdradzić. Nikomu. A tym bardziej Federico.  
– Mówiłaś o tym Leonowi? Policji? Komukolwiek? 
Ponownie kręcę głową. Zaczynam żałować, że w ogóle się odezwałam. 
– Więc co zamierzasz z tym zrobić? 
Dobre pytanie. Sama sobie je zadaje od czasu powrotu ze szpitala, ale wciąż nie trafiłam na odpowiednią odpowiedź. Wyjechać czy nie wyjechać? Powiedzieć komuś czy milczeć? Zemścić się czy pozwolić jej wygrać? Odkąd utknęłam na tym łóżku, to jedyne rzeczy o jakich myślę. 
Włoch wzdycha i teraz pewnie zastanawia się, jak to ze mnie wyciągnąć. Powodzenia. 
Słyszę dzwonek do drzwi. 
– Przyniosę sobie coś do picia – oznajmiam, po czym wstaję i kieruję się do drzwi.  
– Przyniosę ci – proponuje Fede, ale ja tylko kręcę głową i wychodzę.   
Dochodzę do części kuchennej i nalewam sobie soku do szklanki. Podnoszę szklankę, ale zanim zdążam się napić, orientuję się, że Leon rozmawia w przedpokoju z kimś, kto zapewne przed chwilą dzwonił do drzwi. 
– Dlaczego miałaby tu być? – rozpoznaję głos szatyna. – I kim, do cholery, jest Violetta Castillo? 
– Jest moją córką. Rozmawiałem z nią jakiś czas temu i nasza rozmowa została przerwana, od tamtej pory nie mam z nią kontaktu. Jej telefon przez cały czas był wyłączony, aż do dzisiaj. Jej komórka została namierzona w tym mieszkaniu. 
Stoję nieruchomo, kiedy przypominam sobie, jak szatyn przyniósł mi wczoraj nową komórkę po tym, jak tamta została zniszczona. Obyło się bez nowego numeru. 
– To bzdura – oznajmia Verdas. – Nie znam żadnej Violetty. 
Słucham, jak zahipnotyzowana. 
– Niech nie zmusza mnie pan do wzywania policji. 
Nagle puszczam szklankę, a ta spada na podłogę i tłucze się. 
– Federico? – słyszę z przedpokoju. Nie jestem zdolna do odpowiedzi, stoję bez ruchu i wpatruję się w maleńkie kawałki szkła.  
Po chwili kątem oka rejestruję, jak Leon wyłania się zza ściany. Obrzuca mnie tylko szybkim spojrzeniem i wraca do drzwi. Jestem pewna, że zaraz pojawi się tutaj z moim ojcem i mnie zdemaskują. Słyszę jednak tylko trzaśnięcie drzwiami, a zaraz potem dostrzegam jak Verdas idzie do mnie szybkim krokiem. Łapie mnie delikatnie za biodra i odsuwa.  
– Odejdź od szkła. 
Robię kilka kroków w tył, ale wciąż wpatruję się w to samo miejsce. Szatyn pochyla się i zaczyna zbierać najpierw te największe kawałki szkła. Potem bierze miotłę i zamiata te mniejsze. 
– Przepraszam – mówię cicho. 
Podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się.  
– To tylko szklanka. 
Kiwam głową, ale nie zgadzam się z nim. To nie tylko szklanka. To moje kłamstwa, które zaczęły mnie przerastać i niedługo ich pożałuję. 
– Kim był ten mężczyzna? – pytam, kiedy wyciera szmatką podłogę, klejącą się od soku. 
Przez chwilę nic nie odpowiada. 
– Nie mam pojęcia. – Wstaje i patrzy mi w oczy. Nienawidzę, kiedy to robi. – Szukał Violetty Castillo. Kiedy w kawiarni Veronici była jakaś starsza kobieta, też o niej wspominała. 
Wpatruję się w niego bez słowa i walczę z chęcią rozpłakania się i powiedzenia mu całej prawdy. W końcu jednak tylko mocno go przytulam. Na początku jest zaskoczony, ale już po krótkiej chwili, również mnie obejmuje. 
