29.8.15

13. ~ Sztywniak



Zawsze będę powtarzać, że robię to dla zemsty, a nie przyjemności. Nie oznacza to jednak, że mi się to nie podoba. Jestem zachwycona faktem, że właśnie siedzę na Leonie okrakiem, w jego mieszkaniu.
Precyzując –  po pracy nie trudziłam się powrotem do domu. Wróciłam z Verdasem, po czym oboje pozbyliśmy się swoich koszulek i w dość krótkim czasie znaleźliśmy się na jego kanapie, penetrując nawzajem wnętrza swoich ust. 
Nie planowałam tego, ale pewna zazdrosna blondynka postanowiła zaleźć mi za skórę, więc musiałam zmienić trochę plany. Właściwie to powinnam jej za to podziękować. Z ogromną przyjemnością zrobię to przy najbliższej okazji.
Ale teraz jestem zajęta czymś ważniejszym.
A skoro mowa o czymś ważniejszym – to niesamowite, jak łatwo odwrócić od czegoś uwagę faceta. Od pocałunku ani razu nie wspomniał o mojej babci i ojcu. Wszyscy są tacy sami.
Prawda jest taka, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Dla facetów ważne jest na przykład zapłacenie rachunków albo pójście do pracy, ważniejsza jest tylko jedna rzecz. I jeśli osiągnę swój dzisiejszy cel, Verdas zapomni o tym, że w ogóle rozmawiał z Ludmiłą. 
Przy okazji, skoro już i tak muszę się do niego zbliżyć, sprawię, że zapomni jak blondynka ma na imię. Nie, nie jestem zazdrosna. Ferro po prostu mnie wkurza i psuje moje plany. To, że wcale nie będzie mi przykro, gdy nigdy nie uda jej się być z szatynem, to tylko szczegół. 
Może nawet wyświadczam jej przysługę?
Kogo ja chcę oszukać. Świetnie całuje, jego włosy, w których właśnie znajdują się moje ręce, są wspaniałe, a jego mięśnie dają znać, że nie unika ćwiczeń, jak ognia. Do tego dochodzi niesamowity wygląd ogólny, niezły charakter i to, że utrzymuje się sam, co jest rzadkością wśród osób z bogatymi rodzicami.
Czy ten koleś ma jakieś wady, poza tym, że nie potrafi zaakceptować wyborów ojca?
Oczywiście nie ma to dla mnie znaczenia. Owszem, to ułatwia zadanie, ale zrobiłabym to nawet, gdyby był łysy i nie znał znaczenia słowa siłownia. Nie patrzę na niego jak na kandydata na chłopaka. Tylko jak na… Właściwie to nie wiem, jak, ale na pewno nie jak na chłopaka. 
Lepiej, żebym się do niego nie przywiązywała, bo po tym, co zrobię, bardzo prawdopodobne, że nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Po chwili szatyn zmienia pozycję. Teraz leżę na plecach i oplatam nogami jego talię, podczas gdy on znajduje się nade mną. Jedną ręką podpiera się, a druga wędruje właśnie pod moją spódniczkę.
Tak, nadal mam na sobie strój z pracy. A przynajmniej jego połowę.
Za bardzo spieszyłam się, żeby zajmować się takimi przyziemnymi sprawami, jak przebranie się – tym bardziej, że zgodnie z moim planem, zaraz i tak miałam pozbyć się tych ubrań – więc spakowałam swoje rzeczy do torebki i wyszłam w tym. 
Nawzajem penetrujemy swoje ciała. Błądzę dłońmi po każdym jego mięśniu i jesteśmy tak zajęci swoimi wargami, że nie słyszymy nawet otwieranych drzwi.
Tajemniczy gość daje nam o sobie znać dopiero chrząknięciem.
Zdezorientowani odrywamy się i kierujemy wzrok na tę osobę. Okazuje się nią starszy mężczyzna w szarym garniturze, którego połowę twarzy przysłania czarna, ale siwiejąca już broda. Marszczę brwi, zastanawiając się, kim on jest. Nie, nie przejęłam się tym, że leżę na kanapie pod półnagim Verdasem, mając na sobie tylko przykrótką spódniczkę i czarny koronkowy biustonosz.
Aż do chwili, w której się odzywa:
– Pójdę do łazienki i jak za chwilę tu wrócę, udam, że nie muszę się za ciebie wstydzić, a ty mi w tym pomożesz.
Kiedy znika za drzwiami, nie mam już wątpliwości, co do tego, że to ojciec Leona.
Szatyn patrzy na mnie, po czym oboje wybuchamy śmiechem. Ubieramy swoje koszulki i wstajemy z kanapy dokładnie w chwili, w której mężczyzna ponownie pojawia się w salonie.
Mierzy mnie surowym spojrzeniem.
– Tato, to Amy – przedstawia mnie Leon. Słyszę w jego głosie, że najchętniej by go stąd wyrzucił. Ja też.
Mężczyzna wyciąga do mnie rękę.
– Christopher Verdas.
Ujmuję jego dłoń i uśmiecham się. W moich myślach pojawia się jednak tylko jedno słowo: sztywniak. Nie różni się niczym od rodziców Nathan'a.
Błagam, kto, do cholery, przychodzi porozmawiać z synem w garniturze? 
Właśnie w takich chwilach, cieszę się z tego, że należę do ludzi bogatych. Wszyscy są tacy sami. No może poza Leonem… Ale to tylko jeden wyjątek. Reszta takich ludzi uważa się za władców całego świata. Są snobistyczni i myślą, że skoro mają pieniądze, mogą gnoić każdego.
Dobrze, że szatyn nie wdał się w ojca.
– Pani musi być tą słynną nową pracownicą mojej żony.
Pani? Koleś, mam dwadzieścia dwa lata, a przed chwilą widziałeś mnie w samym staniku i spódniczce tak wysoko podciągniętej, że zapewne było widać też majtki.
Mimo wszystko, mam ochotę się uśmiechnąć. Okazałam się taka zła dla Veronici, że skarży się na mnie mężowi. Jeszcze zobaczy, na co mnie stać. Ale niech korzysta. Kiedy z nią skończę, nie będzie miała komu się skarżyć.
– Właściwie to chciałbym z tobą właśnie o tym porozmawia – zwraca się do syna. – W cztery oczy.
Po co ci cztery oczy, skoro i tak zachowujesz, jakby mnie tu nie było? Jeśli wciąż jest coś niejasnego – ja i ojciec Verdasa raczej się nie polubimy. Poprawka: Violetta go nie polubi. Amy będzie musiała.
Szatyn wzrusza ramionami.
– Jestem zajęty.
Starszy mężczyzna wzdycha i widzę, że gdyby nie ja, poawanturowałby się z synem. Zadziwiające, że pomimo takich relacji, szatyn tak się troszczy o ojca. Z każdą minutą spędzoną z nimi, przekonuję się, że oddalenie ich od siebie nie będzie wcale takie trudne. Wystarczy wmówić im, że jest to wina Veronici.
– W takim razie, przyjdź jutro na kolację.
– Będzie tam twoja wkurzająca żonka? – pyta, unosząc brew.
Jego ojciec w odpowiedzi kiwa głową.
– Będę zajęty.
– Czym?
– Jeszcze nie wiem.
Wzdycha głośno, po czym patrzy na niego surowo i odpowiada:
– Widzimy się jutro o siódmej. – Przenosi wzrok na mnie. – Do widzenia, panno… – przerywa, oczekując, że podam mu swoje nazwisko.
Już mam to zrobić, ale w ostatniej chwili wyprzeda mnie Leon:
– Amy. Do zobaczenia, Amy – poprawia go.
Verdas w odpowiedzi kręci tylko głową i kieruje się w stronę drzwi.
– Veronica cię oszukuje – mówi szatyn, zanim ten naciska klamkę.
– Leon, nie zaczynaj znowu – odpowiada zirytowanym głosem.
– Wiesz może o jej spotkaniach w kawiarni? Najpierw jakaś starsza pani, potem jeszcze facet. No i Violetta, bo z pewnością wiesz, kim jest. Mam wrażenie, że kimś ważnym w życiu twojej żony.
Nic nie mówiąc, opuszcza mieszkanie.
Może Leon da sobie spokój i zapomni zarówno o Violetcie, jak i mojej babci i ojcu. Po tym jak mężczyzna traktuje syna, mam wrażenie, że nie zasługuje na wysiłek, jaki szatyn wkłada w to, żeby go chronić.
– Chyba mnie nie lubi – mówię po chwili, kiedy on nadal wpatruje się w drzwi.
– Mnie też nie. Na twoim miejscu bym się nie przejmował.
Sama nie wiem, czy powinnam się zaśmiać, czy go pocieszać. W końcu jednak nie robię nic. Mam wrażenie, że jakakolwiek by nie była moja reakcja, zrobiłoby się niezręcznie. 
Odwraca się w końcu w moją stronę.
– Skoro o tym mowa. Widziałaś w końcu tego kolesia?
Cholera, mówię w myślach. Świadomość, że to wszystko wina jego ojca, nie pomoże mi w próbach ocieplenia naszych relacji. Mówiłam, że go nie lubię? Teraz modlę się o to, żeby spadł ze schodów.
Kręcę energicznie głowa.
– Ale Ludmiła mówiła…
– Ludmiła jest zazdrosna – przerywam mu. – Wymyśla jakieś głupie historyjki, żeby mnie od ciebie oddalić. Nie wiem czy Veronica naprawdę znowu rozmawiała z tamtą kobietą, ja nie widziałam w kawiarni ani jej, ani żadnego mężczyzny, z którym by rozmawiała.
Ferro naprawdę jest zazdrosna i próbuje oddalić mnie od szatyna. Ale na tym prawda się kończy. Przynajmniej jednocześnie uratuję swój tyłek i oddalę go od blondynki.
Uśmiechnął się i przybliżył.
– A ma powód?
Odwzajemniam jego uśmiech, po czym zarzucam ręce na jego szyję.
– Nie. – Całuję go, przygryzając jego dolną wargę. – Ale zaraz może mieć.

