25.2.15

03. ~ Fotograf



Nigdy nie pracowałam w kawiarni. Moja kawa nie jest zbyt wymyślna i często nie jestem w stanie donieść jej nawet do swojego pokoju. Nie wiem, więc co mi strzeliło do głowy, kiedy pomyślałam, że mogłabym pracować u mojej matki. Im dłużej o tym myślę, tym więcej minusów dostrzegam. Co gorsze plus jest na razie tylko jeden – spotkanie z osobą, która mnie zostawiła, kiedy miałam zaledwie sześć lat; której szczerze nienawidzę i nie chcę mieć z nią nic wspólnego. A przynajmniej nie powinnam chcieć.
Z drugiej strony – może spotkanie z nią definitywnie zakończy ten rozdział mojego życia. Ten, w którym byłam głupią dziewczynką łudzącą się, że mimo wszystko mama mnie kocha, próbującą zrozumieć jej życie, nie zważając na to, czy kogoś tym zachowaniem rani. Przy okazji może czegoś się nauczę i w przyszłości będę mogła szukać właśnie takiej pracy. W najgorszym wypadku, stracę trochę czasu, wyleję parę kaw i – o ile się da – jeszcze bardziej znienawidzę moją rodzicielkę.
Tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewać; nie wiem nawet, czego oczekuję. Czy chcę, żeby żałowała, czy może po prostu pokazać jej, że mogę żyć bez niej. Jestem jedynie pewna, że nie będę jej prosić o to, aby znowu była moją matką. Pragnę jej wygarnąć, jaką fałszywą osobą jest i, co o niej myślę, a zapewniam, że nie jest to nic dobrego.
– Dlaczego nie chcesz nam powiedzieć, gdzie pracujesz? – pyta babcia. Nie powiedziałam im o moim miejscu pracy. Uznałam, że lepiej będzie, jeśli nie dowiedzą się, co chcę zrobić. Tylko by mi to odradzali i przeszkadzali. A ja jestem zdeterminowana, żeby to wszystko raz na zawsze zakończyć i zostawić za sobą.
– Babciu, to mała knajpka za miastem – nic szczególnego – spławiam ją i dopijam swoją kawę.
Zanim wstaję, patrzę jeszcze na półpełny kubek dziadka. Zwykła kawa, spływająca po boku naczynia. Nie wygląda specjalnie zachęcająco. Z pewnością nie w porównaniu z kawą, jaka była w lokalu mojej matki. Coś mi mówi, że będę musiała sporo się natrudzić, żeby moja wygląda choć w połowie tak dobrze.

– Ty pewnie musisz być tą dziewczyną, którą wczoraj zatrudnił Leon – mówi blondynka. Ma na sobie ten sam strój, co kobieta wczoraj - biała koszulka z dekoltem i krótka, czarna spódniczka. Obawiam się, że sama również będę musiała to włożyć. Włosy ma związane w kucyk, a usta pomalowane czerwoną szminką. Nie jestem pewna czy poprzednia pracownica miała taki sam makijaż.
Wyciąga do mnie rękę. Silę się na uśmiech i ujmuję ją, po czym potrząsam.
– Ludmiła – przedstawia się. Dokładnie się jej przyglądam. Wygląda na niewiele starszą ode mnie, poza tym jest bardzo ładna. Jestem ciekawa, czy przyjmuje się tutaj pracowników ze względu na wygląd. To by tłumaczyło, dlaczego nie musiałam przynosić CV.
Z drugiej strony, nie dorównuję wyglądem ani Ludmile, ani kobiecie z wczoraj.
– Vi... - przerywam. Że też nie wpadłam na to, żeby wcześniej wymyślić inne nazwisko. W głowie szybko poszukuję jakiegoś imienia. – Eee... Amy Stewart.
Widzę, że jest lekko zdezorientowana, ale po chwili można dostrzec już tylko uśmiech.
– Leon prosił, żebym wytłumaczyła ci, co i jak – wyjaśnia – Miał prowadzić tę kawiarnię przez tydzień, ale w rzeczywistości przychodzi od czasu do czasu, żeby popodrywać klientki.
Świetny wybór, mamo, myślę. Jak każdy inny.
– Skoro jest taki... – urywam, żeby poszukać odpowiedniego słowa – ...niekompetentny, to dlaczego zastępuje właścicielkę?
– Pani Veronica jest żoną ojca Leona, ale on za nią nie przepada – mówi, po czym wchodzi do jakiegoś pomieszczenia i gestem wskazuje, żebym poszła za nią. – Pani Verdas obsesyjnie próbuje się do niego zbliżyć, więc uznała, że jeśli da mu rządzić czymś, na czym jej zależy, uda jej się to. Leon jednak niezbyt się tym zainteresował. Jego ojciec więc wkroczył, rozkazując mu „skorzystanie z tej okazji” i w końcowym efekcie musi tu być.
Uśmiecham się pod nosem. Veronica Castillo walczy o uwagę i sympatię jakiegoś zapewne o połowę młodszego chłopaka. Nadal jestem zła, że mnie zastąpiła, ale cholernie się cieszę, że nieudolnie.
Rozglądam się po pomieszczeniu – zgaduję, że jest to kuchnia. Nie wyglada specjalnie nadzwyczajnie i jest bardzo mała. Myślę, że swobodnie zmieściłoby się tutaj nie więcej niż 10 osób.
– Kiedy jednak nie zapowiadało się na to, że jakoś się do siebie zbliżą, postanowiła, że pozwoli mu zatrudnić jakąś pracownicę – kontynuuje blondynka. – Nie urządził żadnych rozmów kwalifikacyjnych , ani nie dał żadnego ogłoszenia, więc z nieba mu spadłaś.
Podnoszę brew. Teraz przynajmniej wiem, skąd ten brak zainteresowania osobą, której właśnie dał pracę.