– Wszystko w porządku? – pyta lekko zdezorientowany, a ja kiwam głową, choć mam ochotę powiedzieć prawdę – nic nie jest w porządku. 
Obserwuję Leona, kiedy kładzie się obok mnie. Cholernie pragnę zapytać go o to, co zamierza zrobić z faktem, że był tutaj mój ojciec, ale boję się, że to będzie zbyt podejrzane.  
W końcu chyba wyczuwa na sobie mój wzrok, bo spogląda na mnie i unosi pytająco brew. Przygryzam wargę. 
– Czy... Dowiedziałeś się już, kim jest ta Violetta? 
Oczywiście znam odpowiedź, ale nie mam pojęcia, jakie inne pytanie mogę mu zadać, nie brzmiąc jakbym się bała tego, co powie. 
– Nie, nawet nie próbowałem. Nie miałem czasu.  
Czuję lekką ulgę, ale wciąż dręczy mnie myśl, że po tak dziwnej wizycie na pewno stanie się to dla niego ważniejsze i znajdzie więcej czasu. 
– Po co właściwie chcesz się dowiedzieć, kim jest? 
Wpatruje się we mnie przez chwilę, a ja zaczynam panikować. W końcu jednak odpowiada: 
– Czuję, że jest kimś istotnym w życiu Veronici. Kimś, kogo ona ukrywa i przez to jeszcze bardziej chcę się dowiedzieć, kto to taki. 
– To mogłoby zniszczyć małżeństwo twojego ojca – zauważam. 
– O to właśnie chodzi. Wiem, że coś ukrywa i wiem, że to coś może wszystko zniszczyć. Ale to nie tego się boję. Boję się, że będzie to ukrywać do pieprzonej śmierci. 
Przez chwilę myślę o jego słowach. Obawy Leona byłyby słuszne, gdyby nie ja, Veronica nie miałaby większych problemów z ukryciem swojej przeszłości. Ale ja tu jestem. A Verdas może mi zaszkodzić. 
– Zostaw to – radzę. Unosi brew ze zdziwienia. – W końcu Veronica coś spieprzy. Musi przecież się kiedyś potknąć. Ty próbowałeś przemówić swojemu ojcu do rozumu – nie posłuchał. Jeszcze tego pożałuje, ale ty wtedy będziesz miał to gdzieś. I tym sposobem wygrasz. A oni oboje przegrają, ze swojej winy. Obiecuję. 
– Wrócę za góra trzydzieści minut – mówi, biorąc do ręki klucze i komórkę. 
Dzisiaj ma miejsce historyczna chwila. Po raz pierwszy od napadu, zostanę sama w domu. Czuję się jakbym znowu była małą dziewczynką. Wychowywali mnie dziadkowie, którzy raczej rzadko wychodzili z domu w celu innym niż zakupy albo herbata u znajomych, ale pamiętam, że każde dwadzieścia minut wolnej chaty było dla mnie wielką chwilą. 
– Zamknij za mną drzwi – rzuca, idąc do przedpokoju. Bez słowa podążam za nim. 
Będąc małą dziewczynką, nigdy nie bałam się zostawać sama w domu. Czułam raczej podekscytowanie. Jakbym na te pół godziny zmieniła się w prawdziwą, odpowiedzialną dorosłą. 
Teraz cholernie się boję. Wiem, że to głupie, bo przecież Veronica pewnie nie ma pojęcia, że będę tutaj sama, ale nie mogę zapanować nad strachem. Wiedza wcale mi nie pomaga, właściwie to jest bez znaczenia.  
Ale nie mówię o tym Leonowi. Pora zmierzyć się z lękiem. Dzisiaj zostaję sama w domu, kiedy Verdas idzie do sklepu, a Federico wyszedł, a za tydzień może sama wyjdę z mieszkania.  