Budzi mnie rozlegający się w całym mieszkaniu dzwonek telefonu. Otwieram oczy i spostrzegam Leona po drugiej stronie łóżka. Najwyraźniej ma twardszy sen niż ja. 
Siadam i przez chwilę mu się przyglądam. Ma poczochrane włosy, a na jego twarzy widnieje cień porannego zarostu. Leży na brzuchu, obejmując poduszkę, a kołdra zsunęła mu się na sam dół pleców. Przygryzam wargę. Z każdą godziną przekonuję się, że może być jeszcze przystojniejszy.
Uśmiecham się, kiedy na komodzie zauważam aparat. Wstaję po cichu i biorę do ręki urządzenie. Włączam je – mając nadzieję, że niczego nie zepsuję – i kieruję obiektyw w jego stronę. Wybieram odpowiedni kąt i robię mu zdjęcie. Uśmiecham się dumna z tego, że wyszło nie najgorzej i kładę włączony aparat na poduszce, na której jeszcze chwilę temu spałam.
W mieszkaniu znowu rozlega się dźwięk telefonu. Wychodzę więc szybko, nie przejmując się tym, że nie mam na sobie ubrań, i zaczynam poszukiwania komórki. Po krótkiej chwili znajduję ją na stoliku kawowym w salonie.
Sięgam po urządzenie i ze zdziwieniem zauważam, że dzwoni do mnie jakiś nieznany numer. Marszczę brwi i naciskam zieloną słuchawkę.
– Halo? – odzywam się.
– Violetta? Gdzie ty, do cholery, byłaś przez całą noc? – Krzywię się. Kto by pomyślał – tatuś. Koleżanki ze szkoły zawsze zazdrościły mi tego, że udawało mi się unikać nudnych wykładów rodziców. Po jego tonie obawiam się, że zaraz dowiem się, skąd ta zazdrość. – Twoi dziadkowie martwili się o ciebie. Gdzie jesteś?
Przez chwilę zastanawiam się, co odpowiedzieć.
– U kolegi – mówię w końcu.
– Żartujesz sobie? – Wzdycha. – Następnym razem dobrze by było, gdybyś kogoś informowała o tym, że nie wrócisz na noc do domu.
Przewracam oczami.
– Wy nie opowiadacie mi o tym, co robicie w wolnym czasie.
– Podaj adres. Przyjadę po ciebie.
On sobie ze mnie żartuje czy mówi na serio? Nie mam doświadczenia w tych sprawach, ale raczej wątpię, żeby dziewczyna po numerku, podawała adres swojego znajomego ojcu. Może się mylę, ale w każdym razie ja nie zamierzam tego robić.
– Sama wrócę. Będę za jakąś godzinę.
Rozłączam się, nie czekając na odpowiedź. 
Szybko przebieram się w swoje normalne ubrania, po czym zabieram torebkę i opuszczam mieszkanie Verdasa. Jadę po szlaban. 

~*~

Eee, tego rozdziału nie miało tutaj być? Miałam pierw napisać 15., ale... Ale to będzie beznadziejny rozdział i zapewne będę się z nim męczyć przez dłuższy czas, więc ten macie już teraz ;p.
Wiem, że to i owo spierdzieliłam, a gif średnio pasuje, bo niczego nie opisałam itd. Przepraszam. 
Btw. wiem, że rozdziały są ostatnio często, ale nie przyzwyczajajcie się ;p. Teraz je tak dodaję, ponieważ od czwartku będą się pojawiać o wiele rzadziej, a ja chcę wykorzystać te ostatnie dni wakacji ^-^.
Ten no... przepraszam za to u góry, mam nadzieję, że mimo wszystko oczy Wam nie wypadły i czekam na Wasze opinie XD.

Do następnego ;))