Po godzinie również jestem ubrana w firmowy strój, moje usta pomalowane są czerwoną szminką, a włosy związane w kucyk. Ponad to prawie umiem robić kawę na miarę tej kawiarni (nie mówię o ekstra kawie z przeróżnymi wzorami na wierzchu). Poznałam również Carla – miejscowego kucharza, który jest odpowiedzialny za przeróżne ciasta, ciasteczka, kanapki, tosty, ciabatty i wszystko poza kawą i herbatą oraz inne kelnerki.
Moim następnym celem jest wypytanie o Leona – powinnam interesować się Veronicą, ale im więcej słyszę o szatynie, tym bardziej zastanawiam się, dlaczego on, a nie ja?
– Leon nie pracuje? – pytam Ludmiłę. Blondynka okazała się naprawdę miłą osobą – nie wiem, jak dogadała się z moją matką. – No wiesz... ma czas na tę całą kawiarnię?
– Jest fotografem – wyjaśnia, uśmiechając się. – Ten to ma dobrze – wzdycha i odkłada tacę. Postanowiła dzisiaj dać mnie na kasę. Jestem jej wdzięczna, że nie każe mi jeszcze robić kawy, a tylko przyjmować pieniądze i odbierać zamówienia. – Wyjeżdża raz na jakiś czas i zajmuje się fotografowaniem przepięknych widoków, a potem – parę tygodni wolnego.
– Jest dobry?
W myślach proszę ją, żeby odpowiedziała, iż jest beznadziejny. Jest już przystojny ohydny, mógłby chociaż być zły w tym, co robi i na utrzymaniu tatusia.
– Wiesz... nie mam porównania, ale te zdjęcia, które mi pokazywał są naprawdę świetne.
Było do przewidzenia – ideał nad ideałami. W końcu tylko takich ludzi akceptuje moja matka – lepszych od siebie. A przynajmniej tych, których za takich uważa, bo z doświadczenia wiem, że trudno być od niej gorszym.
Korci mnie, żeby zadać więcej pytań, ale do kasy podchodzi długonoga, wychudzona blondynka.
– W czym mogę pomóc?
– Ja do Leona. – Uśmiecha się sztucznie.
Podnoszę brwi i już mam coś odpowiedzieć, kiedy obok mnie zjawia się Ludmiła.
– Amy, lepiej ja zajmę się panią.
Patrzę pierw na nią, a potem na klientkę, po czym grzecznie się wycofuje.
Przyjmuję zamówienie kolejnej kobiety, a następnie proszę inną kelnerkę o zrobienie kawy. Kątem oka obserwuję blondynkę. Po chwili kobieta wychodzi, a Ludmiła kieruje się do kuchni, przechodząc obok.
– Dziewczyna Leona? – pytam, zanim wchodzi do pomieszczenia.

– Jedna z wielu – odpowiada, nie odwracając się do mnie i znika za drzwiami.

~*~

Oto jestem z trójką :>. Mam nadzieje, że spodoba Wam się równie bardzo jak poprzednie rozdziały (hehe, nie napisałam "bardziej od poprzednich rozdziałów, które szczerze mówiąc były do dupy" - kusiło mnie ^^). Swoją drogą widzę, że spodobało Wam się to opowiadanie ^^.
Rozdział jest bez korekty i w ogóle i strasznie za to przepraszam (hejciki lecą nananananana). Obiecuję, że zrobie to jutro - dzisiaj padam i mam ochotę się położyć i obejrzeć "Glee" (tak, Nicol wróciła faza na ten głupi seriali :( Swoja drogą zdążyłam już zapomnieć, jak bardzo nienawidzę Rachel :))))))))))).
No, więc rozdział nie jest jakiś ciekawy, ale można się z niego dowiedzieć, jaki zawód ma Leon (tak, jakby nikt się nie domyślił po szablonie ^-^). Tak btw w tym opowiadaniu będzie dość duży nacisk na pracę Leona i Vilu, nie wiem, czemu i zapewniam, że to nie celowo XDDD.
W każdym razie czekam na wasze opinie i mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :)
[EDIT] Rozdział poprawiony! :D Gdybym jednak jakiś błędów nie zauważyła, to po prostu napiszcie w komentarzu :) Będę wdzięczna :*

Do następnego! :*

Nicole Quinn
(a, zmieniłam nazwę tak jakby co :P)

