31.1.16

21. ~ Koniec ze skrupułami


Siedzimy w ciszy. Z jednej strony jej milczenie mnie dziwi, stresuje, ale jednocześnie się przy nim uspokajam. Okej, ona wie. Nie mam pojęcia, skąd i jak długo, ale ważne jest to, że wie.  
I może powiedzieć Leonowi. Dziadkom. Ojcu.  
10.. 9... 8... 
– Skąd wiesz? I od jak dawna? – pytam, prostując się i unosząc podbródek. Nie mam zamiaru dać jej tej satysfakcji. To nie ona ma tutaj przewagę.  
Przygląda mi się. 
Ona stoi, a właściwie to chodzi po całym pokoju, kiedy ja siedzę na kanapie. Postanawiam zmienić pozycję. Pragnę pokazać jej całym ciałem, że się jej nie boję. Opieram się o oparcie sofy i wygodniej się układam.
– Odkąd twoja babcia przyszła do kawiarni. Moje myśli zajmował temat, na jaki rozmawiałyśmy i wtedy napatoczyłaś się ty. – Zajmuje miejsce w fotelu naprzeciwko. – Chcę, żebyś po wyjeździe z kraju, więcej tu nie wracała i nie kontaktowała się z moją rodziną. Zapłacę ci. 
Postanawiam zignorować to, jak powitała swoją córkę po tych latach. Już dawno odkryłam, że jest zimną suką bez serca. A ja, żeby stać się godnym przeciwnikiem, powinnam stać się taka sama.  
Uśmiecham się. To ja teraz decyduję, jak to będzie wyglądało. Kładę swoje stopy na stoliku kawowym. 
– Właściwie to dobrze mi tutaj – oznajmiam. – Spójrz wokół. Mój chłopak jest przystojny, zabawny, miły... Ah, chyba się zakochuję, mamo. 
Rozwścieczam ją z każdym słowem coraz bardziej i daje mi to ogromną satysfakcję. Teraz to ja rozdaję karty. 
– Wynoś się albo powiem Leonowi, kim jesteś! – podnosi głos, ale ja wciąż siedzę w miejscu, a mój uśmiech staje się coraz szerszy.  
– Co mu powiesz? Że jestem twoją córką, którą zostawiłaś, bo postanowiłaś zostać dziwką? Nie mogę się doczekać jego powrotu. 
Nie byłaby zdolna się do tego przyznać. Właśnie to daje mi przewagę. Ona ma zbyt wiele do stracenia, a ja? Na niczym nie zależy mi bardziej, niż na tym, żeby zniszczyć jej życie. 
– Nie chcę pieniędzy – oznajmiam, oglądając swoje paznokcie. – Ale twoi starzy rodzice... Przydałoby im się trochę dołożyć do emerytury. Myślę, że mała sumka co miesiąc z konta twojego męża, przekonałaby mnie do ciebie. A jeśli ja cię polubię, może zbliżę do siebie ciebie i Leona. Słyszałam, że chcesz jego sympatii. 
Rozglądam się, po czym zdejmuję stopy ze stolika i pochyla się. 
– Mówił mi, że cię nie lubi – szepczę, jakbym wyjawiała jej wielki sekret. Ta zabawa podoba mi się coraz bardziej. – A mnie chyba tak. – Ponownie opieram plecy i kładę stopy na poprzednim miejscu. – Pokazuje mi to za każdym razem, kiedy jest w mieście. Jeśli jego ojciec jest tak samo dobry w łóżku... Wow, ale z nas szczęściary! – Śmieję się, podczas, gdy ona siedzi bez ruchu i gotuje się w środku. – Swoją drogą, ty masz ojca, a ja syna. Ja i Leon nie musimy się martwić u kogo spędzimy święta. 
Wybuch za 3... 2... 1... 
– Słuchaj gówniaro! – Wstaje i nawet nie zauważa, że do domu wchodzi Leon. Na szczęście ja tak. Myślę, że to idealny moment, żeby odegrać przestraszoną Amy. – Wynoś się stąd! Z tego mieszkania, z kraju i z naszego życia! 
– Veronica! 
Ups... 
Kobieta gwałtownie się odwraca i zastyga na widok młodszego Verdasa. 
Ja również wstaję, na mojej twarzy pojawia się strach. 
– Leon, musisz coś wiedzieć – wyrywa się, kiedy szatyn się do nas zbliża. 
– Tak, Leon. Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego – oznajmiam. 
Veronica odwraca się w moją stronę rozwścieczona.  
– Ani słowa! 
– Veronica, wyjdź – mówi stanowczo Verdas.  
Patrzy na niego zaskoczona. 
– A-ale... 
– Wyjdziesz stąd sama czy mam poprosić o pomoc ochronę? 
Przez chwilę stoi oniemiała, ale w końcu wolnym krokiem zbliża się do drzwi. Od razu rzucam się na Leona i wtulam twarz w jego ramię. On bez wahania oddaje uścisk i głaszcze mnie uspokajająco po plecach. 
– Leon, ona jest nienormalna – mówię cicho, ale wiem, że słyszała. 
Tuż przed drzwiami zatrzymuje się i odwraca w naszą stronę. Wykorzystuję, Verdas jest odwrócony do niej plecami i uśmiecham się, po czym do niej kiwam. 
W tej chwili wyzbywam się wszelkich skrupułów.  

