18.9.15

17. ~ Niespodziewany gość



Widzę, że wchodzi do kawiarni, ale ignoruję ten fakt. Zabieram puste szklanki ze stolika i szybkim krokiem kieruję się w stronę lady.
Wzdycha tylko i idzie za mną.
– Amy, daj mi wytłumaczyć…
– Nie – przerywam mu. Nie chcę go słuchać. – Nie dzisiaj. Mogłeś to zrobić wczoraj, ale kompletnie mnie olałeś, dzisiaj ja robię to tobie.
Co zrobił po tym, jak już skończył obściskiwać się z jakąś laską na moich oczach? Obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem, po czym bez słowa wyprowadził ją z lokalu. Przez resztę dnia się nie odzywał. Tak się nie traktuje ludzi!
Nie, nie jestem zazdrosna. Leon jest dupkiem, a ja po prostu… wściekam się, bo tamta kobieta może pokrzyżować moje plany. Tak. To nie ma nic wspólnego z zazdrością.
– Amy, proszę posłuchaj mnie.
Kręcę głową i skupiam swoją uwagę na robieniu kawy.
– Swoją drogą nie jesteśmy jakąś pieprzoną parą, żebym musiał ci się tłumaczyć z tego, co i z kim robię.
Przerywam swoje zajęcie i wpatruję się przez chwilę w jego twarz. Nagle to, że znał Nathan'a nie wydaje się takie dziwne.
Nie chcę wychodzić za niego za mąż i mieć gromadki dzieci, ale idealizowałam go. Sama nie wiem, dlaczego. Może powodem było to, że łatwiej było uwieść ideał, niż zwykłego dupka. Albo po prostu chciałam wierzyć, że nie każdy facet jest taki jak Nathan.
Wmawiałam sobie, że nie ma wad, ale teraz okazuje się, że jest ich mnóstwo.
– Więc to daje ci prawo do traktowania mnie, jak śmiecia? – pytam i, nie czekając na odpowiedź, kładę filiżankę na tacy, po czym kieruję się do stolika.
Przewracam oczami, kiedy idzie za mną.
– Przecież właśnie chcę ci wszystko wytłumaczyć.
– Po prostu zostaw mnie i daj mi pracować – rzucam i kładę kawę przed klientką. Obdarowuję ją wymuszonym uśmiechem i odwracam się, aby wrócić za ladę.
– Thea jest moją żoną – oznajmia, a ja gwałtownie staję.
Że co, do cholery?!
Leon nie ma żony. Przecież powiedziałby mi o tym wcześniej. To tylko zły sen. Zaraz obudzę się i ponownie będę żyła, wmawiając sobie, że Verdas to chodzący ideał.
Przed oczami stają mi ci wszyscy mężczyźni, których spotykałam na swojej drodze, będąc nastolatką. Jestem pewna, że połowa z nich miała w domu żony. Kobiety inne niż moja matka. Kobiety, które miały serce.
Wiele razy zastanawiałam się, ilu kłótni małżeńskich byłam przyczyną; ile związków zniszczyłam.
A teraz okazuje się, że przez ostatnie tygodnie byłam kochanką żonatego mężczyzny.
Odwracam się, czując w oczach piekące łzy.
– Co? Jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć?!
– Am…
– Powinnam o tym wiedzieć! Twoim pieprzonym obowiązkiem było powiedzenie mi o tym! Nie rozbi…
Przerywa mi. Jak? Pieprzonym pocałunkiem. A co ja robię? Nic. Nie odpycham go, choć powinnam. Co więcej – zarzucam mu ręce na szyję, zupełnie zapominając o tym, gdzie jesteśmy.
Przypominają mi o tym dopiero oklaski i pogwizdy gości. Odrywam się od niego, jak oparzona i rzucam mu zdenerwowane spojrzenie. Już mam go zwyzywać, kiedy staje koło nas Veronica.
– Mogę prosić was do siebie?

– Nie życzę sobie, żebyście obściskiwali się w mojej kawiarni! – mówi, bez zbędnego owijania w bawełnę.
– A ja nie życzę sobie, żebyś spała z moim ojcem w sypialni mojej matki – oznajmia Verdas. – Teraz się wyniesiesz? Pod mostem na pewno znajdzie się dla ciebie honorowe miejsce.
Różnica między naszą trójką jest znacząca.
Veronica stoi po drugiej stronie i zaciska pięści. Widać, że jest wkurzona. Nie dziwi mnie to, że wścieka się na mnie – codzienność – ale to, że ma pretensje również do Leona. W życiu nie przypuszczałabym, że jest w stanie przeciwstawić się Verdasowi. A tymczasem stoi tu teraz i ma zamiar prawić mu kazania.
Szatyn jednak nic sobie z tego nie robi. Zignorował jej prośbę o to, żebyśmy usiedli i teraz stoi, podpierając się o ścianę obok drzwi. Ręce trzyma w kieszeni i bije od niego pewność siebie. Zresztą – zawsze taki jest, kiedy w pobliżu znajduje się moja matka. Ma zupełnie gdzieś to, co ma do powiedzenia i nie boi się tego okazywać.
Tymczasem ja siedzę skulona przy biurku i w ciszy przetrawiam jego słowa.
Thea jest moją żoną.
Co to oznacza? Koniec?
Nie mam zamiaru pakować się w związek z żonatym mężczyzną. Nie chcę być jego kochanką, oczekuję… Sama nie wiem, czego oczekuję. Dlaczego, do cholery, wiadomość o tym, że ma żonę tak mnie boli?
– Nie o tym teraz rozmawiamy – rzuca ostro w odpowiedzi. Czyżby postanowiła pobawić się w surową mamuśkę? – Wasze zachowanie jest karygodne! Moja kawiarnia to nie burdel! Nie płacę swoim pracownikom za dawanie przedstawień gościom lokalu! Amy, jesteś zwolniona.
– Co? Chyba żartujesz! – Nie, to nie ja. To Leon. Mnie zupełnie nie obchodzi ta informacja. Bo Verdas jest żonaty.
Wstaję tylko i ze łzami w oczach, opuszczam gabinet. Nie płaczę dlatego, że ponownie zyskałam status bezrobotnej. To, że właśnie straciłam szansę na zemstę na matce też nie jest powodem. Co więc nim jest? Pierdolona żona Leona, Thea.

Kiedy wchodzę do domu, z kuchni od razu wyłania się zaskoczony dziadek. No tak. Violetta o tej godzinie pracuje.
– Gdzie babcia? – pytam od razu, szczerze zdziwiona tym, że jeszcze nie wybiegła powpieprzać się w moje życie.
– Wyjechała na parę dni do swojej koleżanki – odpowiada, marszcząc brwi. – Płakałaś?
Kiwam lekko głową i ponownie zalewam się łzami.
– Ma żonę – oznajmiam, łamiącym się głosem, olewając to, że dziadek zapewne nie ma pojęcia, o co mi chodzi.