Quinn ;**

26.8.15

12. ~ Ulubiona kelnerka



– Dziękuję, że zgodziłaś się na spotkanie – mówi jeszcze zanim zdążę wygodnie usiąść.
Byłam przeciwna rozmowie z nim. Mam gdzieś to, co ma mi do powiedzenia. A przynajmniej tego chcę.
Postanowiłam jednak się zgodzić. Czemu? Bo nie chcę już niczego żałować. To mimo wszystko jest okazja, a ja nic na tym nie tracę. Mogę tylko zyskać. Jeśli nie spodoba mi się kierunek w jakim zmierza rozmowa, powiem wszystko, co o nim myślę i wyjdę. Zostawię to za sobą i będę pewna, że w przyszłości ten temat nie stanie się powodem do zmartwień. 
Wybrałam spotkanie w miejscu publicznym. To albo dom z dziadkami za ścianą. Nie gadam z nimi odkąd tam wróciłam, więc nie chcę, żeby słyszeli o tej rozmowie. Moje życie od tej chwili, nie jest ich sprawą. Chyba, że będę tego chciała. Ale teraz jestem w stanie poradzić sobie sama.
– Zrobiłam to tylko pod warunkiem, że po wszystkim dasz mi spokój – oznajmiam poważnym tonem. To nie brzmi jak rozmowa ojca z córką. Już dawno nimi nie byliśmy. Wygląda to bardziej jak spotkanie biznesowe, rozmowa o pracę. Jeśli oczekiwał, że rzucę mu się na szyję, grubo się mylił.
– Jeśli tylko będziesz tego chciała.
Przyglądam mu się – wcześniej miałam zbyt mało czasu przed ucieczką, żeby to zrobić. Nie wygląda na dużo starszego od Veronici. Zawsze wyobrażałam go sobie, jak kogoś, kto bardziej przypomina mojego dziadka niż ojca. Nie oszukujmy się – z usług prostytutek zazwyczaj korzystają starzy biznesmeni znudzeni swoim pieprzonym życiem. Tacy, którzy są samotni, bo skupili się na karierze albo ci, którzy mają w domu spasłe żony, które już nie pamiętają, co to znaczy orgazm, a ich dzieci ich nienawidzą.
On nie wygląda na człowieka żyjącego takim stylem życia. Może to była jednorazowa przygoda? Eksperyment? Jeden raz i od razu wpadka. Oh, aż mu prawie współczuję. W sumie to by wyjaśniało, dlaczego się nie zabezpieczyli. Każdy doświadczony klient wie, że gumka do podstawa. Halo, to przecież dziwka. Nigdy nie ma się pewności, że nie złapała czegoś od innego idioty, który nie wiedział, co to zabezpieczenie.
Mogłabym zapytać o jego wiek. Ale nie chcę rozmawiać o nim. Ta rozmowa ma dotyczyć mnie. Mam gdzieś, kim jest i co robi. Może nawet mieszkać pod mostem. W tej chwili obchodzi mnie tylko moja osoba. Pytam więc:
– Skąd to nagłe zainteresowanie?
Wzdycha i patrzy na mnie. Widzę w jego oczach poczucie winy. I dobrze. To właśnie powinien czuć.
– Stąd, że dopiero teraz dowiedziałem się o twoim istnieniu – odpowiada po chwili.
Patrzę na niego kamiennym wyrazem twarzy. Nie obchodzi mnie to. Nigdy mnie nie poznał, więc mógł mieć gdzieś tę informację. Żyć dalej i mnie pozwolić na to samo. Jego obecność teraz, po dwudziestu jeden latach, nie zmienia niczego. Ja nadal nie mam ojca, on nie ma córki. 
Prostuję się na krześle i wzruszam ramionami.
– I co? – pytam. – Mam ci teraz dziękować, że mimo wszystko, mimo tych straconych lat, postanowiłeś się mną zainteresować? Mam to gdzieś. Potrzebowałam ojca dwadzieścia lat temu. Teraz nauczyłam się żyć bez niego, więc równie dobrze możesz się spakować i wracać tam, skąd przyjechałeś.
Chce coś powiedzieć, ale przerywa mu kelnerka, która przychodzi, żeby przyjąć nasze zamówienie. Dopiero po jej odejściu, odzywa się:
– Violu, nie masz pojęcia, jak to wszystko wygląda…
– Nie nazywaj mnie tak – przerywam mu. – Zrozum, że nie chcę pieprzonego ojca, który zabawia się z pieprzonymi dziwkami. Mam gdzieś, co masz do powiedzenia. Chcę, żebyś zniknął z mojego życia i więcej się w nim nie pojawiał.
– Violetta – mówi, ale kiedy nie podnoszę na niego wzroku, rezygnuje z dalszej części. Powiedziałam to, co miałam do powiedzenia – może już sobie iść.
Sprawa wygląda dla mnie jasno – nie chcę mieć z nim nic wspólnego i nie jest to sprawa do negocjowania. Ma się odwalić. Po prostu. 
– Nie byłem klientem twojej matki.
Wybucham śmiechem. Naprawdę teraz obiera taką strategię? Kłamstwo?
– A co, dała ci dupy w gratisie? Musiałeś czuć się zaszczycony – kpię.
Nie wierzę mu. Nie mam do tego podstaw. Kim musiał być, jak nie pieprzonym klientem mojej matki, skoro nawet nie wiedział, że ma córkę? Czy on ma mnie za idiotkę?
– Zgodziłaś się na spotkanie, więc posłuchaj mnie i nie przerywaj mi chociaż przez tę jedną minutę – mówi, a ja daję sobie spokój. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Przynajmniej będę miała z czego pośmiać się w przyszłości. – Ja i twoja matka byliśmy parą w liceum. Byłem od niej dwa lata starszy. Kiedy dowiedziałem się… czym się zajmuje, kazałem jej dokonać wyboru: ja albo prostytucja. Zapewniała mnie, że z tego zrezygnowała, a ja byłem dosłownie o włos od zrezygnowania ze studiów we Francji, kiedy okazało się, że mnie oszukała. Chciałem przepuścić dla niej taką okazję, a ona nie potrafiła zostawić tamtego życia dla mnie. Nie zawahałem się więc i wyjechałem. Nie wiedziałem, że była wtedy w ciąży.
Że, kurwa, co? Wpatruję się w niego. Nie powinnam mu wierzyć. 
Ale to wszystko by wyjaśniało. To odpowiedź na każde moje pytanie; każdą moją wątpliwość.
– Skąd możesz wiedzieć, że jestem twoją córką? – pytam, starając się aby w moim głosie nie było słychać zainteresowania. Wychodzi mi to coraz gorzej. – Sypiałeś z dziwką.
– Kiedy twoi dziadkowie się ze mną skontaktowali, miałem wątpliwości. Ale potem wysłali mi twoje zdjęcia – z dzieciństwa i aktualne. Jesteś do mnie strasznie podobna. Jeśli jednak tego nie widzisz, możemy zrobić test na ojcostwo.
Widzę to. Od razu to zobaczyłam. Nigdy nie przypominałam matki i z czasem, zaczęłam się z tego cholernie cieszyć. Wiedziałam jednak, że muszę przypominać ojca. Zastanawiałam się, czy podobieństwo jest takie duże, że gdybym go spotkała na ulicy, czy bym go poznała. Teraz widzę, że to całkiem możliwe.
Czuję pod powiekami słone łzy bezsilności i zakłopotania. Gubię się we wszystkim, co tu się dzieje i mam ochotę uciec, żeby schować się pod kołdrą i udawać, że za drzwiami wcale nie czeka na mnie masa problemów. Mimo wszystko tego nie robię.
– Czego teraz oczekujesz? – pytam ochrypłym głosem.
– Chcę nadrobić te wszystkie lata. Pragnę być twoim ojcem.

– Ludmiła, jeśli coś do mnie masz, to po prostu mi to powiedz. Nie uważasz, że jesteśmy trochę za stare na strzelanie foszków? – pytam wkurzona.
Może i jestem dzisiaj nieznośna, ale mam cholerne prawo. Wczoraj pierwszy raz w życiu rozmawiałam z moim ojcem i dowiedziałam się rzeczy, których nigdy nawet sobie nie wyobrażałam.  Mam na głowie mnóstwo rzeczy, jak zemsta na Veronice czy zdecydowanie, co z nim zrobić. Nie potrzebuję dodatkowych rozrywek, jak zachowanie Ferro. 
– Cóż, nie mam pojęcia, jak teraz z tobą rozmawiać – odpowiada. Wow, postęp. – Skąd mam wiedzieć, że nie poskarżysz się synowi szefowej?
– Pasierbowi – poprawiam ją szybko, ignorując resztę jej wypowiedzi. 
Nie lubię tego słowa. Syn. To tak, jakbyśmy byli rodzeństwem, a nigdy nim nie będziemy. Jestem pewna, że ani ja, ani Verdas nie traktujemy Veronici, jak jego matki. 
Mam również wrażenie, że łatwiej będzie mi nim manipulować jako dziewczyna, a nie siostrzyczka. Tym bardziej przeszkadza mi to słowo. Nie chcę mieć wrażenia, że bawię się w kazirodztwo.
Uśmiecha się ironicznie.
– Przepraszam, że nie zgłębiam się w jego sprawy rodzinne tak bardzo jak ty.
Mrużę oczy. Mogę ja uderzyć? Może i wyglądam na zwolenniczkę rozwiązywania konfliktów  spokojną rozmową, ale nigdy nie warto oceniać książki po okładce.
Każdy w wieku nastoletnim się zmienia, buntuje, próbuje znaleźć prawdziwą siebie. U mnie wyglądało to dość wyjątkowo. Nie każdy popierał moje metody. Właściwie to nikt – nawet ja teraz. Ale wtedy uważałam swoje pomysły za niezwykle mądre i każdemu, kto zaprzeczył potrafiłam urządzić niezłą awanturę. 
Sprawiałam, że znajome ze szkoły albo chodziły z limem, albo siedziały w łazience i płakały. Nie jestem z tego dumna, ale nie zmienię przeszłości.
W tym okresie nauczyłam się też świetnie bić. Zrezygnowałam z przemocy fizycznej, kiedy złamałam rękę najlepszej przyjaciółce, ale myślę, że takich umiejętności się nie zapomina. A w tej chwili mam ochotę wpieprzyć Ludmile tak, że zacznie mnie nienawidzić za to, że nie będzie mogła się pokazać Leonowi, bo jedyne co będzie czuł na jej widok to obrzydzenie.
– I co, właśnie to cie tak boli? – odgryzam się. – To, że to wcale nie z Leonem jest coś nie tak? Że chodzi tu o ciebie i o to, że zupełnie go nie obchodzisz?
Unosi podbródek. Wiem, ze trafiłam w czuły punkt, a takim zachowaniem blondynka próbuje zachować godność. Za późno. Mogłaś wybrać sobie inny dzień do wkurzania mnie.
– Uważasz wskoczenie do łóżka Verdasowi za coś godnego podziwu? Widzę, że wysoko się cenisz.
Uśmiecham się tak samo, jak ona chwilę temu.
– Skoro tak ci na tym zależy, to najwyraźniej jest to osiągnięcie. – Kładę jej rękę na ramieniu. – Nie martw się, przy najbliższej okazji poproszę go o autograf dla ciebie.
Nie zaprzeczam. Nie mówię o tym, że z nim nie spałam. Sama to sobie wmówiła i w tej chwili nie interesuje mnie, co o mnie myśli. Jak dla mnie może nawet myśleć, że mieszkam z nim, niedługo bierzemy ślub i spodziewamy się dziecka. Dopóki nie popełni z tego powodu samobójstwa, mam to gdzieś.
Nie czekając na jej odpowiedź, odchodzę z nadzieją, że teraz przynajmniej się ode mnie odczepi.