– O co chodziło Veronice? – pyta szatyn, bawiąc się moimi włosami, kiedy leżymy obok siebie na jego łóżku. 
Przygryzam wargę. 
– Nie mam pojęcia – kłamię. – Przyszła chwilę przed twoim powrotem. Mój widok tutaj chyba ją zdziwił... i zdenerwował. Zaczęła krzyczeć. – Podnoszę na niego wzrok. – Myślę, że jest z nią coś nie tak. Przecież normalni ludzie się tak nie zachowują. 
W milczeniu przetrawia moje słowa. Widzę po nim, że mi wierzy. 
W tej chwili przestaję dbać o cokolwiek. Mam gdzieś moich dziadków, ojca... Zrobię wszystko, żeby zniszczyć Veronicę – nawet jeśli zniszczę również siebie. 
Będę powoli oddalać ją jeszcze bardziej od Leona, potem od jej męża – co może się okazać łatwiejsze niż myślałam, skoro szuka sobie kochanek – a kiedy będzie próbowała to naprawić, ja zadam ostateczny cios. 
Koniec z jakimikolwiek skrupułami, zasadami. Teraz jedyne uczucia we mnie to nienawiść i chęć zemsty
– Przepraszam cię za nią – odzywa się w końcu szatyn. 
Kręcę głową, po czym podnoszę się lekko i delikatnie muskam jego wargi swoimi. 
– Nie lubi mnie – szepczę, kiedy nasze usta dzielą milimetry. – Chce, żebym wyjechała. 
Wpatruję mi się w oczy, żadne z nas się nie odsuwa. 
– Skąd w ogóle pomysł tego całego wyjazdu? 
Wzruszam ramionami. 
– Ojciec mi to zaproponował. Miałabym szansę się do niego zbliżyć. Poza tym miałam do dupy pracę i dość mieszkania z dziadkami. 
Kiedy kończę, całuje mnie. Mocniej niż ja jego wcześniej, ale wciąż delikatnie. 
– Wprowadź się do mnie. 
Zamieram.  
Okej. Tego się nie spodziewałam. 
Wpatruję się przez chwilę w niego z szeroko otwartymi oczami i czekam, aż zacznie się śmiać. Albo zrobi cokolwiek, co da mi znać, że to tylko głupi żart. 
Ale nic się nie dzieje. Patrzy na mnie, jakby czekał na odpowiedź. Jakby właśnie nie zaproponował wspólnego mieszkania, lasce, którą ledwo co zna; z którą tylko i wyłącznie sypia. 
– Nie znasz mnie – oznajmiam, a on mnie całuje. – I ja nie znam ciebie. 
– Więc się poznamy. 
– Nie chciałeś dziewczyny. A nie proponuje się zamieszkania razem zwykłej kochance. 
Wzrusza ramionami. 
– Może zmieniłem zdanie. 
Kręcę głową. Nie wiem z jakiego powodu. Czy zaprzeczam jego słowom, czy nie zgadzam się na jego propozycję. Jestem pozbawiona zdolności do mądrego przemyślenia sprawy. Jego słowa zbyt mnie zaskakują. 
On też nie wie, o co mi chodzi, ale to go przed niczym nie powstrzymuje. W błyskawicznym tempie przewraca nas tak, że teraz to ja leżę na plecach, a on wisi nade mną i mnie całuje. 
Dopiero po kilku minutach, odzywa się. 
– Często wyjeżdżam. Przez większość czasu, miałabyś to mieszkanie dla siebie, jest bliżej centrum i nie musiałabyś wyjeżdżać na inny kontynent, żeby nie mieszkać z dziadkami.  
Całuje mnie w szyję, a ja z każdą sekundą mięknę. W końcu podnosi na mnie wzrok i czeka na odpowiedź. 
Przygryzam wargę. 
– Pomyślę. 
Wpatruję się w puste walizki na moim łóżku. Mam trzy opcje. 
  1. Spakować się i lecieć z ojcem do Francji. 
  2. Spakować się i wprowadzić do Leona. 
  3. Schować je i dalej mieszkać z dziadkami. 
Opcja wyjazdu odpada. Nie dam Veronice tej satysfakcji. Zostanę tu i zniszczę jej życie choćby nie wiem, co.  
Mieszkanie z dziadkami mogłoby sprawić wiele problemów. Oni o zbyt wiele pytają. Babcia węszyłaby, aż dowiedziałaby się prawdy, a wtedy uniemożliwiłaby mi zemstę na mojej matce. 
Z kolei opcja zamieszkania z Leonem, wiele by ułatwiła. Pytanie brzmiało: czy jestem gotowa zamieszkać z prawie obcym facetem, tylko po to, żeby się zemścić? 
Po chwili zastanowienia wyciągam komórkę. Wybieram odpowiedni numer i wciskam zieloną słuchawkę.  
– Leon?