W jego domu nie widziałam żadnych ich zdjęć. Nie było tam śladu obecności kobiety, a spędziłam tam wiele długich godzin – na sto procent coś bym zauważyła.
Może przez wzgląd na pracę dużo podróżuje, a Leon chował wszystkie jej rzeczy? Ale… przecież jego ojciec komentował niedawno to, że nie ma żony. 
Coś tu nie gra i z pewnością jest to Thea. Kompletnie nie pasowała do życia Verdasa.
Może wzięli potajemny ślub? Jego ojciec o nim nie wie, a szatyn to ukrywa, dlatego w mieszkaniu nie ma śladu kobiety? Ale skoro tak zależy mu na tym, żeby z nią być, dlaczego sypiał ze mną? Mam mętlik w głowie i wiem, że jedyną osobą, która może rozwiać moje wątpliwości jest Leon. Problem w tym, że w najbliższym czasie nie mam zamiaru z nim rozmawiam.
Odsuwam mój plan na bok. Teraz liczy się to, że przez ostatnie tygodnie Verdas mnie okłamywał w tak istotnej sprawie.
Nagle przypominam sobie, o czym mu opowiadałam. Nie powinnam tego robić. Zaufałam mu i się zwierzyłam, a teraz nie mam pojęcia, co zrobi z tymi informacjami. Cholera.
– Violetta, wszystko w porządku? – słyszę głos Williama.
Od mojego powrotu minęło kilka godzin. Siedzę teraz w brudnym pokoju. Łóżko nie jest zaścielone, ubrania leżą na krześle przy biurku, a na stoliku nocnym znajdują się brudne naczynia i pudełko po pizzy. Jestem ubrana w stare leginsy z widoczną dziurą na prawym udzie i za dużą o parę rozmiarów koszulkę, której nadruk jest już praktycznie niewidoczny. 
Tak, chyba mam depresję.
– Tak, jasne – kłamię i cieszę się, że rozmawiamy przez telefon, bo w takich okolicznościach jest mniejsza szansa na to, że zacznie coś podejrzewać. – Kiedy znowu przyjedziesz do Chicago? – zmieniam temat.
– Niedługo. – Słyszę westchnienie. – Właściwie to chciałbym z tobą o czymś ważnym porozmawiać, jak przyjadę.
Wspaniale. Kolejny problem. Właśnie tego potrzebowałam. Nie mam pracy, chłopaka kogoś z kim sypiałam i jeszcze tatuś ma dla mnie jakieś news'y. Chyba mam ochotę wbić sobie ołówek w tętnice.
Mimo to mówię:
– Okej. Mam się martwić?
– Wszystko ci powiem, jak się zobaczymy.
Żegnam się i rozłączam, po czym kładę na łóżku i wpatruję się w sufit.
Ciekawe czy Thea wie, co Leon robi. Może to jeden z tych luźnych związków? A może odkryła to, że jestem jego kochanką i w kawiarni postanowiła mi zademonstrować, do kogo Verdas naprawdę należy.
To takie dołujące. Byłam tylko kochanką. I nigdy nie zostanę nikim więcej.
Nie wmawiałam sobie, że jesteśmy parą, ale chciałam móc nazwać nas chociażby… przyjaciółmi z dodatkowymi korzyściami. Przyjaciele mówią sobie o współmałżonkach.
Po chwili słyszę dzwonek do drzwi, a następnie krzyk dziadka:
– Violetta, ktoś do ciebie!
Wzdycham głośno i wstaje, po czym opuszczam pokój.
Czego oni jeszcze ode mnie chcą?
Idę wpatrując się w podłogę, kiedy unoszę głowę i zastygam w połowie schodów. Na dole znajduje się Leon.
Leon. Pasierb mojej matki.
I dziadek. 
Powtarzam sobie, iż to, że babcia go znała nie oznacza, że dziadek też. Ale sama w to chyba nie wierzę.

~*~

Coś za szybko przyszłam Was nękać. Przepraszam, ale jakoś tak miałam wenę ;D. Mieszam, komplikuję, robię Was w konia... chyba kocham to opowiadanie <3 XD.
Btw przepraszam Was za długość, ale chciałam dzisiaj dodać (miałam do napisania tylko końcówkę), a miałam fatalny dzień. Rano wyrwali mi zęba i resztę dnia spędziłam w klasie z opuchniętą połową twarzy (której swoją drogą nie czułam) i jakimiś wacikami w buzi. Do tego miałam lekcję z polskim nauczycielem, który uczył mnie wymowy i nie jadłam nic od wczorajszego wieczoru :"). Ogl tydzień miałam kiepski ;/. Mam za sobą już pierwszą aferę ^^. Tak się składa, że tutaj b. surowo traktuje się zaczepianie, denerwowanie czy bójki. Dlatego, kiedy pewien arabus już przesadzał (wyrywał mi telefon, ćwiczenia, talerz na stołówce albo uznał, że to szalenie zabawne, że po dwóch tygodniach nauki jeszcze nie umiem się z nim porozumiewać po szwedzku) poszłam z tym do nauczycieli i zrobiła się mała afera. Tak, jestem kablem ;---;. Ale teraz musi traktować mnie jak ducha, bo inaczej wywalą go ze sql ^-^. Nie żałuję XDDDD.
A tak co do pecha - dzisiaj w Sztokholmie był darmowy koncert Shawn'a Mendes'a i miałabym załatwiony transport i wszystko. Ale jakiś idiota stwierdził, że fajnie będzie urządzić to tak, że trzeba by było być tam o 9:00 w PIĄTEK :").
Pocieszające jest to, że w Szwecji są dwa/trzy dni dodatkowego wolnego w miesiącu i tym razem przypada to w ten poniedziałek i wtorek ^-^. Kocham ten kraj <3333. Postaram się przez ten czas napisać coś i dodać na wszystkie blogi, ale nic nie obiecuję. Nie moja wina, że Arrow tak wciąga, ok? ;( W ciągu dwóch dni obejrzałam cały sezon :").
Kończę! XD
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;*

Do następnego! ;>

Quinn ;*

PS
Odpowiedziałam na Wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem, jeśli kogoś to interesuje ;D. Staram się to robić w miarę szybko, ale nie zawsze wychodzi ;//.