Szatyn całuje mnie w policzek i wychodzi, a ja przekręcam zamek zgodnie z jego poleceniem. 
Kolejne dwadzieścia minut przebiega spokojnie, więc kiedy słyszę dzwonek do drzwi, gratuluję sobie w duchu. Udało mi się nie dzwonić do Leona, błagając go o to, żeby wrócił. Traktuję to jako swoje mało zwycięstwo. 
Otwieram drzwi z przekonaniem, że to Leon pewnie zapomniał kluczy. Przypominam sobie, że je zabierał, dopiero w chwili, w której dostrzegam swojego ojca. Otwieram szybko oczy. Najwyraźniej jestem równie zaskoczona, co mój ojciec, który właśnie przygląda się mojej twarzy. 
Ale co się mu dziwić? Znajduje swoją córkę w mieszkaniu zupełnie obcego faceta, który poprzedniego dnia zarzekał się, że nikogo takiego nie zna. Wspominałam już, że na moim policzku wciąż widnieje sporych rozmiarów pamiątka po tym, jak zostałam pobita? Może nie zauważy... 
– Violetta? 
Zanim zdążam zareagować, słyszę dźwięk windy. Drzwi się rozsuwają i ukazuje się nam Leon, który na widok mnie i mojego ojca przyspiesza. 
– Amy, miałaś nikomu nie otwierać – mówi i staje między mną a William'em. 
– Amy? – pyta.  
Szybko w myślach analizuje sytuację. Mój ojciec rozmawia ze mną przez telefon, kiedy nagle upuszczam słuchawkę. Po dwóch tygodniach, znajduję mnie z siniakami w mieszkaniu jakiegoś gościa, który zakazał mi otwierać drzwi. 
Chyba mam kłopoty.

~*~

Ta dam! Jednak najpierw napisałam tutaj, więcej weny :D. No i zrobiłam to tydzień później niż miałam, ale w zeszłym tygodniu nie miała czasu - święta itd. Ale rozdział nie jest njagorszy, chyba :p.
Od razu przepraszam za wszystkie błędy. Sprawdzałam, ale mogłam coś przeoczyć :D. Wczoraj, jak zaczęłam to pisać to waliłam jakieś dziwne błędy i to nie była ortografia tylko np. wstawiałam nieświadomie jakieś randomowe słowo zamiast tego, o którym myślałam. Ewentualnie łączyłam dwa słowa w jedno. Whatever, jestem dziwna XDDDDD.
Zwalmy to na stres, w tym tygodniu nie idę do szkoły, bo mamy jakieś ćwiczenia i każdy musiał sobie znaleźć jakieś miejsce, w którym przez tydzień będzie odbywał bezpłatne praktyki. Ja mam bibliotekę i pracuje tam nawet jednak Polka, ale i tak strasznie się stresuje ze względu na język. Nie mam problemu z rozmawianiem z moimi nauczycielami i znajomymi z klasy, bo oni wiedzą, że jestem nowa, ale kiedy np. przychodzi nauczyciel na zastępstwo to panikuję ;p. No nic, trzymajcie kciuki :D.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał (następny postaram się napisać na heroes) i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego! ;)

Quinn :*

[EDIT] Powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania i mimo, że jeszcze mam do napisania kilka (może nawet kilkanaście rozdziałów) to zaczęłam się już zastanawiać nad tym, co będzie, kiedy to się skończy. Wpadłam na wg mnie dobry pomysł (kompletnie inny, niż to, co pisałam wcześniej ;p) i w przypływie weny napisałam prolog. Znajduje się on tutaj. Byłabym ogromnie wdzięczna, gdybyście go przeczytali i wyrazili swoją opinię, bo to mi podpowie czy warto iść w tę stronę. Wiem, że pewnie Wam on niewiele powie, ale to zawsze coś.
No i przede wszystkim - spokojnie. Nie będę przyspieszać zakończenia tej hitorii. Skończy się, kiedy będzie na to czas, ale warto pomyśleć o tym, co dalej :).
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X