17.2.15

02. ~ Kawiarnia



Stoję tuż przed wejściem do kawiarni i zastanawiam się. Nad czym? Idealne pytanie. Jak poznam odpowiedź, z pewnością dam znać. Przeszłam niezły kawał tylko po to, żeby ją zobaczyć. Nie muszę nawet z nią rozmawiać – chcę tylko zobaczyć jej twarz. W głębi duszy, chcę zobaczyć, czy wygląda tak, jak w moich zamazanych już wspomnieniach. Chcę się przekonać, że to na pewno ona. Ale w tym momencie dociera do mnie, że jej nienawidzę. Była zwykłą dziwką. Zostawiła mnie dla takiego życia, od początku miała mnie gdzieś.
A teraz?
Teraz żyje sobie, jak królowa. 
Jak pieprzona królowa. 
Otwiera własną kawiarnię, zostawia przeszłość za sobą. 
A ja należę do tej przeszłości.
I nagle nachodzi mnie ochota, żeby tam wejść. Wygarnąć jej i powiedzieć, jak bardzo jej nienawidzę. Co sądzę o kobiecie, która zostawiła własną córkę dla burdelu.
Dlatego wchodzę.
Zanim podchodzę jednak do blatu, rozglądam się po pomieszczeniu. Ściany są białe, ale ozdabiają je przeróżne obrazy i inne ozdoby. Podłoga jest z ciemnego drewna – podobnie jak wszystkie meble w lokalu. Gdzieniegdzie można dostrzec kwiaty. Jest też specjalny kąt, w którym zamiast krzeseł, są skórzane kanapy i fotele. Zastanawiam się, skąd wzięła na to pieniądze. Zarobiła je tak, jak robiła to przez całe życie, dociera do mnie. 
Kręcę głową i podchodzę wściekła do blatu.
– Chcę rozmawiać z właścicielką – mówię młodej kobiecie, stojącej przy kasie. Mimo, iż nie jest niczemu winna, nie silę się na grzeczność i od razu wysuwam żądania.
Ma ona na sobie biały podkoszulek z dekoltem oraz krótką, ale nie za krótką czarną spódniczkę z logo kawiarni. Widzę, że mój ton lekko ją speszył, ale nie przejmuję się tym i patrzę na nią wyczekująco.
– Już wołam – odpowiada po chwili i wychodzi, zapewne na zaplecze.
Wykorzystuję tę krótką chwilę samotności i jeszcze raz rozglądam się po lokalu, tym razem zwracając większą uwagę na ludzi, siedzących przy swoich stolikach. Mimo, że – z tego, co wiem – kawiarnia została otwarta niedawno, nie brakuje tutaj klientów. Większość stolików jest zapełniona i są to przeróżne osoby; od nastolatek w szortach, po biznesmenów w drogich garniturach. Są nawet starsze panie, które pewnie nie mają nic innego do roboty, jak przesiadywanie w domu bądź mieście i czekanie na listonosza, który przyniesie im emeryturę. 
– W czym mogę pomóc? – słyszę za sobą męski głos. Odwracam się gwałtownie i ilustruję wzrokiem młodego szatyna z dość znudzoną miną. Ma na sobie szarą bluzę z kapturem i dżinsy. Stoi za blatem, z czego wnioskuje, że pracuje tutaj.
– Chciałam rozmawiać z właścicielką – oznajmiam chłodnym tonem. – Nie sądzę, że nazywasz się Veronica Castillo.
Podnoszę jedną brew. W odróżnieniu do kobiety, z którą rozmawiałam wcześniej, nie robi na nim wrażenie mój ton. Co więcej – teraz nie wygląda tylko na znudzone, ale i poirytowanego. Założę się, że gdybym była facetem i pracowała tutaj za marną pensję też bym miała taki wyraz twarzy. Tym bardziej, że koleś wygląda na wielbiciela imprez i lasek, które może przelecieć, a potem wyjść w nocy i już więcej nie wrócić.
Przez moją głową przemyka nieproszona myśl, że mógłby być nowym sponsorem mojej matki. Szybko ją wyrzucam – jest za młody. Poza tym, założę się, że nawet Veronica Castillo nie mogłaby być dziwką w wieku trzydziestu ośmiu lat.
– Nie ma jej – odpowiada. – Wyjechała z mężem na kilka dni.
Zamieram.
Ma męża.
Pewnie skutecznie pomógł jej o mnie zapomnieć, o ile poznając go jeszcze mnie pamiętała. Założę się, że to on płaci za tę kawiarnię. Pewnie ożeniła się dla kasy, a on dla seksu. Wiem, że w jej świecie są tacy ludzie. Jedni kupują ubrani, inni po prostu płacą, a jeszcze inni proponują małżeństwo w zamian za życie w luksusie. Pisała o tym w swoim pamiętniku – znalazł się kiedyś taki mężczyzna. Jestem jednak pewna, że to nie on. Z opisów matki wynikało, że nie zamierza udawać kogoś, kim nie jest – zamierza być sobą, czyli zwykłą dziwką.
Myliłam się – jednak nawet mimo wieku, nie potrafi do końca zrezygnować z takiego życia. 