12.9.15

16. ~ Tajemnica z przeszłości



Siedzę na jego kanapie i wpatruję się w punkt przed sobą. Tak, zdążyłam już stchórzyć.
Nie jest łatwo powiedzieć o czymś takim osobie, która ma mnie za idealną. W jednej chwili mogę sprawić, żeby nie tylko przestał o mnie tak myśleć, ale także, żeby zaczął się mną brzydzić. Sama się sobą brzydzę.
– J-ja… – ponownie zaczynam. Robię to już czwarty raz.
Szatyn przez chwilę studiuje moją twarz z nadzieją, że w końcu powiem coś więcej, ale kiedy tak się nie dzieje, przysuwa się do mnie.
– Nie musisz mi tego mówić.
Muszę. Czuję, że ktoś poza moimi dziadkami i ojcem musi to wiedzieć. Potrzebuję się komuś wyżalić, zaufać. A Leon jest w tej chwili jedyną taką osobą. Tylko jemu mogę powierzyć ten sekret. Mam tylko nadzieję, że po wszystkim będzie chciał mieć ze mną coś wspólnego.
– Powinieneś wiedzieć – wyduszam z siebie. – Chociażby dlatego, że łączy nas taka relacja, a nie inna.
Raz… Dwa… Trzy…
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
– Kiedy byłam nastolatką – mówię w końcu – miałam… trudny okres. Rozumiesz, buzujące hormony, presja rówieśników…
Kiwa głową, obserwując mnie.
– Moi dziadkowie mieli już swoje lata. Byli za starzy na wychowanie mnie.
Babcia i dziadek są zdrowi i silni, ale nigdy nie trzymali mnie na krótkiej smyczy. Mojej matki najwyraźniej też nie – w końcu, gdyby byli dla niej surowi, nie skończyłaby tak.
– Nie miałam ojca ani matki, którzy by mnie pilnowali, wyznaczali granice, a czasem nawet karali.
Wszystko uchodziło mi na sucho. Nie znałam takiego słowa, jak szlaban. Mogłam robić, co chciałam, a jedyne konsekwencje jakie za to ponosiłam, to pogrożenie paluszkiem albo fochy babci.
– Potrafiłam to wykorzystać. – Nie patrzę na niego. Wiem, że gdy przeniosę wzrok na jego twarz, stchórzę. – Potrafiłam w środku tygodnia wychodzić rano i wracać następnego dnia, nawalona po imprezie. Miałam mnóstwo chłopaków, piłam ogromne ilości alkoholu, paliłam, nie bałam się eksperymentować z narkotykami.
Milknę na chwilę. Przygryzam wargę i czuję, jak w moich oczach wzbierają się łzy.
– I wtedy jedna dziewczyna z mojej klasy zaczęła plotkować. Rozpowiadała wszystkim o mojej matce; o tym, jak to, że mnie zostawiła, miało na mnie wpływ. W końcu nie wytrzymałam i uderzyłam ją. Ale nie wystarczył mi zwykły policzek. Rzuciłam się na nią i okładałam ją pięściami na środku szkolnego korytarza. – Czuję na swoim ramieniu jego dłoń, ale nadal się nie odwracam. – Wstrząs mózgu, połamane żebra i parę obrażeń, po których na sto procent zostały blizny.
Biorę głęboki oddech. Nie mogę się teraz wycofać.
– Od tamtej pory biłam się za każdym razem, gdy ktoś powiedział złe słowo o mojej matce. Broniłam jej, ale w pewnej chwili uświadomiłam sobie, że nie zasłużyła na to. Przecież zostawiła mnie. Powinnam jej nienawidzić.
Okres liceum był okresem, w którym sama nie wiedziałam, co czuję do matki. Z jednej strony ją kochałam i wmawiałam sobie, że musiała mnie zostawić, że nie miała innego wyjścia, ale z czasem moja nienawiść do niej rosła.
– Zaczęłam się interesować tym, kim była i co skłoniło ją do porzucenia własnej córki. Zadawałam mnóstwo pytań, ale dziadkowie nie odpowiadali. Powtarzali tylko, że to przeszłość i powinnam o tym zapomnieć. Ale tak się nie da! Nie można zapomnieć o tym, że własna matka cię zostawiła.
Odwracam się do niego i obserwuję jego twarz. Nic nie mówi, ale w jego oczach widzę… zrozumienie? To zachęca mnie do kontynuowania.
– Zaczęłam poszukiwania informacji na własną rękę – oznajmiam. – Co okazało się błędem.
Gdybym mogła cofnąć czas, posłuchałabym dziadków. Udawałabym, że moja matka nie żyje i pogodziłabym się z tym, że nie mogę jej odnaleźć. Ale jest już za późno i nie mogę naprawić swoich błędów z przeszłości.
– Kiedyś, przez przypadek, znalazłam dziennik matki. Potrafiłam czytać go godzinami, a nadal nie rozumiałam jej toku myślenia. Opisywała tam wszystko, co było związane z jej… prostytucją. Nie było tam jednak ani jednego zdania o mnie, Williamie czy dziadkach.
Ścieram łzę spływającą mi po policzku.
– Opisywała za to każdego klienta. Pisała, jak wyglądał, ile jej zapłacił, a nawet jak wyglądał ich stosunek. Nie byłam nastolatką, która wierzyła w rzeczy typu: miłość od pierwszego wejrzenia, więc nie uprawiałam seksu, myśląc, że to ten jedyny. Ale i tak byłam zszokowana tym, jak opisywała swoje przygody.
Pisała o tym, jakby to było nic. Z taką samą lekkością ja opisywałabym wyjście do kina albo na zakupy z babcią.
– Na początku pisała, że było jej trudno, ale już parę stron później… Nie było to dla niej nic niezwykłego. Pisała o tym, jak o seksie z mężem, o pieprzonej normalności. Nigdy nie wspomniała o obrzydzeniu, wstydzie. Wręcz przeciwnie – była z siebie nadzwyczaj dumna. A ja chciałam to zrozumieć.
Raz… Dwa… Trzy… 
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
– Więc poszłam w jej ślady – wyduszam, a po moich policzkach spływa coraz więcej łez.
Czuję, jak Verdas się spina i w tej chwili chcę tylko wstać i uciec. Schować się w swojej sypialni i nie wychodzić z niej.
– Z dziennika wiedziałam wszystko… Własna matka pomogła mi w poznaniu szczegółów życia dziwki. – Mój głos staje się ochrypnięty. – Poszłam więc w odpowiednie miejsce i… zrobiłam to.
Chowam twarz w dłoniach. Właśnie w tej chwili cholernie żałuję, że w ogóle tu przyszłam – nie powinnam tego robić. Teraz mogę pomarzyć o zemście.
Skoro jednak zaczęłam, postanawiam skończyć.
Raz… Dwa… Trzy…
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
– Czułam do siebie takie obrzydzenie – kontynuuje z twarzą schowaną w dłonią. – A-ale… z dziennika wywnioskowałam, że na początku jest trudno. Więc robiłam to dalej, łudząc się, że w końcu będzie lepiej; że zrozumiem, co dla mojej matki, było takie ważne. Dlaczego zamiast mnie, wybrała to wszystko.
Zrobiłam to. Wyżaliłam się, ale to wcale mi nie pomogło. Czuję się, jakbym znowu tam była; ponownie robiła te wszystkie obrzydliwe rzeczy.
Nie chcę do tego wracać, a opowiadając o tym wszystkim czuję się, jakbym to zrobiła. Rozmawianie o problemach jest do dupy.
Czekam, aż coś powie. Oznajmi, że się mną brzydzi, po czym wyrzuci mnie z domu, krzycząc, że nie mam się do niego zbliżać.
Ku mojemu zdziwieniu, nie robi żadnej z tych rzeczy. Przytula mnie tylko do siebie i głaszcze po plecach, a ja wtulam twarz w jego szyję i łkam jeszcze bardziej.
– Przestałam dopiero… Dopiero, kiedy dziadkowie mnie przyłapali. Trwało to tyle miesięcy, zrobiłam to tyle razy, a wciąż nie wiedziałam, dlaczego.
Kiwa głową i jeszcze bardziej mnie do siebie przyciąga, a ja resztę dnia spędzam na moczeniu jego koszulki.

