22.5.16

25. ~ Ostatnie chwile



Oczami wyobraźni widzę, jak to wszystko się rozwija. 
Mój ojciec dowiaduje się, co robiłam przez ostatnie miesiące. Wkurza się, niszczy cały mój plan i wywozi mnie do Francji. Wcześniej o wszystkim opowiada dziadkom, a oni są wściekli, rozczarowani. Nie tak mnie wychowali. Nigdy nie uczyli, że zemsta jest czymś dobrym. Ale jak jej nie pragnąć, kiedy Twoją matką jest prostytutka, która Cię porzuca? Czy pragnienie zemsty nie jest w moim życiu nieuniknione? W końcu wiem, że to złe, nieodpowiednie, a i tak czuję wewnętrznie, że muszę to zrobić.
Ta kobieta nie tylko mnie porzuciła. Zostawiła mnie dziadkom, którzy nie potrafili poradzić sobie w tym wieku z kolejną buntowniczą nastolatką; która była tylko problemem. Odebrała mnie mojemu ojcu. Ojcu, który tak bardzo pragnął dzieci. Miał żonę, środki i siły. Mogłabym mieć normalną rodzinę, a ona mi to odebrała. Nasłała bandytów na własną córkę. Pobili mnie tak, że boję się sama wyjść z domu. Mam jej to tak odpuścić?
Gdy mój ojciec mnie wywozi, ona tutaj zostaje. Razem ze swoją nową szczęśliwą rodzinką. Zapomina o mnie i żyje dalej, życiem, które jej się nie należy.
Ale to nie to jest najgorsze. W jednej chwili uświadamiam sobie, o co boję się najbardziej.
Leon dowiaduje się o wszystkim. O tym, że nie ma żadnej pieprzonej Amy. Jest tylko Violetta Castillo, która go wykorzystała do zemsty, jak jakiś przedmiot. Manipulowała nim, mając gdzieś to, co czuje. Zaczyna ją nienawidzić – słusznie zresztą. Nie chce jej nigdy więcej widzieć.
Jednak ja i Veronica nie różnimy się tak bardzo. Obie budujemy swoje życia na kłamstwach, które same sobie wmówiłyśmy.
Ona wyobraziła sobie rzeczywistość, w której nigdy nie była prostytutką; w której spotkała osobę, którą kochała. Stworzyła rodzinę z nim i z jego synem, została właścicielką kawiarni i nie ma żadnej córki.
W moim wyimaginowanym świecie mam na imię Amy i mogę być z chłopakiem, w którym się zakochałam. Mieszkam z nim i jestem normalną dwudziestojednolatką, która uporała się ze swoją przeszłością; pogodziła się z nią.
Oba światy są tylko kłamstwami, bajkami.
Nie mam wątpliwości, co do tego, że Veronica nie zasługuje na bajkę, w której żyje. Nie należy jej się to. A mi? Czym się od niej różnię? Jestem egoistką. Zawsze nią byłam. Kiedy matka odeszła, twierdziłam, że moje szczęście jest ważniejsze od tego, czego chce ona. Kiedy buntowałam się w szkole, miałam gdzieś to, co czuli dziadkowie, uznawałam, że miałam prawo być taka, jaka byłam. Olałam ich też wtedy, kiedy postanowiłam na własnej skórze przekonać się, czemu dla matki to, co robiła było tak ważne. Byłam przekonana, że zemsta również mi się należy, bez względu na to czy ranię tym dziadków, ojca i Leona.
Jestem pieprzoną egoistką, zawsze nią byłam i już będę. Bo choć wiem, że będę tego żałowała, chcę żyć w mojej bajce jeszcze przez chwilkę. Chcę żyć życiem Amy jeszcze te ostatnie kilka, kilkanaście dni.
Dlatego właśnie robię wszystko, aby moje kłamstwa nie wyszły na jaw. Jeszcze nie teraz.
– Leon – mówię i rzucam mu się na szyję. – Myślałam, że to ty zostawiłeś klucze.
Obejmuje mnie i dzięki temu, że stoi odwrócony plecami do mojego ojca, nie widzi go. Nie widzi tego jak przygląda nam się zdezorientowany. Ja jednak mam idealny widok na jego zdziwione, pytające spojrzenie.
Patrzę na niego błagającym wzrokiem i bezgłośnie proszę, aby odszedł, mając nadzieję, że umie czytać z ruchu warg.
Verdas odwraca się bokiem, wciąż mnie przytulając.
– Nie wiem, gdzie jest pańska córka i jeśli za chwilę pan stąd nie odejdzie, wezwę policję.
William przez chwilę stoi i obserwuje mnie. Wzrokiem proszę go, żeby zrobił to, o co prosi Leon. Niepewnie odchodzi bez słowa, wciąż się w nas wpatrując.
– Wszystko w porządku? – pyta szatyn, kiedy mój ojciec znika.
Kiwam głową, po czym chowam ją w zagłębieniu jego szyi. W tej chwili to jedyne miejsce, w którym chcę być.