~*~

Przyznam nieskromnie, że mi się podoba :D.Jeśli czytacie SOYH, to wiecie, że wczoraj dodałam beznadziejny rozdział, a kolejnym w tym tygodniu chciałam Wam to wynagrodzić. Mam nadzieję, ze się udało :D.
Nie jest długi, ale starałam się, pisząc go i wydaje mi się, że jest znośny :). Poza tym, pomysł z tym, że Veronica wie o wszystkim był dość spontaniczny i się go obawiałam, ale teraz widzę, że otworzył przede mną dużo możliwości rozumaicenia formuły. Tak więc, myślę, że w przyszłości będzie ciekawie ^^.
Btw ostatnio mam coraz częściej wrażenie, że mówię bez jakiegoś ładu skłądu, a czasem nawet sensu (podczas rozmowy z koleżanką z Polski, jakimś cudem połączyłam podświadomie dwa zdania i napisałam jej o rzeźbach w ciąży :")), więc jeśli będzie Wam coś nie grało pod względem gramatycznym i każdym innym, to proszę, żebyście napisali w komentarzu – nie obrażę się, a wręcz będę wdzięczna. Staram się wyłapywać te idiotyczne błędy, ale czasem nie od razu ogarniam, że coś z jakimś zdaniem jest nie tak XDD.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na opinie :*