Przechylam się przez ladę i całuję go w usta na powitanie, po cym odsuwam się i mierzę go wzrokiem. Ma na sobie błękitną koszulę i spodnie w kolorze khaki. Czy on naprawdę musi wyglądać tak seksownie?
Zza zaplecza wychodzi Ludmiła. Wiem, że robi to specjalnie. Widzę jak trybiki w jej głowie pracują. Zapewne zastanawia się teraz, jak nam przeszkodzić. Ciekawe, kiedy się to jej znudzi.
Nic tak nie zwiększa pewności siebie i poczucia własnej wartości, jak to, że nielubiana przez was laska chce faceta, który bardziej interesuje się wami. Dopóki to dobrze wpływa na moje ego, może kochać Leona tak długo, jak tylko chce.
– Co tu robisz? – pytam z uśmiechem.
Marszczy brwi.
– Ponoć chciałaś ze mną porozmawiać.
Patrzę na niego zdziwiona. Jestem pewna, że dzisiaj się z nim nie kontaktowałam.
– Veronica dzwoniła i mówiła, że pilnie mnie potrzebujesz – wyjaśnia.
I wszystko jasne…
Veronica chciała ściągnąć tu Verdasa, więc wykorzystała do tego mnie. Nie mogła po prostu poprosić, żeby przyszedł? Uśmiecham się w duchu. Nie, bo jej nie lubi. A mnie owszem. Traktuję to jak moje małe zwycięstwo – przewagę nad nią.
Szatyn zdecydowanie woli mnie. Teraz muszę tylko wymyślić, jak to wykorzystać.
– Cieszę się, że tu jesteś, ale nie prosiłam jej, żeby po ciebie dzwoniła – oznajmiam.
Pozostaje pytanie: Dlaczego chciała go tu ściągnąć? 
Obawiam się, że od poznania odpowiedzi dzielą nas już tylko minuty.
Wiem, że Veronica czuje się zagrożona. Słusznie. W ciągu paru tygodni udało mi się bardziej zbliżyć do jej pasierba, niż jej w ciągu dwóch lat. Wiem, że jestem w stanie go zmanipulować. Pozostaje mi tylko czekać na odpowiedni moment, żeby to zrobić.
Wzdycha głośno.
– Czego ona znowu chce?
Wzruszam ramionami. Też chciałabym wiedzieć.
Do kawiarni wchodzi wysoka i szczupła kobieta. Już przygotowuje się do obsłużenia jej, kiedy ta zatrzymuje się zaraz za plecami Leona. Kładzie dłoń na jego ramieniu, a gdy się do niej odwraca… całuje go.
Stoję oniemiała obserwując, jak jakaś laska obściskuje się z moim chłopakiem.
Co tu się, do cholery, dzieje?!

~*~

Nicol przybywa! Stosunkowo szybko, biorąc pod uwagę to, że w tym tygodniu miał się pojawić rozdział na heroes ;p. Mam coś tam napisane, ale nie podoba mi się, więc muszę to przemyśleć, zacząć od nowa i może dodam w przyszły weekend ;))).
Tsa... chyba zrobiłam Was w konia XDD. Zaskoczeni takim obrotem czy ktoś się spodziewał (wiem, że tak, bo ktoś w komie pisał XDDD BRAWO ZGADŁAŚ! XD)? Tak naprawdę od początku Fiolka chciała powiedzieć właśnie to, a zdałam sobie sprawę z tego, co możecie pomyśleć dopiero przy korekcie ;D. I CO? NIE JESTEM TAKA PRZEWIDYWALNA, HĘ? B)))))
Mam nadzieję, że taki obrót sprawy też się Wam spodobał ^-^. Btw. Nicol wyjaśniła jedną rzecz i od razu dała Wam kolejną do rozkminiania ;p. Ale by było śmiesznie, jakby tak nagle straciła wenę i musielibyście czekać na next nie wiadomo, jak długo ;D.
Taka druga sprawa - dość ważna:
Nie chciałam tego roztrząsać itd., ale chyba muszę. Tak, sprawa z Sydney ;). Spokojnie, nie będę się tutaj rozpisywała, bo... tłumaczy się tylko winny XDD. A ja nie czuję się winna, nie uważam, żeby to, co się stało nie było moją winą. Nie mam też żalu do Sydney, bo myślę, że nawet nie mam prawa się na nią specjalnie złościć. Każdemu może się zdarzyć - mogłabym być zła, gdyby powtórzy to, po tym jak do niej napisałam. Prawda jest taka, że owszem - lekko mi to przeszkadza, bo ja nie ściągam pomysłów od innych blogerek i oczekuję, że one odwdzięczą mi się tym samym. Dlatego uważam, że miałam prawo się upomnieć, ale znam mój komentarz już na pamięć i naprawdę nie chciałam nikogo nim urazić, tylko grzecznie poprosić o poprawę paru rzeczy, które mi przeszkadzały. Naprawdę nie miałam na celu tego, jak to się skończyło i jeśli Sydney odeszła tylko przez to, to niech spina dupę i wraca, bo chcę przeczytać nowe opowiadanie XDDD. Po prostu chciałam Was tylko prosić na zapas, żebyście się nie wtrącali czy nie hejtowali ani mnie, ani jej (i u mnie, i u Sydney pojawił się jakiś anonimek ;///), bo nie do końca możecie to zrozumieć - nie jesteście na naszych miejscach. Jeśli Syd ma do mnie jakiś żal, niech śmiało pisze - nie gryzę ;p. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie ;p.
Przepraszam, że rozdział taki króciutki, ale końcówka musiała być ;p.
Żywię nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;*

Do następnego! ;>

Quinn ;**

PS
Wiad do czytelników SOYH - DLAZEGO NIKT MI NIE NAPISAŁ, ŻE NIE DAŁAM GIFA DO 4.?! XDDDDDDDD

5.9.15

15. ~ "Sekret za sekret?"