Otrząsam się szybko, zdając sobie sprawę z tego, że szatyn cały czas mi się przygląda. Drapię się po karku, nie wiedząc, co powiedzieć.
– To trochę nieprofesjonalne tydzień po otwarciu kawiarni, urządzać sobie wakacje. – mówię w końcu.
– Powiedz to jej, jakbyś nie zauważyła, ja jestem na miejscu i użeram się z osobami takimi, jak ty.
Jeśli wcześniej mężczyzna, nie wydawał się oschły – mówiąc te słowa zdecydowanie zaczął się taki wydawać.
Ignoruję jego dość nieprofesjonalną uwagę.
– Pracujesz tutaj? – Nie wiem, czemu zadałam to pytanie, to przecież oczywiste, choć jeśli rozmawia tak z każdą klientką, nie wróżę mu kolorowej przyszłości w tym miejscu.
– A czy widzisz, żebym miał na sobie spódniczkę i obcisłą koszulkę z dekoltem do pępka? – A jednak nie tak bardzo oczywiste. – Można powiedzieć, że jestem... pasierbem właścicielki.
Po raz kolejny zamieram w tym dniu. Ma pasierba. Wspaniale zastąpiła nim swoje prawdziwe dziecko. Przez tyle lat nawet nie próbowała się ze mną skontaktować. Nie byłam nawet pewna, czy żyje. Spędzałam dni i noce na zastanawianiu się – nad tym, czy to moja wina, co mogłam zrobić, żeby nie odeszła, albo żeby wróciła. A ona zapomniała o mnie ze swoim idealnym mężem i pasierbem. 
W tej chwili nienawidzę jej jeszcze bardziej. Nienawidzę jej za to, że mnie zostawiła; że się ze mną nie kontaktowała i  za to, że mnie zastąpiła. Jak zabawkę, która się jej znudziła.
– Wszystko w porządku? – wyrywa mnie głos szatyna. – Strasznie zbladłaś.
Spoglądam na niego, ale nic nie mówię. Tylko wpatruję się i zastanawiam, w czym jest lepszy ode mnie. Co takiego ma? I nagle dociera do mnie, że ma to na czym mojej matce od zawsze zależy najbardziej – pieniądze.
– Tak – odpowiadam po chwili. – Mogę wiedzieć, kiedy wróci? Muszę z nią pilnie porozmawiać.
– Zależy, o co chodzi. Jeśli przyszłaś szukać pracy to załatwmy to nawet teraz.
– Nie – zaprzeczam, ale nagle wpadam na pomysł. Gdybym pracowała w jej kawiarni, najlepiej dowiedziałabym się, jak teraz żyje, jaka jest, jakie są jej stosunki z mężem i pasierbem. – Znaczy... nie mam przy sobie CV.
Spogląda na mnie i przez chwilę się zastanawia, po czym wzdycha, wznosząc oczy do góry.
– Jeśli zaczniesz od jutra, nie musisz mi pokazywać nawet dowodu.
Patrzę na niego zdziwiona. Kto normalny zatrudnia do pracy kogoś, o kim nie wie zupełnie nic. Nie ma pojęcia nawet, jak się nazywam.
– Tak po prostu mnie zatrudniasz? – pytam z niedowierzaniem. – A co jakbym była złodziejką? Albo przyszła od konkurencji?
– A chociaż jedna z tych rzeczy to prawda? – Kręcę niepewnie głową. – No to widzimy się jutro o dziewiątej.
– Mówię ci – to nie może się nie udać – oznajmiam podekscytowana.
– Jeszcze niedawno mówiłaś, że nie chcesz jej znać – odpowiada Nathan.  Po prostu nie chcę, żebyś się sparzyła. Może powinnaś to przemyśleć? Poza tym, kto daje zupełnie nieznanej lasce pracę bez zobaczenia CV albo chociaż dowodu tożsamości?
Wzdycham. Nathan ma rację. Zbyt szybko podjęłam jakąkolwiek decyzję i może rzeczywiście nie do końca wszystko przemyślałam, ale z drugiej strony – taka okazja może się już więcej nie nadarzyć. Nie mam pewności czy, gdy już dokładnie wszystko przemyślę i podejmę mądrą decyzję, ona jeszcze tu będzie.
Nie mam czasu nad głowieniem się nad tym wszystkim, analizowaniem wszystkich za i przeciw, i jeszcze braniem tego pod uwagę. W tej sytuacji byłaby to niepotrzebna strata czasu. Czasu, który Veronica może wykorzystać na to, żeby zwinąć interes i wyjechać.
Jeśli nie podejmę decyzji teraz, po jej wyjeździe, mogę żałować już do końca życia, że nie skorzystałam z okazji. A chcę zamknąć rozdział związany z moją matką.
– Najwyraźniej wymarzony syn mojej matki – mruczę. - Ale to dobrze, dopóki nie zna mojego nazwiska mogę spokojnie tam pracować.
A jak będzie się do ciebie zwracał? „Ej ty, Bezimienna Pracownico, kawa do stolika trzeciego”? W końcu będzie chciał poznać twoje dane.
Nie mija sekunda, a w mojej głowie pojawia się odpowiedź.