Tak też jest przez resztę dnia. Aż do momentu, w którym wychodzę zza zaplecza. Moim oczom ukazuje się Leon. Normalnie ucieszyłabym się na jego widok – przez kilka ostatnich dni go nie widziałam, bo wyjechał i musiałam chwilowo zawiesić swój plan – gdyby nie to, że przed nim stoi Ludmiła. Co więcej, z daleka widać, że z nim flirtuje. Suka, myślę.
Przywołuję na swoją twarz uśmiech i podchodzę. Jeśli chce, możemy zagrać w tę grę. Ale to ja będę dyktować zasady. 
Verdas odrywa wzrok od blondynki i patrzy na mnie z uśmiechem. Ignoruję obecność Ferro i mówię podekscytowana:
– Wróciłeś!
Przechylam się przez ladę i całuję go w policzek. Widzę, że Ludmiła chce coś powiedzieć – zapewne, żeby ponownie zwrócić jego uwagę na siebie. Z wielkim bólem, odzywam się szybciej:
– Zdążyłam się stęsknić.
Z uśmiechem łapie mnie za dłoń i stwierdza:
– Muszę przyznać, że mi też brakowało mojej ulubionej kelnerki.
Kątem oka dostrzegam minę kobiety i mam ochotę go ucałować. Życie potrafi być takie piękne, kiedy z tobą współpracuje.
Oczywiście – zawsze coś musi się spieprzyć.
– Veronici nie odwiedzała już tamta starsza kobieta?
Energicznie kręcę głową, będąc pewna, że nikt nie zaprzeczy temu, co chcę mu przekazać. 
– Tej, która była tutaj przed twoim wyjazdem? – odzywa się Ludmiła. Błagam, nie. – Przecież przyszła ostatnio z jakimś facetem i znowu rozmawiała z szefową.
Szatyn patrzy na mnie zdezorientowany. Przypomina mi się chwila, w której miałam ochotę uderzyć Ferro. Teraz chcę ją zabić. I schować zwłoki, bo nie mogę iść do więzienia przed zemstą na mojej matce.
– Nie widziałam ich, musiałam mieć przerwę czy coś – odpowiadam. W moim głosie słychać zdenerwowanie. Ludmiła je w nim słyszy. Uśmiecha się do mnie i już wiem, że zaraz to wykorzysta.
– Nie, jestem pewna, że ich widziałaś – stwierdza. – Pamiętasz? Na ich widok pobiegłaś na zaplecze, prawie mnie zabijając po drodze.
Mówiłam o zabójstwie? Teraz marzę o torturach zakończonych długą, bardzo bolesną śmiercią. 
– Przecież miałaś do mnie zadzwonić, jak znowu się pojawi.
Błądzę wzrokiem po ich twarzach. Kurwa! Nigdy nie byłam dobra w wymyślaniu rozwiązań w stresujących sytuacjach. Dlatego – z braku lepszego pomysłu – przechylam się nad ladą i całuję Verdasa.
Nie jest to zwykłe cmoknięcie. Obejmuję rękoma jego twarz i wpijam się w jego usta. Pocałunek jest namiętny – po części po to, żeby zemścić się na Ludmile i dlatego, że od dłuższego czasu zastanawiam się, jaki dobry jest w te klocki. Z zadowoleniem stwierdzam, że jest cholernie zajebisty.
Na tyle zajebisty, że nie chcę się odrywać; nie mogę tego zrobić. Moje biodra znajdują się nad blatem przez to, że znajduję się na podwyższeniu i właśnie stoję na palcach. Leon nie ma więc problemu z umieszczeniem swoich rąk na mojej talii.
Dopiero po kilku chwilach się odrywam i patrzę na niego, oddychając szybko. Kątem oka dostrzegam niezadowoloną minę blondynki. Właściwie to nie niezadowoloną – ona ma ochotę mnie rozszarpać. I dobrze, ja ją też. 
Skupiam całą swoją uwagę na szatynie.
– Strasznie się stęskniłam.

~*~

Przybywam z dwunastką! ;>
Ci, którzy czytają drugiego bloga, wiedzą, że miałam problem z rękoma – problem trwa nadal, z dnia na dzień bolą coraz bardziej. Miałam sobie zrobić krótką przerwę i przeczekać to, ale tak jakoś nie mogłam się powstrzymać od pisania :---;.
Kiss Leonetty nanana ;D. Zawsze kończę w tym momencie ^-^.
Btw. chciałabym wyjaśnić sprawę Violetty, bo ostatnio coraz więcej osób jej krytykuję. Na początku od razu zaznaczam, że nie traktuje tego jak hejt czy coś, bo każdy ma swoją opinię. Chciałabym tylko, żebyście to przemyśleli, bo staram się wykreować realną postać. Zdradzę Wam sekret – nie wierzę w to, że na świecie istnieją takie osoby, jak serialowa Violetta. Wiecznie dobra, wszystkim wybaczy i wszystko robi najlepiej. Jestem osobą, która uważa, że są ludzi gorsi i lepsi, ale w każdym jest odrobina nienawiści, zła. Ja na jej miejscu, nie lubiłabym żadnej z partnerek ojca (on próbował zastąpić jej matkę no XDD), a Ludmiłę próbowałabym udusić i miałabym gdzieś drugie przeprosiny (a ile ona ja przepraszała?). Do tego uwielbiam czarne charaktery i nieszczęśliwe zakończenia (wiem, mama ciągle powtarza, ze coś jest ze mną nie tak). Może naoglądałam się za dużo The Originals, ale taką Violettą pisze mi się zajebiście i nie zmienię tego. Spróbujcie postawić się na jej miejscu – wyobraźcie sobie, że Wasza matka zostawiła Was, żeby być dziwką, a kiedy z tego zrezygnowała, wolała znaleźć sobie nową rodzinę. Violetta nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy, ale podświadomie ma żal do Leona, bo to on jest tym idealnym synkiem. I wg mnie, ma prawo. 
Poza tym nie oceniajcie relacji Verdasa i jego ojca, zanim o niej nie poczytanie (więcej w next ;p).
Tyle przepraszam za taką długość ;/
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego ;)

Quinn ;D

PS
Jeśli są tu fani zakończonego niedawno bloga zainteresowani nowym opowiadaniem o Leonie – w mojej głowie powoli pojawia się pomysł (myślę, że mogłabym się wziąć już za 1. rozdział). Waham się tylko, bo opowiadanie byłoby b. inspirowane pewną książką (nie powiem jaką ;p. Nie martwcie się. nie Grey XDDD) i boję się, że historia z udawaną narzeczoną się powtórzy i nagle wszyscy staną się jej wielkimi fanami, a blogger będzie cały w opowiadaniach na jej podstawie ;---;

23.8.15

11. ~ "Masz gdzie spać?"