– Twoi dziadkowie nie będą się martwić? – pyta, całując mnie po szyi.
Przez ostatni tydzień powinnam skupić się na zbliżeniu się do Verdasa, ale kiedy ma się na wyciągnięcie kogoś, kto jest taki dobry w łóżku – rozmowa nie wydaje się już taka ważna. W ten sposób też się do niego zbliżam. Może nie w taki sposób, w jaki pragnę, ale to zawsze coś.
– Nie wiem, nie obchodzi mnie to – oznajmiam zgodnie z prawdą. – Nie gadam z nimi. Pozbawili mnie ojca tylko dlatego, że są egoistami, a teraz zadzwonili po niego tylko po to, żeby… – przerywam. Dalsza część tego zdania zapewne zniszczyłaby wszystkie moje wysiłki, aby zbliżyć się do szatyna.
Niestety, tak się składa, że akurat teraz musiał mnie słuchać i przerwać całowanie mojej szyi. Spojrzał na mnie, czekając aż dokończę, ale ja udaję, że nie wiem, o co chodzi. 
Nie chcę mu o tym mówić. Nikomu o tym nie opowiadałam.
– Mama była obrażona na ojca, więc nie pozwoliła dziadkom go zawiadomić o tym, że ma córkę, a kiedy mnie zostawiła, dziadkowie „chcieli być wobec niej lojalni” – mówię, chociaż nie o tym prawie powiedziałam mu chwilę temu.
Przez chwilę studiuje moją twarz, po czym niepewnie pyta:
– Dlaczego tak po prostu cię zostawiła?
Spuszczam wzrok. Verdas nie wie, kim była moja matka i przez dłuższy czas miał o tym nie wiedzieć. Kiedy opowiadałam mu o ojcu, pomijałam to, że wyjechał, bo ona nie chciała zrezygnować z bycia dziwką. Mówiłam, że po prostu ze sobą zerwali, bo ona go okłamywała.
Miałam w planach doprowadzić do tego, żeby szatyn dowiedział się o tym dopiero, kiedy mój plan dobiegnie końca.
Ale nagle przychodzi mi do głowy pomysł.
– Sekret za sekret? – pytam.
Kładzie się na plecach i zakłada ręce za głowę, podczas gdy ja opieram głowę na łokciu, skierowana w jego stronę.
– Pytaj – odpowiada.
Dokładnie wiem, o czym chce się dowiedzieć. Leon unika rozmów o relacji jego i Christophera, uznaję więc, że skoro on chce wiedzieć o mojej matce, ja pragnę dowiedzieć się czegoś o jego ojcu. Według mnie to uczciwy układ.
– Dlaczego tak zależy ci na tym, żeby Veronica nie skrzywdziła twojego ojca, skoro jego nie obchodzi to, co czujesz?
Nie musiałam długo nad tym myśleć. Szatyn za wszelką cenę nie chcę dopuścić do tego, żeby moja matka zraniła Verdasa, podczas gdy jego nie obchodzi nic związanego z synem. Gardzi jego pracą i jak na razie tylko go krytykuje. Nawet nie próbuje zrobić czegoś, żeby zaakceptował jego żonę.
Mogę się na tym nie znać – jak dotąd nie miałam rodziców – ale myślę, że jego ojciec powinien z nim porozmawiać, chociaż spróbować się postawić w jego sytuacji. Tymczasem on wciąż broni Veronicę, mając gdzieś to, co myśli jego syn.
Westchnął i przeciągnął się, podczas gdy ja obserwowałam mięśnie jego brzucha. To naprawdę wciąga.
– Nie mogę poprosić o inne pytanie, co? – pyta, na co ja od razu się otrząsam i kręcę głową.
Przez chwilę studiuje moją twarz, zastanawiając się, czy mi o tym opowiedzieć.
– Wmawiam sobie, że zależy mi na jego szczęściu – zaczyna – ale już jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z tego, że może… Że może chcę, żeby go zraniła. Żeby po raz kolejny pożałował tego, że próbuje zastąpić moją matkę. Tak naprawdę obawiam się tylko tego, że Veronica zdoła to wszystko ukryć, nie raniąc go przy tym.
Zastygam i przyglądam mu się. To była ostatnia odpowiedź, jakiej się spodziewałam. Zgina lewą nogę w kolanie, po czym wzdycha głośno i mówi dalej:
– Kiedy słyszę słowo mama, do głowy przychodzi mi mnóstwo kobiet. Widzę twarze wszystkich dziewczyn, które pojawiały się w jego życiu, tylko nie mojej prawdziwej matki. Skutecznie udało mu się zamazać mi jej obraz i nie zrobił tego dla mojego dobra, tylko po to, żeby uszczęśliwić siebie. Wmawiał sobie, że szuka sobie nowej kobiety po to, żeby zastąpiła mi matkę, ale w pewnym momencie, doszedł do wniosku, że przypominam mu ją, a on chce o niej zapomnieć. I tak oto poznałem mnóstwo nianiek, które zastępowały mi obu rodziców. Ojciec próbował wynagrodzić mi to wszystko kasą, ale nie zwracałem na to większej uwagi.
Mówi się, że dzieciaki bogatych rodziców mają wspaniałe życie. Ja sama zawsze byłam o tym święcie przekonana. Ale w tym momencie, uświadamiam sobie, że Leon miał równie źle jak ja. Również właściwie nie miał rodziców. Z tą różnicą, że moi dziadkowie nigdy nie próbowali zastąpić moich. Nie kazali nazywać siebie mamą i tatą oraz zawsze podkreślali, że są moimi prawnymi opiekunami, a nie rodzicami. Dostałam od nich miłość, ale taką, jaką wnuczka może dostać od swojej babci i dziadka – nic więcej.
Tymczasem Verdas żył złudzeniami. Przez jego życie musiało przewijać się mnóstwo osób, które zastępowały mu rodzinę, ale nigdy nie zostawali na dłużej. Poznając kogoś takiego, musiał zastanawiać się, jak długo ta osoba będzie jego mamą lub tatą.
– Wmawiam sobie, że chcę jego szczęścia, ale tak naprawdę pragnę, żeby cierpiał. Tak jak ja. Wtedy gdy tacie wyskoczył wypad za miasto z nowo poznaną dziewczyną, w dzień moich urodzin, czy kiedy dostawałem samochód, zamiast pieprzonego: Jestem z ciebie dumny, synu.
Przez chwilę nic nie mówię, trawię w ciszy jego słowa. 
– Ile czasy minęło od śmierci twojej mamy… do pierwszej kobiety? – zadaje w końcu pytanie.
– Niecały rok – odpowiada bez zawahania. – Dziewięć miesięcy. Miałem wtedy pięć lat, więc nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tak mało czasu minęło… ale kiedy zostałem już nastolatkiem, okazało się, że nietrudno było to obliczyć. Zacząłem się nawet zastanawiać czy czasem jej nie zdradzał, ale sam już nie wiem.
Nigdy nie mówiłam, że lubię Christophera, ale wcześniej były to tylko złośliwe uwagi, których nawet nie wypowiadałam. Teraz dociera do mnie, że on i moja matka idealnie się dobrali. Jedno gorsze od drugiego.
Może… to, co robię nie jest takie złe dla Leona. W końcu zależy mu na tym, żeby Veronica zraniła jego ojca, a ja do tego właśnie dążę. Również pragnę, aby tak go zraniła, żeby ją zostawił, raniąc również ją. Oboje chcemy, żeby ta historia nie skończyła się szczęśliwie dla naszych rodziców.
Kiedy jednak okazuje się, że relacja szatyna i jego ojca jest taka, a nie inna… Cóż, mój plan dość mocno się komplikuje. 
– Nie lubisz Veronici dlatego, że…? – próbuję zrozumieć jego myślenie.
– Nie lubię żadnej kobiety mojego ojca, bo każda z nich próbuje zastąpić moją mamę. A jeśli widzisz tabuny lasek twojego ojca, zamiast niej, jest to znak, że się im udaje.
Przez następne kilka minut siedzimy w ciszy. Verdas najwyraźniej nie ma już nic do powiedzenia, a ja po prostu nie wiem, jak powinnam skomentować to wszystko, co dzisiaj od niego usłyszałam.
– Twoja kolej – wyrywa mnie z przemyśleń.
Są dwa rozwiązania – mogę mu powiedzieć prawdę albo coś zmyślić. Na początku miałam w planach drugą opcję, ale po tym, jak się przede mną otworzył… Czuję, że jestem mu winna to samo.
Wzdycham, po czym zamykam oczy i przygotowuję się na to, że zaraz opowiem mu o tym, dlaczego moja matka mnie zostawiła.
– Moja mama była dziwką – oznajmiam szybko. Nie patrzę na jego reakcję, nie chcę jej znać. – Byłam wpadką, urodziła mnie, kiedy miała siedemnaście lat i przez sześć lat udawała matkę. Potem mnie zostawiła i… to koniec historii. – Wzruszam ramionami. – Mogła wybrać mnie albo bycie prostytutką, dokonała wyboru, a ja musiałam nauczyć się żyć bez rodziców.
Milczy, a ja nadal na niego nie patrzę. 
– Mój ojciec… Wyjechał, bo okłamała go. Mówiła, że skończyła z prostytucją, ale to nie była prawda. Spakował więc walizki i wyjechał na studia we Francji, zanim ona dowiedziała się, że była w ciąży. Pozostaje mi cieszyć się z tego, że mnie nie usunęła.
Znowu zapada krępująca cisza. Boję się, że zaraz zobaczę w jego spojrzeniu pogardę, obrzydzenie. Ale to się nie dzieje. Po jakiejś minucie, mówi tylko:
– Rodzice są do bani.
Kiwam głową. Trudno się z nim nie zgodzić.
– Dlatego nigdy nie zamierzam mieć dzieci – zgadzam się.
– Małżeństwo i całe te związki też są przereklamowane.
Spoglądam na niego, przygryzając wargę.
– Dobrze więc, że… Że my po prostu pieprzymy się od czasu do czasu i możemy ze sobą normalnie porozmawiać. Tylko to i nic poza tym – mówię i sama nie wiem czemu, ale chyba oczekuję od niego zaprzeczenia. Niestety, dostaję coś zupełnie przeciwnego. – Bez zazdrości, zobowiązań i… obiecywania przyszłości.