– Kto powiedział, że podam mu prawdziwe. – Uśmiecham się pod nosem.

~*~

Mamy dwójeczkę ^^. Miałam ją dodać gdzieś tak po południu, ale miałam strasznie zabiegany dzień, a potem jeszcze wciągnęłam się w książkę (nie ma to jak romantyczne spotkanie podczas kupowania paczki snickersów w supermarkecie, z tajemniczym nieznajomym, który rzucił szkołę i ma na ramieniu wytatuowane słowo "beznadziejny", a kiedy mówisz mu jak masz na imię, on pyta, czy jesteś tego pewna. LOVE, LOVE i takie tam :D) a jak się okazało - było, co poprawiać :D. Robiłam to jakąś godzinę (dopisywałam, usuwałam, poprawiałam) ale mam nadzieję, że nie poszło to na marne i się Wam spodobało :>.
Myślę, że spoilerem byłoby napisanie, że Leon się pojawił, ale nie oszukujmy się - wszyscy wiedzą, kim był koleś za ladą i robienie sobie nadziei, że w końcu Was zaskoczyłam, jest bez sensu :). KIEDYŚ MI SIĘ TO UDA.
Tak z informacji to chciałam podziękować anonimkowi, który podpisuje się P., za to, że mnie poprawił w kwestii wieku Violetty ;). W końcowym efekcie Viola ma 21 lat, a jej mama 38. Nie wiem, czy ktoś poza wyżej wymienioną osobą to zauważył, ale była pomyłka :>. Jestem tylko człowiekiem i mam nadzieję, że w razie jakichkolwiek błędów będziecie mi o nich pisać :).
I ogólnie Nicol wymyśliła w końcu postanowienie noworoczne (wiem, szybko, środek lutego :D) i jest nim odpowiadanie na Wasze komentarze ;-;. Ja naprawdę zawsze chcę to zrobić, ale pierw mi się nie chcę (jestem na telefonie, czy tam nie mam czasu), potem zapominam, a jak już sobie przypominam, stwierdzam, że jest już za późno i nikt tego nie zobaczy. Teraz się poprawię, obiecuję :D.

Kończę tę zdecydowanie za długą notkę. Jeśli dotrwałeś do tego momentu - serdecznie ci gratuluję :D.

Czekam na Wasze opinie i mam nadzieje, że rozdział się Wam spodobał (bardziej niż 1. ;-;) :).

Do następnego :*
Nicole <3

13.2.15

01. ~ "Mam ją na wyciągnięcie ręki"



Niechętnie wstaję i rozpoczynam 5. Dzień Bez Pracy. Pięć to niedużo, tym bardziej, jeśli mieszka się z dwojgiem starszych ludzi, którzy dostają swoje emerytury co miesiąc i utrzymują cię przez całe życie. Nawet, gdyby jej nie dostawali - mam spore oszczędności i konto mojej matki, z którego nigdy nie korzystam, ale jeśli nie miałabym wyjścia - musiałabym to zrobić.
Dla mnie jednak kolejne dni bez pracy oznaczają siedzenie całymi dniami z babcią, która opowiada o tym, czego nie zrobiły sąsiadki albo traktuje mnie, jak małe dziecko. Kocham ją mimo wszystko, ale czasem się zachowuje, jakbym miała znowu 7 lat, a mam ich 21. Boi się, że będę, jak moja matka i rozumiem ją w tej kwestii. Był czas, w którym sama się o to bałam. Ale w tym momencie jestem pewna, że tak nigdy nie będzie.
Wlokę moje zwłoki do łazienki i biorę szybki prysznic. Następnie ubieram bladoróżową sukienkę do kolan i schodzę na dół. W kuchni jak zwykle widzę babcię robiącą jajecznicę i dziadka, czytającego dzisiejszą gazetę.
- Dzień dobry - witam się z nim, posyłając lekki uśmiech. Zajmuję miejsce przy małym stoliku naprzeciwko dziadka. 
- Napijesz się herbaty? - pyta babcia.
- Poproszę kawę.
Kręci z dezaprobatą głową i z powrotem odwraca się do kuchennego blatu. Dobrze wiem, jaki babcia ma stosunek do kawy, chociaż nie mam pojęcia, skąd bierze się ta nienawiść. Jak na ironię trafiła na dwóch największych kawoholików pod słońcem - mnie i dziadka. Pijemy ten napój ciągle, a ona za każdym razem ma coś na ten temat do powiedzenia.
Kładzie przede mną i dziadkiem talerz pełen jajecznicy, po czym podaje obu kawę. Następnie również zajmuje miejsce przy stole. Jemy w ciszy. Dziadek zazwyczaj nie jest rozmowny, ale to, że babcia jeszcze nie zaczęła gadać zaczynam mnie niepokoić.
- Co dzisiaj robisz? - Wykrakałam. - Bo mogłybyśmy pójść...
- Zamierzam spotkać się z Nathanem - przerywam jej, zanim zdąży się rozkręcić. Z doświadczenia wiem, że pyta z uprzejmości. Tak naprawdę nie czeka na odpowiedź.
Moja babcia to naprawdę przeurocza kobieta, ale ma niewyparzony język. Mogę to potwierdzić ja, dziadek, sąsiedzi, sprzedawcy w pobliskich sklepach i praktycznie każdy, kto choć raz ją spotkał. To co pomyśli, od razu mówi. Bez względu na to, co to są za słowa i do kogo są one skierowane. Z jednej strony to dobrze, bo wiem, że nigdy by mnie nie okłamała, ale z drugiej nie czuję się zbyt komfortowo, kiedy sprzedawca każe mi wyprowadzać ją ze sklepu.
Mimo wszystko kocham ją. Ona i dziadek są najważniejszymi osobami w moim życiu i wiem, że to się nie zmieni. Nigdy nie skupiałam się na związkach. Odkąd skończyłam interesować się życiem mojej matki - jeśli tak można było to nazwać - na pierwszy miejscu w moim życiu są dziadkowie i praca. Pragnę odwdzięczyć się im za to, co dla mnie robili przez te wszystkie lata. Oboje mimo swojego wieku, po raz kolejny stali się rodzicami. Zawsze czułam w nich wsparcie, miłość - i tak zostało do dziś. Czuję, że jestem im coś winna, dlatego wciąż szukam pracy. Co - przez moje wykształcenie - nie jest takie łatwe. Mam 21 lat. Z jednej strony mogłabym iść na studia, ale to zajmuje zbyt wiele czasu, którego nie mam. Poza tym nie stać ani mnie, ani dziadków na coś takiego.
- Szkoda - odpowiada babcia i że słowa są szczere. Nie przepada za Nathan'em. Pochodzi z dobrego domu i zawsze ma wszystko na wyciągnięcie ręki. Mieszka w jednej z najdroższych dzielnic Chicago i nigdy niczego mu nie brakowało. Babcia nie przepada za takimi ludźmi; bez względu na charakter. Owszem, Nathan nie jest królem skromności i nigdy nie ukrywał tego, że ma masę pieniędzy, ale pomógł mi i naprawdę lubię spędzać z nim czas.
- Miał zapytać swoją matkę, czy nie zna jakiś propozycji pracy, do jakiej bym się nadawała - mówię z uśmiechem.
Pieniądze nie biorą się znikąd. Rodzice Nathan'a sami na wszystko zapracowali; jego ojciec jest cenionym lekarzem, a matka prawnikiem. Dodatkowo dzięki dziadkom ich dorobek jest jeszcze większy. Elizabeth ma wielu znajomych typu: właścicieli sklepów, kawiarń czy nawet osoby, które płaciłyby mi za wyprowadzanie ich psów na dwór.
Nie darzy mnie byt wielką sympatią - babcia ma inny stosunek do ludzi bogatych, a ona do tych biedniejszych - ale mam nadzieję, że mimo to się postara. Ojciec Nathan'a jest zupełnie inny. Czasem, kiedy u nich jestem mam wrażenie, że dopiero, gdy Elizabeth wychodzi, Jim jest sobą, który wciąż żartuje i czuje się zupełnie swobodnie. Współczuję mu tego, że nie może być taki przy żonie.