Jest godzina druga w nocy. Leon śpi, a ja leżę odwrócona do niego plecami i próbuję zasnąć – od jakiś trzech godzin.
Niedługo po wyjściu mojego ojca, napisałam do niego smsa z prośbą o spotkanie jutrzejszego dnia – nie odpisał. Boję się, że jutro tu wróci i o wszystkim opowie Leonowi. Boję się też tego, jak jutro wymknę się z mieszkania. Będę musiała wymyślić kolejne kłamstwo. Znowu go okłamię. Ale czy to ważne? W trakcie całej naszej znajomości więcej razy skłamałam niż powiedziałam prawdę, nie powinno mnie to już ruszać. A jednak rusza z każdą chwilą coraz bardziej.
Znienawidzi mnie i tak. Bez względu na to czy będę tłumaczyć się z jednego kłamstwa mniej lub więcej. Kiedy się dowie, nie będzie chciał mnie znać. Ale kto zachowałby się inaczej na jego miejscu?
W myślach analizuję, jak do tego doszło. Jak go do tego wciągnęłam? Dlaczego to zrobiłam? Jak mogłam nie przewidzieć skutków?
Myślałam, że będzie tylko manekinem, marionetką. Że spędzę z nim trochę czasu, zbliżymy się do siebie, ale jednocześnie oboje nic nie poczujemy. Byłam głupia. Teraz bez względu na to, co zrobię, zranię nas obu.
Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to wszystko będzie wyglądało bez Leona. Pragnienie zemsty nagle zaczyna blednieć w porównaniu z tym, co daje mi Verdas. Nie moglibyśmy uciec gdzieś daleko? Odciąć się od wszystkich ludzi stąd. Udawać, że nie istnieją. Dlaczego nie mogę zostać Amy już na zawsze?
Niestety dobrze znam tę cholerną odpowiedź. Myśl o przyszłości tak mnie przeraża, że nawet nie zauważam, kiedy zaczynam łkać do poduszki.
– Amy? – Czuję, jak Leon zaczyna się za mną ruszać. – Co się dzieje?
Kiedy odwracam głowę w jego stronę, dostrzegam, że odwrócił się przodem do mnie. Robię to samo i przytulam się do niego póki jeszcze mogę.
– Kocham cię – szepczę po chwili i od razu uświadamiam sobie, że to jest chyba najprawdziwsza rzecz, jaką mu w życiu powiedziałam.
Na chwilę zamiera, ale po kilku sekundach słyszę przy swoim uchu:
– Ja ciebie też.
Właśnie to boli najbardziej. Wolałabym, żeby tylko się mną bawił, nic do mnie nie czuł. Wtedy nie zraniłabym go tak bardzo, kiedy poznałby prawdę.
Nienawidzę siebie za doprowadzenie do tego, iż jego miłość do mnie boli.
– Przepraszam – mówię prawie bezgłośnie.