– Gdzie babcia i dziadek? – pytam od razu.
Kiedy następnego dnia, wróciłam do domu, zdziwiłam się, że William już się w nim znajdował. Wcześniej nie przychodził bez zapowiedzi i nie pojawiał się o tak wczesnej porze, jak dziewiąta rano. 
– Poprosiłem ich, żeby wyszli do miasta – oznajmia, zajmując miejsce obok mnie na kanapie. – Musimy porozmawiać.
Te słowa zapewne nikomu nie kojarzą się z czymś dobrym. Oczami wyobraźni widzę już, jak oznajmia mi, że ma raka. Albo, że dziadkowie wynajęli go tylko do udawania mojego ojca. 
– Muszę wyjechać.
A nie mówiłam? Te słowa nie mogą wróżyć czegoś dobrego – to sprzeczne z naturą.
Jak to wyjechać? On nie może tak po prostu wyjechać. Nie może w trakcie budowania naszej relacji, poznawania mnie, zostawić mnie z dziadkami. 
– Kończy mi się urlop i na tę chwilę nie mogę go przedłużyć, więc muszę wrócić na jakiś czas do Francji – kontynuuje. Nie odpowiadam, nawet na niego nie patrzę. Obserwuję za to jakiś punkt przede mną. – Wiem, że to nie najlepsza chwila, ale postaram się jak najszybciej tu wrócić. Albo ty możesz przyjechać do mnie. Zostają jeszcze maile, telefony…
Nadal nic nie mówię. Owszem, mam ochotę płakać, po czym paść na kolana i błagać go, żeby mnie nie zostawiał. Ale tego nie zrobię. Czemu? Okazywanie słabości, to najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Nie należy pokazywać, że się krwawi.
– Nie powiesz niczego?
Odwracam się w jego stronę z żalem w oczach. Chcę zapytać o tyle rzeczy, ale z moich ust wydobywa się tylko:
– Kiedy?

Pukam w zadbane drzwi z ciemnego drewna i niecierpliwie czekam, mając nadzieję, że Leon nigdzie nie wyszedł.
Dlaczego tutaj stoję, zaraz po tym, jak kilka godzin temu, wyszłam? Może dlatego, że moi dziadkowie mają mnie gdzieś, a ojciec pojutrze wyjeżdża na inny kontynent. Czuję, że muszę mieć kogoś zaufanego przy sobie. Podjęłam więc decyzję, której później zapewne będę żałować, ale teraz chcę po prostu to z siebie wyrzucić, zanim się rozmyślę.
Drzwi się otwierają, a za nimi staje, zaskoczony moją obecnością, Verdas. 
– Amy? – Marszczy brwi.
– Muszę ci coś powiedzieć. Teraz – mówię szybko, nawet nie wchodząc do środka. – Moja mama była dziwką, ale to nie wszystko. Chodzi o to, że… Nie jestem taka święta, za jaką mnie bierzesz.