- Można się było tego spodziewać - mówię do siebie. Niestety na tyle głośno, żeby Nathan również to usłyszał.
- To nie jej wina.
Nie odpowiadam. Wpatruję się przez okno z rękoma założonymi na piersiach. Mój chłopak zawsze będzie bronił swojej matki. Zawsze będzie usprawiedliwiał wszystko, co powie i zrobi, bez względu na wszystko. Rozumiem, że Elizabeth jest z pewnością zupełnie inną matką niż moja, ale bez przesady. Czasem mam wrażenie, że gdyby kazałaby mu wbić mi nóż w gardło, zrobiłby to.
Jesteśmy razem od ponad roku, a jedyny przypadek, w którym jej od tej pory odmawia to ten, w którym prosi go o to, żeby zerwał z tą sierotą.
- Starała się. - Westchnął głośno. - Mogłabyś to docenić.
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy jestem sierotą. Szczerze mówiąc - mam nadzieję, że tak. Nie mam pojęcia, kto jest moim ojcem - zapewne był to jakiś klient, któremu pękła gumka - ani, co dzieje się z moją matką. Mogę więc uznać, że jestem sierotą?
Cóż, obydwoje z rodziców mnie porzuciło - dla mnie oni umarli. Obojga darzę szczerą nienawiścią i nie mam do żadnego z nich ani trochę szacunku. Wiem, że ich nie znam, ale czytałam dziennik matki. I ona, i jej klienci byli obrzydliwi - nic więcej nie potrzebuję, aby ich ocenić.
- Okej, nie odzywaj się.
Nawet jeśli jestem sierotą - czy to jest powód do wypominania mi tego? Elizabeth wydaje się taka wykształcona, taka mądra, a w rzeczywistości jest tępa. Może i przeczytała setki książek i podręczników, ale z nich nie nauczy się tego, jak funkcjonować w społeczeństwie. Z ludźmi, którzy nie są tacy, jak ci, których spotyka na co dzień.
Wystarczyłoby: "Nie mam dla ciebie pracy". Po co dodawała tą pieprzoną sierotę? Jestem z siebie taka dumna, że prosiłam Nathan'a, aby nie mówił jej, kim są moi rodzice. Z tego, co wiem, powiedział swoim rodzicom, że moi zginęli w wypadku. Nawet tego nie jest w stanie zaakceptować. Co by było, gdybym powiedziała jej, że moja matka była dziwką, a ojciec jej klientem? Podejrzewam, że byłaby w stanie wsadzić mnie do więzienia, byle tylko utrudnić mi kontakty z Nathan'em.
- Możesz przestać zachowywać się, jak dziecko? Okay, nazwała cię sierotą i co z tego? Przecież sama wciąż powtarzasz, że chciałabyś nią być!
Bez słowa zabieram torebkę i wychodzę z jego pokoju, a zaraz potem z domu. Mogłam się tego spodziewać. Przecież to zawsze ja jestem winna.