Trzaskam drzwiami i biegnę w stronę przystanku. Nie oglądam się za siebie. Chcę w jak najszybszym czasie znaleźć się jak najdalej od nich. Nie wierzę, że planowali coś takiego bez mojej wiedzy. Nie zapytali mnie o zdanie, mieli głęboko gdzieś to, czy w ogóle chcę go widzieć.
Nie byłam na to gotowa. Nigdy nie będę. Nie mówiłam, że chcę poznać mojego ojca. Pogodziłam się z tym, że był tylko jednym z wielu jej klientów, którego nie obchodził mój los. 
Czuję na policzkach słone łzy, ale powtarzam sobie w myślach, że nie mogę się teraz załamać. W zasięgu mojego wzroku widnieje już przystanek. Po chwili mam ochotę krzyczeć ze szczęścia, kiedy widzę nadjeżdżający samochód Leona. 
Verdas ledwo zdąża się zatrzymać, a ja już łapię za klamkę samochodu i wsiadam. 
– Jedź!
Obrzuca mnie zdziwionym spojrzeniem, ale rusza. Ja zapinam pasy i obserwuję widok za oknem. Kiedy przejeżdżamy obok mojego domu, dostrzegam na chodniku mojego ojca. Nie. Klienta mojej matki. On nie jest moim ojcem. Nie zasługuje na ten tytuł.
Rozgląda się wokół, więc odchylam się do tyłu, starając się zniknąć z zasięgu jego wzroku. 
Już po chwili oddalamy się od miejsca mojego zamieszkania, a ja oddycham z ulgą. 
– O co chodzi? – pyta zdezorientowany Leon. No tak, pewnie niecodziennie dziewczyna, z którą umawia się do kina wsiada roztrzęsiona do jego samochodu i każe mu jak najszybciej jechać.
Zastanawiam się, czy mogę mu to powiedzieć. Nie powinnam opowiadać mu o swojej rodzinie – to może wzbudzić podejrzenia.
Ale z drugiej strony, teraz jest chyba jedyną osobą, której mogłabym się zwierzyć, a w tej chwili właśnie tego potrzebuję. Poza tym jeśli dobrze to rozegram, Verdas nie dowie się niczego o Violetcie. Jak miałby więc skojarzyć historię Amy z historią Violetty?
– Właśnie zobaczyłam mojego ojca – rzucam, zanim zdążę się rozmyślić.
– Co?
Szatyn patrzy na mnie zaskoczony, ale szybko odwraca się i gwałtownie staje na czerwonym świetle. Nic więcej nie mówi tylko skupia się na drodze. Przez resztę jazdy obrzuca mnie krótkimi spojrzeniami, ale nie nie mówi. Ja też nie.
Nie wiem dokąd zmierzamy, ale nawet mnie to w tej chwili nie interesuje. Chcę się tylko znaleźć jak najdalej od tego miejsca.
Opieram głowę o szybę i myślę. Przypominam sobie wszystkie chwile, w których potrzebowałam ojca. Kogoś, kto chroniłby mnie przed chłopakami pokroju Nathana; kto wspierałby mnie i pomagał pogodzić się z tym, kim jest moja matka. Gdybym miała ojca, nie odgrywałabym teraz tej całej szopki! Mogłabym iść na studia, znaleźć prawdziwą miłość i mieć gdzieś Veronicę i jej idealną rodzinkę.
Czego on chce teraz? Już go nie potrzebuję. Jestem dorosła! Zostałam już wychowana przez kogoś innego.
Przez kogoś, kto mnie zdradził. Dlaczego dziadkowie najpierw wmawiali mi całe życie, że powinnam zapomnieć o swoich rodzicach, a teraz próbują ich do mnie zbliżyć? Kto ich o to prosił, do cholery?!
Na samą myśl o tym wszystkim chce mi się płakać. Mój ojciec przyjechał zniszczyć mi życie, moja matka znalazła sobie nową rodzinę, moi dziadkowie mnie zdradzili, a ja nawet nie mam, gdzie spędzić dzisiejszej nocy. 
W końcu nie udaje mi się powstrzymać płaczu i kilka łez spływa po moim policzku. Szybko je ścieram, ale Leonowi to nie umyka. Łapie mnie za dłoń i lekko ściska, wciąż patrząc na jezdnię. Jestem zszokowana tym, jak ten drobny gest mnie uspokaja.
Po chwili zastanowienia kładę głowę na jego ramieniu, a on nie protestuje tylko gładzi kciukiem moją rękę. Zauważam, że zwalnia, sprawiając, że nasza jazda staje się bezpieczniejsza.
Przymykam oczy i resztę podróży spędzam na wdychaniu jego kojącego zapachu. 
Kiedy po jakiejś godzinie drogi, samochód staje, otwieram oczy i z zaskoczeniem stwierdzam, że jesteśmy na jakimś osiedlu. Znajdujemy się na parkingu, a otaczają nas wysokie, czarno-białe bloki. Nie zajmuje mi dużo czasu, żeby dojść do tego, że jest to jedno z droższych osiedli w Chicago.
Nie wiem tylko, dlaczego Verdas mnie tu przywiózł.
Zanim jednak pytam, on wysiada, po czym obchodzi samochód, otwiera mi drzwi i pomaga wysiąść.
– Chodź – rzuca i prowadzi mnie w stronę najbliższego budynku.
Kiedy dochodzimy do szklanych drzwi, szatyn wpisuje jakiś kod na tablicy obok, umożliwiając nam wejście do środka. Bez słowa kierujemy się do windy i jedziemy na najwyższe piętro. Następnie kierujemy się do mieszkania, które najprawdopodobniej należy do niego – przynajmniej mam taką nadzieję.
Od razu rozglądam się po pomieszczeniu – duży pokój z czarnymi ścianami i białymi meblami. Z prawej strony znajduje się aneks kuchenny, a z lewej dwie pary drzwi w dość dużym odstępie. Wiem, że mimo wielkości, to mieszkanie jest jednym z mniejszych w tej okolicy. 
– Napijesz się czegoś? – pyta, kierując się w stronę części kuchennej.
– Poproszę o wodę – odpowiadam cicho i wracam do oglądania mieszkania.
Moje spojrzenie pada na duże okna naprzeciwko drzwi – powoli robi się ciemno, a widok z najwyższego piętra musi być niesamowity. 
Przypominam sobie słowa Nathana.
– Ojciec kupił ci to mieszkanie?
W odpowiedzi słyszę cichy śmiech Verdasa. Kiedy na niego patrzę, okazuje się, że przygląda mi się z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
– Mówisz poważnie? – pyta. – Ojciec nie utrzymuje mnie, odkąd skończyłem studia.
Nie powinnam tak łatwo wierzyć w to, co mówi mój były chłopak. To oczywiste, że tylko on jest na tyle żałosny, żeby w tym wieku utrzymywali go rodzice. 
Po chwili moją uwagę przyciąga walizka stojąca niedaleko drzwi.
– Wyjeżdżasz?
– Na niecały tydzień.
Siadam na stołku i dziękuję za szklankę wody, którą położył przede mną, po czym upijam łyk.
– Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że to pytanie powinnam zadać zaraz po: Gdzie jedziemy?
– Pomyślałem, że nie jesteś w nastroju na kino – oznajmia. – Bardziej raczej nadawało się jakieś ciche miejsce dobre na rozmowę, a nic innego nie przyszło mi do głowy.
Kiwam głową, ale nic więcej nie mówię. Nie lubię się nikomu zwierzać. Nie wierzę w to, że rozmowa z kimś może rozwiązać problemy. Nie miałam nigdy nikogo, komu mogłabym o swoich opowiedzieć. Owszem, zawsze byli dziadkowie, ale oni byli w moim wieku dawno temu – nie rozumieją kłopotów, które ma się w tych czasach. No i – ich rodzice nie byli dziwką i jej przypadkowym klientem.
Wiem jednak, że muszę zdobyć zaufanie Verdasa, a ułatwię to sobie powierzając mu swoje.
Co za ironia.
Jest wieczór, ja siedzę w jego mieszkaniu i w normalnych okolicznościach, mogłabym go bez problemu uwieść. Ale w tej chwili zupełnie mnie to nie rusza.
Pieprzę ten plan.
Veronica odchodzi w odstawkę, a ja na tę chwilę muszę się skupić na moim ojcu. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, pragnę tylko, żeby wyjechał i zostawił mnie w spokoju. 
Wzruszam ramionami.
– Moi dziadkowie postanowili nie pytać o moje zdanie, więc zaprosili mojego ojca, który przez te wszystkie lata miał mnie gdzieś, na herbatkę i spodziewali się, że rzucę mu się na szyje i będę dziękować za to, że raczył zainteresować się swoją córką po ponad dwudziestu latach. Oh, dziękuję ci, łaskawco!
Może trochę tego potrzebowałam, ale to nie oznacza, że teraz zacznę o każdym problemie rozmawiać. To jest wyjątkowa sytuacja.
Co nie zmienia faktu, że cholernie dobrze wiedzieć, iż ktoś cię słucha.
– Widziałaś go dzisiaj pierwszy raz w życiu? – pyta, co potwierdzam skinieniem głowy. – To skąd wiesz, że cię porzucił? Może po prostu nie miał pojęcia o twoim istnieniu.
Analizuję jego słowa w ciszy. Nigdy tak o tym nie myślałam. Ale nawet jeśli – był to ktoś, kto korzystał z usług dziwki. Skąd mam wiedzieć, że nie miał w domu żony i innych dzieci? Obawiam się, że wiele osób – w tym ja – nie chciałoby takiego ojca.
– Nie chcę o tym rozmawiać – mówię w końcu.
Nagle przypominam sobie o komórce Veronici. Wyciągam telefon i kładę go na blacie, uznając, że to świetny sposób na zmianę tematu. Leon jednak tylko na niego zerka i szybko wraca wzrokiem do mnie.
– Masz gdzie spać?
Naprawdę to go interesuje teraz bardziej niż to, że ukradłam telefon mojej matki, na którym tak mu zależało?
– Prześpię się w jakimś motelu, a później się zobaczy.
– Mam pokój gościnny – odpowiada bez zawahania.

Kiedy rano się obudziłam, Leona już nie było. Zostawił mi tylko liścik, w którym napisał, że mogę zostać u niego kilka dni, i klucze. Słodkie. Nie zamierzam jednak skorzystać z jego propozycji. Źle bym się czuła, a poza tym zdecydowałam, że wrócę. Nie obchodzi mnie już czy ich zranię, czy nie – oni się tym nie kierowali, kiedy zapraszali mojego ojca. Mam zamiar po prostu żyć własnym życiem i nie uwzględniać ich już w planach.
Mam dwadzieścia jeden lat. Sama decyduję o tym, czy chcę zainteresowania mojej matki i czy chcę poznać ojca. Mam dość tego, że zachowują się, jakbym wciąż była tą małą dziewczynką, która sama nie wie, czego oczekuje od życia.
Teraz wiem i gdybym potrzebowała ich pomocy, poprosiłabym o nią. 
Na szczęście Veronica nie przyszła dzisiaj do kawiarni. Jednak los postanowił się nade mną zlitować. Do tego Ludmiła skupia się na pracy, dzięki czemu nie muszę znosić jej fochów.
Już zaczynam cieszyć się z tego, że ten dzień przebiega po mojej myśli, gdy przez okno na drugim końcu kawiarni widzę moją matkę. Nic dziwnego – w końcu jest właścicielką – moją uwagę przykuwają jednak jej towarzysze. Mój ojciec i babcia.
Cholera!, krzyczę w myślach, zastanawiając się, co robić, podczas gdy oni niebezpiecznie szybko zbliżają się do drzwi. 
W końcu robię jedyną rzecz, która przychodzi mi do głowy. Uciekam do części kuchennej, mijając w drzwiach Ludmiłę. Krzyczy coś do mnie, ale nie dbam o to. Jak najszybciej zamykam za sobą drzwi i oddycham z ulgą. 
Czy wszyscy zmówili się, żeby popsuć moją zemstę na Veronice? Przecież nie robię niczego, na co nie zasłużyła. To ona mnie zostawiła. Ja tylko pokazuję jej, jaki wielki błąd popełniła.
Zemszczę się bez względu na cenę.