~*~

Eee, w sumie nie wiem, czemu to już teraz dodałam XDDD. I w sumie nie mam nic do powiedzenia, a trochę się spieszę, więc ten no... wiem, że oni tutaj przez cały rozdział gadają, ale... czasem muszą? XD
Ja się może lepiej zamknę.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;**

Do następnego ;)

Quinn ;*

2.9.15

14. ~ "Możemy zadbać o przyszłość"



Kiedy wchodzę do domu, z kuchni od razu wyłania się… Właściwie jak on ma na imię? Co za ironia, nie znam imienia własnego ojca.  Wcześniej niespecjalnie się tym interesowałam, bo byłam przekonana, że Veronica sama nie wie, kim jest. Tymczasem okazał się byłym chłopakiem mojej matki.
Jak to możliwe, że jeszcze tego porządnie nie przemyślałam?
No tak, byłam zajęta. Zajęta Leonem.
– Gdzie dziadkowie? – pytam, zdziwiona tym, że babcia jeszcze nie wybiegła i nie zaczęła zadawać pytań. Pytań, na które odpowiedzi nie powinny ją interesować.
– Położyli się dwie godziny temu – wyjaśnia spokojnym tonem. Stoi wyprostowany, ale trzyma ręce w kieszeni. To chyba właśnie to sprawa, że wygląda, jakby czuł się swobodnie. – Czekali na ciebie całą noc. To nie jest dobre dla ich zdrowia.
Wzdycham, po czym odkładam torebkę i idę do kuchni, mijając go. Wlewam do szklanki sok pomarańczowy i opieram się o blat. On z kolei przysiada na stole kuchennym, naprzeciwko mnie.
– Powiedziałam im, że mają przestać wtrącać się w moje życie. Jestem dorosła i będę wychodzić, kiedy i gdzie chcę.
– Nie mówię, że powinnaś pytać ich o zgodę, ale raczyłoby chociaż dać znać, że żyjesz.
Przewracam oczami i opróżniam szklankę, którą po chwili wkładam do zlewu.
– Twoja babcia opowiedziała mi o… twoich wybrykach i o swoich podejrzeniach.
Kręcę gwałtownie głową, dając znać, że nie chcę więcej go słuchać.
– Mam tego dość! – krzyczę, mając gdzieś to czy dziadkowie śpią, czy nie. – Przyznaję popełniłam błąd, ale ty powinieneś wiedzieć najlepiej o tym, że każdemu się to zdarza! Tym bardziej po moich przejściach! Nie mogę już w piątek wieczorem wyjść z domu, żeby ona nie miała podejrzeń?
I nagle do mnie dociera. W jednej chwili zdaję poznaję odpowiedzi na moje pytania. Nie wszystkie, ale to zawsze coś.
Dlaczego babcia chodziła do Veronici? Bo myślała, że ona przekona mnie do tego, żebym przestała robić coś, czego od dawna nie robię.
Dlaczego skontaktowała się z ojcem? Bo Veronica odmówiła pomocy.
Niestety im więcej odpowiedzi dostaję, tym więcej ich pragnę. Dlaczego skontaktowała się z nim dopiero teraz? 
– Dlatego cię tu ściągnęli – mówię w końcu i czuję, jak łzy zaczynają mi spływać po policzku. – Tylko po to, żeby oszczędzić sobie nerwów.
Czuję, że zaraz nie będę w stanie stać, więc siadam na krześle przy stole. On od razu siada naprzeciwko i łapie mnie za dłoń.
– Violu, to nie tak…
– Nie wierzysz mi – przerywam mu przekonana, że nie jest po mojej stronie. – Słuchałeś ich, zanim porozmawiałeś na ten temat ze mną!
– Violu, uspokój się.
Pogodziłam się z tym, że dziadkowie mi nie wierzą. Pewnie już nigdy mi nie zaufają. I owszem, cholernie mnie to boli, ale nie wybaczę im tego, że nastawiają przeciwko mnie własnego ojca. Chcą kwestionować moje słowa? Proszę bardzo. Ale przeszkadza mi to, że nie zostawiają swojej opinii dla siebie.
– Nie chcę ich bronić. Zawsze uwierzę tobie – zapewnia mnie. – Ale spójrz jak to wygląda: znikasz na całą noc i nie odbierasz telefonów, a kiedy w końcu udaje mi się z tobą skontaktować, mówisz, że cały ten czas spędziłaś z jakimś mężczyzną i nie chcesz podać jakichkolwiek jego danych.
Wzdycham. Może nie wygląda to najlepiej, ale i tak powinien porozmawiać najpierw ze mną. Oni też. Nie mają dowodów, a i tak mnie oskarżają.
– Byłam z kolegą – powtarzam, jakby to miało wszystko usprawiedliwić. – Naprawdę.
Patrzy na mnie i wzdycha, po czym kiwa głową.
– Wierzę ci.
– Nigdy więcej do tego nie wrócę.
Pierwszy raz w życiu poczułam, jak dobrze jest mieć kogoś, kto mi wierzy; kto stanie za mną przed moimi dziadkami. Nigdy nie brakowało mi ojca, zawsze bardziej skupiałam się na matce. Bo to ona mnie zostawiła, wolała być dziwką niż moją mamą.
Zaakceptowałam fakt, że mój ojciec o mnie nie wie i najprawdopodobniej nie chce wiedzieć. Wolałam nie mieć nikogo, niż ojca, który korzysta z usług dziwki. W tej chwili dociera do mnie, jak wiele straciłam. Może gdybym zamiast szukania matki, skupiła się na ojcu, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Z pewnością uniknęłabym wiele błędów.
– Dlaczego dziadkowie skontaktowali się z tobą dopiero teraz?
Skoro im się udało, nie mogło to być takie trudne. Dlaczego więc obudzili się dopiero teraz? A nie wtedy, kiedy jeszcze można było wszystko odkręcić; kiedy byłam małą dziewczynką wierzącą w to, że jej matka ją kochała, a tatuś nie istniał.
– Twoja mama nie chciała, żebym się dowiedział. Była na mnie śmiertelnie obrażona za to, że ją zostawiłem – odpowiada. Moja matka? Śmiertelnie obrażona? Kto by pomyślał. – Później, kiedy odeszła, chcieli być wobec niej lojalni.
Nie powiem, że teraz nienawidzę Veronici jeszcze bardziej – to już niemożliwe. Ale na samą myśl o tym, że pozbawiła mnie ojca, bo była samolubną szmatą, a potem zostawiła mnie bez obojga rodziców, mam ochotę biec do jej domu i o wszystkim opowiedzieć jej mężowi.
Rozmowa z ojcem nie sprawia, że mam ochotę zostawić Veronicę w spokoju i skupić się na relacji z nim. Po niej mam jeszcze większe pragnienie zemsty. Ona odebrała mi ojca, ja odbiorę jej męża i pasierba. Nie zasługuje na takie życie, jakie ma.
Co do dziadków – mogli wybrać mnie. Zapewnić mi dzieciństwo z ojcem i tym samym zagwarantować przyszłość. Ale wybrali ją. A mnie skazali na wychowywanie się bez rodziców i harowanie zaraz po zakończeniu liceum; przyszłość, w której pracować będę co najwyżej w pieprzonej kawiarni.
Mieli możliwość wyboru i go dokonali.
A może nie chodziło im ani o mnie, ani o moja matkę, tylko o nich samych? Co by było, gdyby oddali mnie mojemu ojcu? Zostaliby sami. I ta wizja ich przerażała.
– Masz… Masz jakąś rodzinę?
Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że przecież przez ostatnie dwadzieścia lat nie siedział i nie czekał na to, aż jacyś rodzice jego byłej dziewczyny, powiadomią go o tym, że ma córkę.
Z tego, co obliczyłam, wynika, że ma czterdzieści lat. Nie wierzę, że przez ten cały czas był sam jak palec.
– Miałem żonę. Zmarła dwa lata temu. Była bezpłodna, więc nie mieliśmy dzieci – dodaje po chwili, uprzedzając moje kolejne pytanie. Więc teraz jest sam. Zupełnie jak ja. – Sporo ostatnio o niej myślałem. Bardzo chciała dziecka. Doszedłem do wniosku, że gdyby twoi dziadkowie poinformowaliby mnie o tym wszystkim, twoje i nasze życie wyglądałoby o wiele lepiej. Zarówno ja, jak i Lily dalibyśmy ci miłość, wychowywałabyś się w lepszych warunkach, a teraz mogłabyś studiować.
Spuszczam wzrok. To prawda – zarówno moja matka, jak i dziadkowie, perfekcyjnie spieprzyli mi życie.
– Nie możemy zmienić przeszłości – oznajmiam po dłuższej chwili. – Ale możemy zadbać o przyszłość.