Do następnego! :P

Quinn ;**

5.1.16

20. ~ Violetto



 – Veronica jest u siebie? – pytam koleżanki z pracy. 
– Tak, ale... Nie powinnaś mieć dzisiaj wolnego? 
Nie odpowiadam. Mam wolne dzisiaj, i jutro, i pojutrze, i do końca życia. Mam dość tej pieprzonej kawiarni. 
Podchodzę do gabinetu Veronici i pukam, po czym, nie czekając na zaproszenie, lekko otwieram drzwi i wsuwam głowę do pomieszczenia. Szybko zauważam, że moja matka nie jest sama. 
O ścianę przy drzwiach opiera się Leon, a przy biurku stoi ona i jego ojciec.  
– Amy, nie teraz – rzuca i pochyla się nad jakimiś papierami. – Co tu w ogóle dzisiaj robisz? 
– J-ja... – jąkam się, czując na sobie wzrok szatyna. Przełykam ślinę. – Ja tylko chciałam przynieść pani to – oznajmiam, po czym podchodzę do biurka, na którym kładę swoje wypowiedzenie. 
Na chwilę odrywa wzrok od papierów i patrzy na kartkę. Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Też się cieszę, że nie będziemy musiały się już więcej widywać. 
– Co skłoniło cię do takiej decyzji? – pyta, ale widzę, że ma to gdzieś. Mimo to, odpowiadam. Nie po to, żeby do niej dotarła ta informacja. Bardziej zależy mi na tym, żeby dowiedział się o niej jej pasierb.
– Wyjeżdżam za granicę. 
Podnosi na mnie wzrok. 
– W takim razie powodzenia. 
Posyła mi chyba najbardziej fałszywy uśmiech, jaki miałam okazję zobaczyć i wraca do poprzedniej czynności. 
– Do widzenia – mówię z nadzieją, że nie nadarzy się okazja zobaczenia jej ponownie i opuszczam gabinet. 
Słyszę, jak Leon mnie woła, ale staram się to olać i jak najszybciej opuścić lokal. Wychodzę na ulicę i przyspieszam, ale on idzie za mną. Wzdycham głośno i nie zwracam na niego uwagi, ale w pewnej chwili łapie mnie za rękę i zatrzymuje. 
– Spieszę się. 
– Musimy porozmawiać. 
Chce mi się śmiać. 
– Teraz? Możesz s...– Przerywa mi dzwonek jego komórki. – Odbierz. 
Wzdycha głośno i wyciąga telefon z kieszeni. Przybliżam się i niedyskretnie zerkam na wyświetlacz. Thea.  
– Porozmawialiśmy – oznajmiam, po czym wyrywam swoją rękę i odchodzę od niego szybkim krokiem.
Nienawidzę jego, tej szurniętej wariatki, beznadziejnej kawiarni i każdej chwili jakiej na nich zmarnowałam. Po co mi to wszystko było? Nic nie zyskałam, a tylko straciłam czas. 
Spodziewałam się, że się na niej zemszczę; sprawię, że upadnie i już nigdy się nie podniesie, a tymczasem co najwyżej dołożyłam jej paru sprzeczek w pasierbem. Geniusz zła. 
Nie chcę tego ciągnąć. Jeśli jej mąż ma się dowiedzieć, kiedyś to się stanie. A ja w tym czasie uwolnię się od niej. Mszcząc się na niej, mszczę się również na sobie. 
Najlepszym sposobem na spokój jest wyjazd i zostawienie za sobą tego wszystkiego. Wierzę, że ona w końcu dostanie to, na co zasłużyła, ale oficjalnie kończę z przyspieszaniem tego.