~*~

Nicol przyszła :o. Nikt się nie domyślił, Nicol.
Ta, no to ten... ten rozdział nie należy do jakiś najciekawszych, ale właśnie skończyłam trzynastkę, w której coś się zdarzy ;>. W sumie w dwunastce też. Uznajcie więc to u góry za jednorazową akcję ;p.
Tyle. Nie chce mi się rozpisywać. Cały dzień dołuję się piosenkami Griffina Petersona (nie wiem, czemu wpędzają mnie w taki nastrój, ale przesłuchałam już po raz piąty wszystkie) [KLIK] <3 i epilog na drugim blogu i wgl żal. Tępe żyletki, kryjcie się.
Mam nadzieję, że mimo wszystko się Wam spodobało i łudzę się, że wynagrodzę Wam to coś trzynastką ;p.
Czekam na Wasze opinie ;D.

Do następnego ;*

Quinn ;))

PS
Tutaj chyba też nie pisałam, że w Spisie treści, jak nie zapomnę, dodaję tytuły dwóch rozdziałów do przodu ;). Jak ktoś chce posnuć domysły, zapraszam ;p.

18.8.15

10. ~ Komórka



– Dziękuję, że przyszedłeś – mówię, siadając naprzeciwko Verdasa. Przedtem jednak dokładnie mu się przyglądam. Jest ubrany w dżinsy i szarą bluzę, a na jego twarzy widzę jednodniowy zarost. Z radością przyznaję, że szatyn należy do przystojniejszej części mężczyzn, przez co flirtowanie z nim, nie powinno sprawiać mi trudności.
Dziś jest dzień, w którym zacznę wprowadzać w życie mój plan uwodzenia Leona. Po przemyśleniu tego jednak doszłam do wniosku, że nie wszystko będzie takie łatwe, jak mi się na początku wydawało. 
Szatyn nie jest zwolennikiem związków, co oznacza, że moimi jedynymi opcjami jest przyjaźń z nim albo pójście z nim do łóżka. Obawiam się jednak, że tylko te dwa rozwiązania razem dadzą mi możliwość manipulowania nim. Dlatego właśnie postanowiłam najpierw wystarczająco się z nim zaprzyjaźnić, potem udawać podobną do niego i wmówić mu, że mnie również nie zależy na randkach i prezentach, a potem… wskoczyć mu do łóżka. 
To, czego w sobie nienawidzę to to, że nie mam problemu z ostatnią częścią planu. Właśnie to upodabnia mnie do mojej matki i to właśnie do tej wspólnej cechy dążyłam będąc nastolatką.
Wiem jednak, że teraz, chociaż raz w życiu, mi się to przyda. Już niedługo będę w stanie tak zmanipulować Leonem, że znienawidzi Veronicę jeszcze bardziej niż nienawidził ją do tej pory. Oddalę go również od ojca, a potem uświadomię im obu, że to moja matka zawiniła i, że to przez nią ich relacja tak drastycznie się popsuła.
Kiedy będzie robiła wszystko, żeby to naprawić; kiedy będzie już wystarczająco blisko żyli długo i szczęśliwie, zniszczę ją. Każdy członek jej teraźniejszego życia, dowie się o jej przeszłości. Z szanowanej właścicielki kawiarni i żony bogatego biznesmena stanie się nikim. Nie zajęło mi dużo czasu do odkrycia, że to właśnie tego boi się najbardziej.
Nie interesuje mnie już, co pomyślą o mnie dziadkowie; jak na tym wyjdę i ile pracy będzie mnie musiało to wszystko kosztować. Zrobię wszystko, żeby cierpiała równie mocno, jak ja cierpiałam przez całe swoje życie. Życie, które przeżyłam bez rodziców.
Koniec z milutką Violettą. Ona mnie zniszczyła, teraz ja zniszczę ją.
– Nie ma sprawy – odpowiada. – Właściwie to mam do ciebie sprawę.
Prostuję się na krześle.
– Pamiętasz może tę… starszą panią, która ostatnio rozmawiała z żoną mojego ojca?
Kiwam głową, bojąc się tego, co powie dalej. Czego on, do cholery, chce od mojej babci?
– Obiecaj mi, że jeśli jeszcze tutaj przyjdzie, zadzwonisz do mnie albo zwolnisz się i pójdziesz za nią.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami. On chce wiedzieć, gdzie mieszka moja babcia. Jeśli zdobędzie jej adres, bez problemu odkryje, że mieszkam razem z nią.
Kocham moją babcię, ale w tej chwili mam ochotę ją udusić za to, że w ogóle tu przyszła.
–  J-j-ja… nie mogę się tak po prostu urwać z pracy.
– Wezmę to na siebie – oznajmia i łapię mnie za dłoń leżącą na stole. Kątem oka dostrzegam Ludmiłę, która nas obserwuje. Po jej minie stwierdzam, że nie podoba jej się gest szatyna. Ignoruję ją jednak i nie zabieram ręki. Mam dość jej fochów. Leon nie jest niczyją rzeczą, a ona nie będzie mi dyktować, z kim mogę spędzać czas, a z kim nie. – Proszę.
Wzdycham głośno i kiwam lekko głową. Przecież nawet jeśli moja babcia się tu pojawi, to skąd Verdas może to wiedzieć? No chyba nie od Veronici.
– Jestem twoim dłużnikiem – oznajmia, ściskając moją dłoń.
Uśmiecham się.
– Wiesz… właściwie to możesz coś dla mnie zrobić – mówię, mając na celu wprowadzenie mojego planu w życie.
Unosi brew, podnosząc kąciki ust.
– Słucham.
– Pamiętasz może nasz wspólny wypad? Czekam na powtórkę. Co prawda cały dzień razem raczej odpada, ale może… kino?
– Przyjadę po ciebie parę minut przed zamknięciem.
W duchu gratuluję sobie. Nigdy nie byłam dobra we flirtowaniu. To chłopacy zawsze podrywali mnie, a ja starałam się przy nich nie zbłaźnić. Uznaję więc to za małe zwycięstwo.
– Przyjedź po mnie na ten przystanek niedaleko mojego domu.
Przypominam sobie, że Leon wie, gdzie mieszkam. Muszę trzymać go z daleka od mojego miejsca zamieszkania, zanim spotka moją babcię. O tej godzinie na pewno nie zastanie jej w pobliżu przystanku. Babcia nie wychodzi z domu, kiedy jest już ciemno i chyba po raz pierwszy w życiu, jestem jej za to wdzięczna.
– Okej.
Nagle do kawiarni wpada Veronica, a my odwracamy się w jej stronę. Rozmawia przez telefon i, nie witając się z nikim, kieruje się w stronę swojego gabinetu. Zanim jednak znika za drzwiami, mamy szansę usłyszeć, jak mówi do kogoś po drugiej stronie:
– Zostawiłam to życie za sobą i oczekuję, że to uszanujesz i dasz mi święty spokój.
Wiem, z kim rozmawia. Jestem w tym momencie tak wkurzona na moją babcię, jak nigdy. Po co w ogóle kontaktuje się z moją matką? Przy mnie zachowuje się, jakby taka osoba w ogóle nie istniała, a za moimi plecami, przychodzi do jej kawiarni i telefonuje do niej. Co jeszcze gorsze – rozmawiają o mnie. A ja oddałabym chyba wszystko, żeby być świadkiem tej rozmowy i wiedzieć, co dokładnie mówią.
– Telefon – mówi Verdas, przerywając moje przemyślenia.
Patrzę na niego pytająco.
– Muszę zwinąć jej telefon.
– Co? Nie! – reaguję gwałtownie, czym wywołuję zdziwienie szatyna. Gdyby miał jej telefon, mógłby bez problemu skontaktować się z moją babcią, a to uniemożliwiłoby mi wszystko – poznanie jej i zemstę. – J-ja zrobię to za ciebie. Zobaczysz, zrobię to tak, że nawet nie zauważy. I dam ci tę komórkę dzisiaj wieczorem.
Jeśli dostanę aparat przed szatynem, będę miała możliwość wykasowania z niego wszelkich śladów kontaktu z babcią.
– Zaufaj mi.
Po chwili zastanowienia, kiwa głową i już ma coś odpowiedzieć, kiedy przerywa mu dźwięk SMS-a. Wyciąga komórkę i po odczytaniu wiadomości, ponownie przenosi spojrzenie na mnie.
– Muszę lecieć – oznajmia, po czym wstaje. – Widzimy się wieczorem.
Po pocałowaniu mnie w policzek, wychodzi, a ja przygryzam dolną wargę, udając, że wcale nie zrobiło to na mnie takiego wrażenia.