Kiedy wchodzi do kawiarni, od razu przypominam sobie, że przez cały weekend do niego nie zadzwoniłam. Cholera!
Siada przy stoliku, a ja zajmuję miejsce naprzeciwko. 
– Przepraszam, że nie zadzwoniłam – tłumaczę się od razu. Jak mogłam o tym zapomnieć? – Cały weekend spędziłam z ojcem i… – No tak.
– Z ojcem? – przerywa mi i patrzy zaskoczony.
Uśmiecham się i kiwam głową.
Resztę swojej przerwy spędzam na powtarzaniu mu wszystkiego, o czym powiedział mi William – bo tak właśnie ma na imię – i opowiadam mu o swoim weekendzie. Z całych sił starałam się unikać dziadków, więc przez dwa dni zwiedzałam z nim miasto, chodziłam do restauracji i do kina. 
Staram się ignorować spojrzenia rzucane mi przez Ludmiłę i kiedy tylko przyłapuję ją na obserwowaniu nas, łapię Verdasa za rękę albo robię inne gesty, które mogą wzbudzić w niej zazdrość. 
– Skoro mowa o ojcach.
Na jego słowa marszczę brwi i odwracam się w stronę drzwi. Christopher Verdas. 
Nigdy wcześniej się tu nie pojawiał. Uznałam, że dał żonie wolną rękę i nie ma potrzeby, żeby wszystko nadzorował. Dziwi mnie więc to, że szanowny pan Verdas się tu pofatygował. 
Reakcja Leona świadczy jednak, że bez powodu. On zapewne też nie spodziewał się tu jego ojca.
Mężczyzna przystaje, gdy dostrzega swojego syna i podchodzi do naszego stolika.
– Leon – wita się.
– Tato.
Zaczynam się zastanawiać, jak w tym domu wyglądają święta. Siedzą po przeciwnych końcach dużego stołu i przez całą kolację rzucają sobie złowrogie spojrzenia? Do tego warto dodać jeszcze Veronicę, która im na zmianę liże dupę. 
Właśnie zaczęłam doceniać święta, które co roku spędzam z dziadkami.
– Nie przyszedłeś na kolację – zauważa.
– Nie miałem czasu.
– Może gdybyś znalazł sobie normalną, poważną pracę, zabrakłoby ci czasu na głupoty i zacząłbyś interesować się ważniejszymi sprawami.
Szatyn unosi brew.
Błądzę wzrokiem po ich twarzach, zastanawiając się, co właściwie powinnam zrobić. Czuję się niezręcznie, będąc świadkiem ich konwersacji, ale młodszy Verdas ściska moją dłoń, uniemożliwiając mi zostawienie ich samych.
– Ty masz „normalną pracę” a i tak tutaj jesteś – zauważa, uśmiechając się ironicznie.
– Odwiedzam żonę – odpowiedział zachowując całkowity spokój i powagę. – Nad kimś takim również powinieneś pomyśleć.
– Nie sądzę.
Mężczyzna kręci głową, po czym odchodzi w stronę gabinetu Veronici.
– Nie rozumiem – odzywam się, a widząc jego pytające spojrzenie, dodaję: – Wasza relacja jest taka… oziębła, a ty mimo to, skupiasz się na poznaniu prawdziwej twarzy jego żony? Przy nim sprawiasz wrażenie, jakby nie obchodziło cię to czy ona go zrani, czy nie.
– Nie rozmawiajmy o tym – mówi, a ja, mimo ogromnych chęci sprzeciwienia się, zmieniam temat.

~*~

Znowu nudny rozdział. Nicol, ty to wiesz, jak dobić po pierwszym dniu szkoły ;D.
Jak było? ^-^ Ja idę dopiero jutro na jakiś dzień przygotowawczy, więc trzymajcie kciuki, a może w drodze powrotnej nie wysiądę z jadącego samochodu ;p.
Ten rozdział jakoś nie powala i nic się w nim nie dzieje, ale obiecuję, że w następnym dowiecie się czegoś więcej o Leonie, a 16. o Fiolce (btw. miałam napisać 16. i ten dodać, a mam 50 słów. Kuźwa, muszę napisać dzisiaj trzy rozdziały XDDDD).
Znowu nie temat, ale nie chce mi się aktualizować notki na SOYH – dzisiaj albo jutro może uda mi się skończyć czwarty rozdział opowiadania o Leonie, więc w najbliższym czasie możecie spodziewać się tam dwójki ;)). Tymczasem zapraszam tam do zakładki Bohaterowie ;p.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego rozdziału, wszyscy żyją i czekam na Wasze opinie ;D.

Do następnego :*

Quinn <3
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X