Jestem w trakcie sprzątania w swojej szafie i przemyślania tego, co powinnam ze sobą zabrać do Francji, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Wzdycham, bo wiem, że nie jest to nikt, z kim chciałabym teraz rozmawiać. Mimo to, zapraszam tego kogoś do środka. 
Unoszę na chwilę głowę i zerkam do drzwi. Babcia. 
Nic nie mówiąc, wracam do poprzedniej czynności, a ona wchodzi i zamyka za sobą drzwi. 
– Nie wyjeżdżaj – mówi bez ogródek. 
Nie przerywam mojej czynności i po chwili zastanowienia, postanawiam nie zwracać uwagi na to, co powiedziała. 
– Zostawię tu sporo rzeczy, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko. 
– Nie powinnam sprowadzać tu twojego ojca.  
Chcę przerwać i nawrzeszczeć na nią. Powinna zrobić to dawno temu. Na myśl, że przez te wszystkie lata miałam ojca, który byłby w stanie zapewnić mi lepsze życie, pomóc zapomnieć o kobiecie, która wydała mnie na świat, mam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. 
Powstrzymuję się jednak. Nic tym nie zdziałam. 
Ta szansa przyszła za późno, ale i tak mam zamiar ją wykorzystać. Jej gadanie tego nie zmieni. 
– Przecież masz pracę. Poza tym, nie powinnaś mieć okresu wypowiedzenia? 
– Do tego potrzebowałabym umowy o pracę, której nie posiadam. 
– Jak to? Dlaczego? 
Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią, ale w końcu mówię prawdę. 
– Bo facet, który dał mi tę pracę jest idiotą, a jego szefowa dziwką. 
– Violetta! 
Nie będę cofała swoich słów. Chciała prawdy, to ją ma. 
– Wyjdź. Chcę być sama. 
Jej smutek zamienia się w złość, rozczarowanie – widzę to w jej oczach. Ja też jestem zła i rozczarowana – sobą, nimi, Leonem... Ale muszę z tym żyć. Oni też. Dlatego właśnie nic nie mówię, aż opuszcza mój pokój i daje mi święty spokój. 
Słyszę dźwięk swojej komórki, ale po zobaczeniu na wyświetlaczu imienia Verdasa, odrzucam połączenie. To samo robię z trzema kolejnymi, aż w końcu dostaję sms'a. Mam ochotę go usunąć bez czytania, ale ciekawość zwycięża i w końcu otwieram wiadomość. Przecież i tak to zignoruję i usunę.  
Zejdziesz przed dom, czy wolisz, żebym ja wszedł? 
Od razu rzucam aparat, po czym sięgam po bluzę i zbiegam na dół. Jestem pewna, że jak tylko babcia go zobaczy, od razu pozna, że to pasierb Veronici. Nie może się o tym dowiedzieć. 
Wybiegam z domu i staję gwałtownie przed furtką. Rozglądam się i po chwili dostrzegam jego samochód. Odwracam się w stronę okna kuchennego, aby uzyskać pewność, że nikt mnie nie obserwuję i wsiadam do auta. 
Leon od razu się do mnie odwraca i otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale ja go uprzedzam. 
– Dupek! Nie wierzę, że mnie szantażujesz! Mogę to zgłosić na policję. 
– Ciebie też miło widzieć – oznajmia i odpala samochód. 
– Nigdzie z tobą nie jadę! – mówię stanowczo, a kiedy mnie ignoruje, dodaję: – To porwanie! 
– Nie będę zaprzeczał. 
– Nawet nie zamierzasz przeprosić? Albo zrozumieć, że robisz źle i odwieźć mnie do domu? 
– Nie. 
Zdaję sobie sprawę, że nic nie poradzę i i tak zwiezie mnie tam, gdzie będzie chciał. Poza tym nie mam zamiaru z nim dyskutować ani o tym, co zrobił teraz, ani o tym, co robił wcześniej. 
W końcu zrozumie, że jego wysiłki idą na marne i zostawi mnie w spokoju. 
– Nie postawię nogi w twoim mieszkaniu – mówię, kiedy zauważam, iż zmierzamy w kierunku jego osiedla.

Kilka godzin później... 