- Po co wróciła? - słyszę zaniepokojony głos dziadka. Zamykam za sobą cicho drzwi. Nie lubię podsłuchiwać dziadków, ale znam ten ton. Zawsze oznacza jedno - mówią o czymś związanym z moją matką.
Już jako dwunastoletnia dziewczynka zaczęłam rozpoznawać ten głos. Często mówili tak, gdy myśleli, że śpię - nieraz udawało mi się wymknąć z pokoju i podsłuchać fragment rozmowy. Sami nigdy mi nic nie mówią. Wcześniej robili to, dlatego, że nie chcieli, abym kiedykolwiek dowiedziała się, kim jest Veronica. Kiedy jednak znalazłam jej dziennik samo wyszło wszystko na jaw. Po mojej samodzielnej próbie znalezienia informacji o matce, podsłuchałam jakieś 2 czy 3 rozmowy. Od tamtej pory temat został zamknięty i więcej nie nakryłam ich na szeptaniu między sobą.
Aż do teraz.
- Ta nowa kawiarnia na rogu - odpowiada cicho babcia. - Jest jej, nie mam, co do tego wątpliwości.
Z ust wyrywa mi się jęk. Babcia odwraca się w moją stronę, ale w samą porę znikam z jej zasięgu wzroku i mnie nie dostrzega. Ponownie odwraca się do dziadka, kiedy ja zakrywam usta dłonią i wszystko analizuję.
Moja matka żyje, mimo iż myśleliśmy, że już dawno umarła.
Nowa kawiarnia, do której jakiś czas temu próbował mnie zaprosić Nathan, należy do niej.
Mieszka w Chicago.
Pracuje kilka ulic stąd.
Szukałam jej przez tyle lat, a teraz - mam ją na wyciągnięcie ręki.

~*~

Rozdział denny i niezbyt zachęcający - wiem :D. No ale to dopiero pierwszy rozdział i wiem, że nie ma jeszcze Leona i on praktycznie o niczym nie jest, ale ja osobiście raz w życiu przeczytałam książkę, w której już w 1. rozdziale się coś działo :). Więc zrozumcie, pls :D.
Jeśli chodzi o fabułę - przyznaję się, zanim ktoś mi to zarzuci, że przeszłość Violetty i to, kim był jej matka nie jest moim pomysłem. Było tak w pewnej książce, ale podkreślam, że wszystko inne wymyśliłam sama. W tamtej książce nie ma żadnej kawiarni, matka nie żyje i wgl, więc piszę to teraz, żeby później nie było z tym żadnych problemów i nikt mi nie zarzucał, że komukolwiek wmawia, że początek jest całkowicie moim pomysłem :). 
Druga sprawa jest taka, że chciałabym wprowadzić od tego opowiadania pewną... zasadę? Nie wiem, jak to nazwać, ale będzie polegało to na tym, że ja nie będę uciekała się do żadnych szantaży typu "30 komentarzy = Next". Od tej pory będzie to wyglądało po prostu tak, że kiedy będzie ta odpowiednia ilość komentarzy ja dodam rozdział, a im będzie ich mniej tym Wy dłużej poczekacie ;).
Mam teraz ferie, więc postaram się napisać coś na zapas (tak, Nicol ma około 4 rozdziały zaczęte i do tej pory nieskończone) i może w końcu wezmę się za OS'a, ale nic nie obiecuję XDD. Tak, łączmy się ludzie, którzy mają ferie <3. Swoją drogą ostatni tydzień był gorszy niż wcześniejsze 6 miesięcy ;-;. Jak nie oceny to ogólnie życie w szkole ^^. W tym tygodniu m.in. zyskałam miano chamskiej (powiedziałam "koleżance", że ma się odczepić, bo inaczej za 2 tygodnie wyląduje w szpitalu z poobijaną buźką, albo w psychiatryku będzie leczyć depresję ^^. Jak nie będę pisać przez dłuższy czas oznacza to, ze wylądowałam w poprawczaku za grożenie innym :D) i tak się nieszczęścia ciągnęły, a w końcowym efekcie siedzę z podbitym okiem i cieszę się, że nareszcie odpocznę od tych debili :').

Tak btw zaczynam nowe opowiadanie w piątek 13., ale co tam ^^. Nicol rebel i pluje na pecha :D.

Czekam na Wasze opinie :*

Do nastepnego ;).