Kolejne godziny spędzam na obmyślaniu tego, jak zabrać telefon Veronice. Okazało się to trudniejsze niż mi się wcześniej wydawało, ale przecież nie mogę teraz zrezygnować. Muszę zyskać zaufanie Leona, a poza tym on nie może dostać komórki z numerem mojej babci. Nie mogę do tego dopuścić.
Pomyśleć, że gdyby nie ta jej głupia wizyta i paplanie o mnie nie zwracając uwagi na towarzystwo, wszystko byłoby łatwiejsze. Teraz mogłabym skupić się na zbliżeniu się do Verdasa, a nie na kradzieży telefonu mojej matki.
Kiedy w kawiarni nie ma już tylu klientów, postanawiam zaryzykować. Kieruję się do jej gabinetu i pukam do drzwi. Po usłyszeniu zirytowanego proszę, powstrzymuję się przed przewróceniem oczami i wchodzę do pomieszczenia.
Jest to mały pokój – beżowe ściany, ciemnie panele, a na środku drewniane biurko. Teraz znajdują się na nim stosy papierów.
Veronica siedzi na krześle przy meblu i patrzy na mnie wyczekująco.
– Emm… Carl prosi panią o pomoc w kuchni.
Marszczy brwi, ale wstaje i wychodzi z gabinetu, nic nie mówiąc. Mam wrażenie, że od konfrontacji z Leonem, boi się cokolwiek do mnie powiedzieć. Nie, żeby mi to przeszkadzało – jestem mu cholernie wdzięczna za tamtą akcję. 
Przymyka drzwi i po cichu ruszam do biurka. Podnoszę pojedyncze kartki, szukając komórki. Kiedy już dociera do mnie, że nie ma go nigdzie na wierzchu, przeszukuję szuflady. Już mam się poddać, gdy w pomieszczeniu rozlega się dzwonek jej komórki. Schylam się do torebki leżącej na podłodze i wyciągam urządzenie. Następnie je wyciszam i szybko opuszczam pomieszczenie. Kiedy nigdzie w pobliżu nie widzę matki, oddycham z ulgą.
Idę do toalety dla pracowników i zamykam drzwi na klucz. Odblokowuję wyświetlacz i próbuję pousuwać połączenia z moją babcią, ale ktoś, kogo moja matka nie ma w kontaktach, próbuje się do niej dodzwonić, skutecznie mi to uniemożliwiając.
Postanawiam odebrać. Babcia zawsze mówiła, że mam głos podobny do matki – pora się o tym przekonać.
Przełykam głośno ślinę i naciskam zieloną słuchawkę, po czym przykładam aparat do ucha.
– Halo?
– Veronica? Musimy porozmawiać – rozpoznaję męski głos. Może to ojciec Leona? Ale dlaczego nie miałaby zapisanego jego numeru? – Za jakąś godzinę będę w Chicago.
– O czym? – wyduszam z siebie.
– O Violetcie. – Zastygam. – Nie mogę uwierzyć, że przez tyle lat ukrywałaś przede mną coś takiego. Nie wywiniesz się od tej rozmowy. Nawet nie próbuj.
Zanim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna się rozłącza. 
Stoję przez następne kilka minut w ciszy i bezruchu. Kim jest ten koleś? Dlaczego chce rozmawiać o mnie? I co Veronica przed nim ukrywała?
Czemu, do cholery, jak zwykle tylko ja o niczym nie wiem? 
Dzisiaj porozmawiam z dziadkami. Wyciągnę z nich odpowiedzi na wszystkie moje pytania bez względu na cenę. Te sprawy dotyczą mnie. Mam prawo wiedzieć wszystko na ich temat.
Z zamyśleń wyrywa mnie pukanie do drzwi. Otrząsam się i przekręcam zamek. Moim oczom ukazuje się Ferro. Na mój widok unosi podbródek i wchodzi do środka bez słowa. Jest na mnie obrażona? Błagam, co ja jej takiego zrobiłam?
Mam dość jej problemów. Nie pracuje tutaj od wczoraj, mogła zagadać do Verdasa już dawno, a nie mieć teraz pretensje do mnie o to, że ja miałam na tyle odwagi.
Mam dość Ludmiły.
Mam dość Veronici.
Mam dość moich dziadków.
I, szczerze mówiąc, mam dość siebie.

Po pracy mam ochotę rzucić olać wszystkich i iść spać. Jestem padnięta i już sama nie wiem, co dzieje się z moim życiem. Chcę tylko paść na łóżko i nie wstawać z niego przez co najmniej dwanaście godzin. 
Niestety szybko przypominam sobie o rozmowie z dziadkami i spotkaniem z Leonem. Otwierając drzwi do domu, w myślach planuję, co teraz zrobić. Zadzwonię do Verdasa i przełożę nasze wyjście na jutro. Potrzebuję tych wszystkich odpowiedzi dzisiaj, a jeśli z czegoś nie zrezygnuję, to chyba nie wytrzymam psychicznie. 
Rzucam torebkę na stolik w przedpokoju i kieruję się do kuchni w celu napicia się czegoś. W progu zamieram. Jak się okazuje, znajdują się tam już moi dziadkowie i jakiś mężczyzna. Dokładnie mu się przyglądam i widzę w jego twarzy coś znajomego. Dopiero po chwili dociera do mnie, że widzę w nim siebie.
Otwieram szeroko oczy i kręcę głową, nie odzywając się. Patrzę na dziadka i babcię i widzę w ich oczach potwierdzenie.
To ten mężczyzna dzwonił do mojej matki.
To on jest tym najważniejszym dla mnie klientem.
On jest moim ojcem.

~*~

Kurcze, mam teraz brzydki zwyczaj :/. Powinnam mieć napisaną 12. i dopiero dodać ten rozdział, a już 3. raz najpierw dodaję, potem piszę ://. Będą z tego problemy XDD.
W każdym razie chciałam dodać ten rozdział jeszcze dzisiaj, bo jutro mam rozpoczęcie (wiem, że mówiłam w poniedziałek, ale parę rzeczy się pozmieniało i ostatecznie jutro o 15 zaczynam szkołę ;||), ale wiele rzeczy mi przeszkodziło. Między innymi, wstałam o 12, robiłam porządek w telefonie muzyce w telefonie i zajęło mi to +/- cztery godziny, później pisałam z koleżanką z Polski, a że trudno się odzwyczaić od tego, że widzę ją codziennie po kilka godzin, troszkę nam zajęła rozmowa, teraz skończyliśmy montować szafę i wgl żal ;//. Chcę spać.
Cóż, w rozdziale pojawia się nowa, mam nadzieję, ciekawa postać, która może sprawi, że wreszcie nie będzie nudno ;p.
Ah, no i obiecuję, że wkrótce nadrobię i zacznę komentować Wasze blogi. Przez tą przeprowadzkę, wcześniej upały itd. nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam komentarz na innym blogu, niż ten, do którego komentowania jestem zmuszana, więc jakby co zostawcie swoje linki tutaj :). Jeśli jestem u kogoś w obserwatorach to na pewno wkrótce się u niego pojawię. Teraz muszę przestać czytać książki, bo moje zapasy zgromadzone w PL się kurczą, a muszą starczyć na 11 miesięcy :p.
Btw. polećcie mi jakieś książki, jak dostanę wypłatę ze szkoły (komu będą płacić tysiaka koron miesięcznie za chodzenie do sql? :") Mówiłam, że kocham ten kraj? :")) to może poproszę kogoś z Polski o wysłanie dużej ilości książek. Żeby być fair, ja Wam polecam książki Colleen Hoover <3 Zakochałam się, właśnie kończę ostatnią książkę wydaną w Polsce, która mi została <3 Taki szał macicy na Greena, a Nicol kocha Hoover <333.
Jezu, długa ta notka ;o. Przepraszam, już się zamykam ;D. Idę kończyć 12. :P.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego :>