Nerwowo zerkam na zegarek wiszący w kawiarni. William spóźnia się już dziesięć minut. Nie odpowiedział na mojego smsa, ale wmawiam sobie, że przyjdzie. Musi przyjść.
Poprosiłam Leona, żeby pojechał dla mnie do sklepu, który znajduje się na drugim końcu miasta, a na spotkanie wybrałam kawiarnię znajdującą się niedaleko od jego mieszkania. Jeśli mój ojciec pojawi się w ciągu następnych kilku minut, powinnam wrócić do domu przed Verdasem i móc udawać, że byłam tam przez cały czas.
Znowu go okłamać.
Oddycham z ulgą, kiedy w kawiarni pojawia się mój ojciec. 
Zdecydowałam, że nie powiem mu prawdy. To niesie ze sobą zbyt wielkie ryzyko. Zbyt wielkie ryzyko, że wszystko wygada, a wtedy nie tylko zniszczy mój plan zemsty na Veronice. Przede wszystkim odbierze mi ostatnie chwile z Leonem, jakie nam zostały. Nie pozwolę mu na to.
Dokładnie przemyślałam każde kłamstwo, jakie mu dzisiaj wcisnę. Każde kłamstwo, którym kupię więcej czasu dla siebie i Leona.
William zajmuje miejsce naprzeciwko mnie, a ja się prostuję.
– Chyba masz mi dużo do wyjaśnienia.
Kiwam głową.
– Wiem, jak to wygląda, ale mój chłopak nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądam – oznajmiam, i zanim zdąża odpowiedzieć, kontynuuję: – Znalazłam się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie i jacyś przypadkowi ludzie próbowali mnie okraść. – Wzruszam ramionami. – Zdarza się.
– Kim jest ten mężczyzna i dlaczego mówi do ciebie Amy?
Moja twarz jest bez emocji. Stawka jest zbyt duża, nie mogę sobie pozwolić na spieprzenie tego.
– Jest moim chłopakiem. Zamieszkałam z nim, bo miałam dość dziadków, ale nie chciałam wyjeżdżać do Europy.
Studiuje moją twarz tak, jakby czekał, aż moja mina w jakiś sposób zdradzi to, że kłamię. Nie mogę dopuścić, aby do tego doszło.
– Dlaczego nie mówi do ciebie po twoim imieniu?
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – Kiedy potwierdza to skinieniem głowy, wyjaśniam: – Próbowałeś się kiedyś wcielać w inne rolę w sypialni? Bo my robimy to dość często. Gram różne postacie o jednym imieniu. W takiej sytuacji, każdy ma prawo do przejęzyczenia.
Wpatruje się we mnie zszokowany, a ja wygodniej się rozsiadam.
– Twierdzi, że nie zna nikogo takiego, jak Violetta Castillo.
– Nie wie, że mam ojca. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że sama dowiedziałam się o tym niedawno. Wie tyle, że wychowywali mnie dziadkowie, a matka mnie nie chciała. Wolę czekać na odpowiednią chwilę i wtedy mu powiedzieć. Jest pewien, że nie mam ojca, więc kiedy w jego mieszkaniu pojawił się człowiek twierdzący, że jestem jego córką, skłamał aby mnie chronić. To chyba dobrze, że się o mnie troszczy, prawda?
– Wolałaś udawać, że mnie nie znasz, niż powiedzieć mu prawdę?
– Dorastał w idealnej rodzinie. Takiej, o której ja, dzięki wam, mogłam tylko pomarzyć. Przepraszam, ale ciężko mi wiecznie przypominać mu, iż w moim przypadku to tak nie wyglądało.
Opada na oparcie krzesła. Widzę, że trafiłam w jego czuły punkt. Przykro mi, tato, nie mam wyjścia.
– Nie sądzę, że dobrym pomysłem jest...
– Nie obchodzi mnie, co sądzisz – przerywam mu. – To moje życie. Będę z człowiekiem, którego kocham bez względu na to, czy się wam to podoba, czy nie. – Wstaję. – Proszę, nie przychodź więcej do jego mieszkania.
Zanim zdąża cokolwiek odpowiedzieć, odchodzę. Opuszczając kawiarnię, myślę o tym, jak bardzo żałuję, że to, co mu powiedziałam nie jest prawdą.

Gdy Leon wraca do mieszkania z torbami pełnymi zakupów, siedzę na kanapie ubrana w dres. Jestem gotowa aby udawać, że byłam tutaj przez cały ten czas. Wita się ze mną uśmiechem, który bez wahania odwzajemniam.
– Stęskniłam się za tobą – mówię, kiedy kładzie papierowe torby na blacie w kuchni.
Wstaję z kanapy i podchodzę do niego. W chwili, w której się do mnie odwraca, rzucam mu się na szyję. Odpowiada mi cichym śmiechem.
– Leon? – zaczynam, wtulając się w jego szyję.
– Hm?
– Możemy gdzieś wyjechać? Tylko we dwójkę. Na parę dni.
Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy. Nie zastanawia się długo. Opiera swoje czoło o moje.
– Wybierz miejsce.

~*~

Lol, jakbym nie pisała tego ja ;D.
Ten rozdział jest dość smutny i uczuciowy, jak na mnie – wiem. Jest to wywołane depresją (=okresem). Normalnie nie piszę wtedy, bo mi się nie chcę i cały swój czas poświęcam na coś innego (czyt. leżę w łóżku, faszeruję się lekami przeciwbólowymi, oglądam smutne filmy i jem czekoladę, krzycząc, że umieram). Ale stwierdziłam, że za długo nic się tu nie pojawiało, więc pora się za to zabrać. Takim sposobem weszłam na bloggera i nagle zrobiło mi się jakoś smutno bez powodu. Potem zaczęłam pisać pierwszy fragment i zrobiłam się jeszcze smutniejsza i stwierdziłam, że ten rozdział będzie właśnie taki ;D. Wiem, że to coś nowego – obiecuję, że następnym razem czekolada odetnie mi dostęp do laptopa ;D.
Ale w każdym razie napisałam to w parę godzin i mnie się podoba ;D. Ale nie myślę racjonalnie, to pewnie dlatego ;p.
Teraz będzie parę rozdziałów ze słodką Leonettą, więc jeśli to lubicie, mam nadzieję, iż nie zawiodę Waszych oczekiwań, a tych, którzy tego nie lubię, zapewniam, że wynagrodzę to Wam później ^-^.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;*

Do następnego ;**

Quinn ;))
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X