Nicol <3

8.2.15

Epilog

Czuję, że w pokoju jest jasno. Czemu akurat dzisiaj musi być słoneczny dzień? Tak bardzo chciałabym, żeby w tej chwili ta przeklęta kula gazowa zaszła. Chociaż na godzinkę. Otwieram oczy i zauważam, że okna nie są zasłonięte. Jestem pewna, że wczoraj wieczorem jeszcze były – mam więc sprawcę. Wzdycham głośno i patrzę na zegarek – 10. Wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Lara i Megan siedzą na hamaku i o czymś rozmawiają, gestykulując przy tym. Parę metrów od nich jest stolik, przy którym siedzą państwo Verdas, mój tata i Leon.
Zawsze tak jest – za każdym razem, gdy tu przyjeżdżamy wszyscy najpierw siedzą do późna, a potem wstają o świcie i siedzą w ogrodzie. Choć muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu widzę w tej scenerii również Leona.
Idę do łazienki, gdzie biorę szybki prysznic i ubieram niegdyś zwiewną sukienkę – niestety dziś jest ona prawie, że obcisła. Boję się co będzie za miesiąc, za dwa, nie wspominając już o tym, co będzie za cztery, kiedy uświadomię sobie, że po urodzeniu bliźniaków, już nie odzyskam dawnej figury.
Kiedy jestem już ubrana w luźne szorty i – już nieluźną – białą koszulkę, schodzę na dół, a następnie idę za dom. Wykorzystuję to, że Verdas siedzi tyłem i schylam się, po czym szepczę mu do ucha:
– Kochanie, nie wiesz może, co stało się z zasłonami?
Na dźwięk mojego głosu, odwraca się i uśmiecha, a następnie delikatnie całuje. Zajmuję miejsce obok niego, spoglądając na niego wyczekująco.
– To pewnie wiatr – tłumaczy, a ja uśmiecham się szeroko, kręcąc głową.
Po chwili wszyscy znowu zaczynają prowadzić przeróżne dyskusje przy stole. Miło jest wiedzieć, że mój ojciec przypadł do gustu nawet ojcu Verdasa i mają mnóstwo wspólnych tematów. Myślę, że to dzięki temu, mężczyzna w końcu mnie zaakceptował.
– Naprawdę myślę, że powinniście się zastanowić nad ślubem – mówi w końcu Melisa. Wspomina o tym przy dosłownie każdej okazji. – Co powiecie swoim dzieciom, gdy kiedyś zapytają, czemu rodzice ich znajomych mają ślub, a wy nie? Jeszcze dacie im zły przykład i sami w przyszłości zrobią to samo.
Kątem oka widzę, jak mój tata i Cristian wzdychają. Każdy już zdążył się z tym pogodzić – nawet Lara i Megan żyją od teraz z myślą, że nie zostaną moimi druhnami. Niestety Melisa jest zbyt tradycyjna. Zawsze, gdy tu jesteśmy, rozpoczyna ten sam temat.
– Powiemy im, że świstek papieru nie jest nam potrzebny do szczęścia. Poza tym podejrzewam, że kiedy nasze dzieci będą mogły brać ślub, nikt go już nie będzie miał, więc będą na czasie – odpowiada Leon.
Parę miesięcy po jego rozwodzie z Biancą, myśleliśmy nad ślubem, ale w końcowym efekcie doszliśmy do wniosku, że dobrze jest tak, jak jest i – ku niezadowoleniu Melisy – cały czas się tego trzymamy.
Kobieta wzdycha zrezygnowana i już wiemy, że na parę godzin dała sobie spokój.
– A co z domem? Zdążycie przed porodem? – zadaje kolejne pytanie z listy: O co zapytać Vilu i Leona, kiedy przyjadą.
– Tak – odpowiada szatyn znudzony. – Zostało już niewiele, w przyszłym miesiącu będziemy mogli się tam spokojnie wprowadzić.
Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, Leon planował, żebyśmy przeprowadzili się do większego mieszkania, ewentualnie małego domu jednorodzinnego, kiedy jednak okazało się, że nie będzie miał jednego dziecka, a dwójkę i to naraz, kupił ziemię niedaleko domu Melisy i Cristiana. Budujemy tam dom, który pomieści nie tylko nas i dzieci, ale również mojego ojca i Megan.
– A pokoje dla dzieci? Są już skończone? – pyta ojciec Leona. Wiem, że z pewnością nie jestem jego wymarzoną synową, ale moja ciąża to również powód, dla którego mnie polubił i mimo że udaje obojętność, wszyscy wiemy, iż nie może się doczekać, aż zostanie dziadkiem.
– Nic więcej nie da się w nich zrobić.

Leon uśmiecha się, po czym spogląda na mnie i splata nasze palce, a potem pochyla się i delikatnie całuje.

* * *

Tak, to jest epilog. Wiem, że pewnie niektórzy się nie domyślili, bo jest nudny, krótki, ogólnie do bani, ale chcieliście szczęśliwie zakończenie, więc macie :p. Gdybym zabiła Leona i Fiolkę (albo obu naraz ^^) byłoby ciekawiej :)). Nie no, wiem, że pomysł nie jest zbyt ambitny, ale po jakiś dwóch miesiącach myślenia nad epilogiem, doszłam do wniosku, że on jest jedynym, który by się nadawał, zawierałby happy end i w ogóle, więc sorry, ale tylko na to mnie stać :/. ALE! Napisałam go przed 13.02, więc dokonałam czegoś, co jeszcze dwa dni temu było niemożliwe ^^.
Nowe opowiadanie jednak zacznie się na 100% po 13.02 (jej, jeszcze 5 dni do ferii :>). Mimo to, jak pewnie większość zauważyła, zmienił się szablon, który mi się strasznie podoba ;>. Planowałam znaleźć minimalistyczny, żeby może i nie był związany z Leonettą, ale nie miałby też zupełnie na inny temat, takim więc sposobem mam szablon, w którym można zmienić zdjęcia i możecie się domyślić, jakie zawody będzie miała Vilu i Leon ^^. Poza tym jest dodana zakładka, ale oczywiście blogger mnie nie lubi, więc zdjęcia się spierdzieliły i jak tylko znajdę chwilę poszukam je w czarnej dziurze zwanej moim laptopem i dodam ^^.
Tak więc, do następnego :*

Nicole <3
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X