– Moja matka – eksdziwka – ma teraz męża i pasierba – oznajmiam. – Mieszka tutaj, w Chicago i nie chce mnie widzieć. 
Wcale nie jest środek nocy. Wcale nie siedzę z Leon na kanapie w jego mieszkaniu. Wcale nie jesteśmy wstawieni. 
A zresztą. Jutro będę się czuła okropnie, ale dzisiaj... Dzisiaj jest wspaniale. Mogę tu siedzieć i gadać z dupkiem, który chyba jako jedyny mnie rozumie. Nawet jeśli nie zna wszystkich faktów.  
– Mój ojciec ma kochankę – odpowiada, a ja czuję w środku radość. Fajna jest świadomość, że mąż mojej wstrętnej matki jej nie kocha. – Moją byłą żonę Thea'ę. 
Krztuszę się winem, które właśnie popijałam, a on lekko klepie mnie po plecach. Po chwili się uspokajam i siadam zwrócona w jego stronę. 
Siedzi kompletnie wyluzowany. Nogi opiera o stolik do kawy, a jego łokieć znajduje się na oparciu kanapy. 
– Wygrałem – mówi, jakby właśnie nie zrzucił bomby. 
Przez chwilę siedzę w milczeniu i zastanawiam się, czy aby na pewno mi się to nie wydawało.  
– Nie przeszkadza ci to? 
– Przeszkadza – odpowiada. – Ale znam Thea'ę. Albo chodziło o mnie, albo o kasę. Dlatego w ostatnich dniach okazałem jej trochę zainteresowania i namówiłem ją, żeby odeszła od ojca, po czym kupiłem jej bilet do Holandii z obietnicą, że do niej dotrę za parę dni, bo mam tam zlecenie. 
– A masz? 
– Miałem. Rok temu. 
Przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu, po czym wybuchamy śmiechem. 
– Nie szkoda było ci kasy? – pytam. 
– Mam dostęp do konta taty. Teraz to jego laska – niech on za nią płaci. 
Śmieję się jeszcze bardziej. 
– Przepraszam, że nie posłuchałam cię wcześniej. 
– Mogłem zadzwonić i powiedzieć ci, zanim cokolwiek zrobiłem. 
Kiwam lekko głową, a on pochyla się i lekko muska moje wargi swoimi. 
W tej chwili już nic nie wiem. 
Opieram więc głowę o jego tors i leżymy w milczeniu. Nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, kiedy zasypiam. 
 
Następnego dnia budzi mnie dzwonek do drzwi. Rozglądam się dookoła, ale dociera do mnie, że jestem w mieszkaniu sama. Dostrzegam na stoliku kartkę, na której Verdas napisał, że musiał wyjść i wróci niedługo. 
Wzdycham, po czym wstaję i podchodzę do drzwi. Moim oczom ukazuje się Veronica. 
Nie siląc się na uprzejmości, oznajmiam: 
– Leon wyszedł. 
Mierzy mnie wzrokiem i odpowiada: 
– Mogę na niego poczekać, z tobą. Właściwie to chciałam się z tobą skontaktować, zanim wyjedziesz. – Podnosi wzrok i patrzy mi w oczy. – Musimy porozmawiać, Amy. A raczej Violetto.

~*~

Bum! Ktoś się spodziewał? Wiem, że nie ^^. A przynajmniej mam taką nadzieję :P.
Wiem, że na rozdział dużo musieliście czekać, ale po pierwsze mam też dwa inne blogi (zapraszam :D) i najpierw skupiłam się na nich, bo tam rozdziały ni pojawiły się od dłuższego czasu. Poza tym święta, a po świętach się przeziębiłam, więc leżałam w łóżku i oglądałam parodię telenoweli (myślałam, że to będzie największe gówno jakie zobaczę, a potem się wciągnęłam, i teraz oczekuję na nowe odcinki :DDD) i po chorobie też, jak miałam chwilę to oglądałam to, a nie pisałam rozdział  – przepraszam XD.
W każdym razie mam nadzieję, że takim rozdziałem Wam to wynagrodziłam, bo się starałam :). Mam nowego lapka, więc może next będzie szybciej, ale w czwartek wracam do sql, a następne dłuższe wolne to ferie wiosenne (zimowych nie posiadam ;/), więc nic nie obiecuję. Na pocieszenie powiem Wam, że 11.06 zaczynają mi się wakacje, a wtedy mam zamiar pracować nad blogami jeszcze ciężej niż w zeszłe :DDDD. 
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;**.

Do następnego! ;p

Quinn ;**
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X