Quinn <3

PS

30 komentarzy = 11. ;P

13.8.15

09. ~ Prawdziwa Veronica Castillo



– Podoba ci się – słyszę głos Ludmiły, po czym odwracam się gwałtownie i patrzę na nią pytająco. – Leon. Ostatnio wyszłaś z nim szybciej z pracy, wczoraj przyszedł tu specjalnie dla ciebie...
Podnoszę brwi. Nie! A może? Lubię spędzać z nim czas, ale nie jesteśmy nikim więcej niż przyjaciółmi. I to się nie zmieni. Bez względu na to czy ją lubi – jest pasierbem mojej matki. Kiedy tylko z nią skończę, zerwę jakikolwiek kontakt z jej rodziną. To wystarczający powód, żeby się do niego nie przywiązywać.
Poza tym dopiero, co zerwałam z Nathan'em – nie chcę się teraz bawić w związki. W tej chwili powinnam skupić się na Veronice. A później na szukaniu nowej pracy. Oznacza to, że w najbliższym czasie będę musiała pożegnać się z facetami.
– Widać jak się do niego ślinisz – oznajmia po chwili blondynka. – Wiesz, że on nie gustuje w związkach? Przeleci cię i zaraz znajdzie sobie inną laskę.
Broniłabym się, ale wiem, że bronią się tylko winni. Nie muszę się tłumaczyć przed Ludmiłą. Wiem, że się o mnie troszczy, ale jestem dorosła – potrafię o siebie zadbać.
I nagle dociera do mnie, że być może nie chodzi o mnie.
– Jesteś zazdrosna?
– Co?! Nie! – broni się, ale nie mam pewności czy rzeczywiście mówi prawdę.
Przypominam sobie wyraz jej twarzy, kiedy mi o nim mówiła i reakcję na jego „dziewczynę”. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Już otwieram usta, żeby coś powiedzieć, kiedy za ladą pojawia się Veronica.
Patrzy na mnie surowo, z pretensjami. Wiem, że raczyła ruszyć swoje cztery litery tutaj tylko po to, żeby mnie pognębić. Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowuje. Jest tylko szmatą, a zachowuje się, jak pieprzona królowa. 
Kiedy dowiedziałam się, kim jest Verdas, poczułam ukłucie zazdrości. Bo pragnie, żeby był jej idealnym synem. Woli ciągle się upokarzać, płaszcząc przed nim, niż dowiedzieć się czegoś o mnie – jej prawdziwej córce
Ale teraz jedyne uczucie, jakie żywię, to współczucie. Dla niego – bo musi ją znosić: jeść z nią rodzinne obiadki, być może spędzać święta; dla mnie – bo jestem związana z nią więzami krwi, których nie da się przerwać. Ani ja, ani ona nie możemy na to nic poradzić.
Kiedy byłam małą dziewczynką, wyobrażałam sobie mamę jako wspaniałą kobietę. Wmawiałam sobie, że nie ma jej ze mną tylko dlatego, że nie ma takiej możliwości. Że gdyby mogła, robiłaby mi do szkoły drugie śniadanie, jak mamy moich koleżanek, przychodziłaby na wywiadówki, zabierałaby mnie na lody i czytała bajki na dobranoc.
Kiedy zostałam nastolatką, rozpaczliwie próbowałam dowiedzieć się, dlaczego bycie dziwką było dla niej ważniejsze niż własna córka. Gdy lepiej poznałam ten świat, zaczęłam żywić do niej nienawiść, urazę i obrzydzenie. Z każdym dniem bez jakiegokolwiek znaku życia od niej, te uczucia się pogłębiały. 
Mimo to, nigdy w życiu nie powiedziałam, że chciałabym inną mamę; że żałuję tego, że to właśnie ona mnie urodziła. Teraz to mówię: Nienawidzę tego, że moją matką jest Veronica Castillo. Moim największym marzeniem jest przebudzenie się i pójście na śniadanie z normalną rodziną. Tata siedziałby przy stole i czytał gazetę, a mam robiłaby naleśniki. Przywitaliby mnie uśmiechem, a potem ojciec zawiózłby mnie do szkoły. Mogłabym dołączyć do dyskusji moich koleżanek mających na celu rozstrzygnięcie, której rodzice są większymi szychami. Kiedy wróciłabym do domu opowiedziałabym mamie o moim dniu, a potem razem, czekając aż tata wróci z pracy, zrobiłybyśmy kolację, którą potem w trójkę zjedlibyśmy jak normalna rodzina.
Normalna rodzina.
Czy naprawdę proszę o tak wiele? Moi rodzice nie muszą być bogaci; nie chcę mieszkać w wielkiej posiadłości z basenem. Nie pragnę nawet, żeby byli idealni. Zależy mi tylko na tym, żeby mnie kochali.
Co zamiast tego mam? Matkę, która mnie nawet nie poznała i już od dawna szuka nowej rodziny i ojca, który albo nie wie o moim istnieniu, albo wie, ale ma mnie gdzieś. Sama nie wiem, co gorsze. Matka dziwka czy ojciec – jej klient, który pewnie zdradził żonę, z którą mógł mieć dzieci. 
– Ludmiła, zostaw mnie z Amy. Chcemy porozmawiać w cztery oczy – mówi to takim samym tonem do mnie. Przynajmniej mogę pocieszać się myślą, że nie tylko mnie traktuje tutaj jak śmiecia.
Ferro nic nie mówi, tylko kiwa głową i odchodzi obsłużyć stolik na drugim końcu kawiarni.
Patrzę na nią wyczekująco. Może Ludmiła i inne pracownice się jej boją, ale ja nie. Może mnie zwolnić, ale gdy tylko to zrobi, ja o wszystkim opowiem jej mężowi. Może i nie zyskam tego, co chciałam – nie poznam jej na tyle dobrze, na ile chciałam – ale osiągnę mój nowy cel, który pojawił się wraz ze słowami Leona. 
Kim jest Violetta?
Jest osobą, która zrujnuje życie Veronice Verdas. Mogę ją poznać i spędzić z nią ten czas, zobaczyć, jak teraz żyje. Jeśli jednak nie da mi szansy, i tak wyjdzie na moje. Mam dwa cele – wystarczy, że spełnię jeden z nich. A nie ma szans na to, żebym tego nie zrobiła.
– Nie życzę sobie, żebyś flirtowała z moim pasierbem w godzinach pracy – mówi surowym tonem.
Nagle widzę za jej plecami Leona wchodzącego do kawiarni. Otwieram usta, żeby jej o tym powiedzieć, ale ta nie daje mi dojść do słowa.
– Nie przerywaj mi – rozkazuje, a ja kiwam głową, patrząc jak szatyn zbliża się do lady. Miałam w planach się jej sprzeciwić, nie dawać jej tej satysfakcji, ale obecność Verdasa wszystko zmieniła. Przed nim nie mam problemu z graniem tej biednej, przerażonej pracownicy. – Możesz pieprzyć się z Leonem, ile chcesz. Nie obchodzi mnie to, nawet jeśli dzięki temu dostałaś tutaj pracę, ale nie pozwolę, żebyś mieszała z nią życie prywatne. Nie za to ci płacę.
– Ty? – odzywa się w końcu szatyn. Veronica gwałtownie odwraca się do niego zdziwiona. – Czy mój ojciec? O ile się nie mylę, on nie ma zarzutów do Amy, więc pozwól, że jeśli będzie miał, to on z nią porozmawia. A ty odczep się od niej.
Jeśli wcześniej Verdas ją upokarzał, to z pewnością teraz nie wydaje się to już takie złe. Kiedy robił to tylko z nią albo ze swoim ojcem w towarzystwie, nie było to aż tak poniżające, jak teraz. On właśnie upokorzył ją przy jej pracownicy, którą dopiero co ganiła. Kompletnie podważył jej autorytet, a jest o jakieś dziesięć lat młodszy. Jest synem jej męża! A teraz pokazał, że nią gardzi, przy mnie. 
Z trudem powstrzymuję uśmiech i przyglądam się jej, czekając na reakcję kobiety.
– L-leon, dobrze wiesz, że to ja podejmuję tu decyzje za twojego ojca – broni się. Mówi to zupełnie innym tonem. Niepewnym.
– Ale to on ma tu ostatnie słowo – oznajmia pewny siebie. – Jak myślisz, co by powiedział, gdyby się dowiedział, że obrażasz swoje pracownice zarzucając im, że dostały pracę, ponieważ się ze mną przespały? – Na jej twarzy maluje się wstyd. Mam cholerną ochotę wyciągnąć komórkę i zrobić jej zdjęcie. – Mój ojciec, jak pewnie wiesz, unika wszelkich konfliktów i skandali. Myślisz, że byłby zadowolony, gdyby Amy pozwała cię o mobbing?
– Co? – wtrąca zaskoczona. Mi również nie przyszło to do głowy. Zaczynam się zastanawiać czy Verdas, aby na pewno nie spędza wolnego czasu na robieniu listy rzeczy, o które mógłby ją oskarżyć, a potem czeka tylko, aż nadarzy się okazja, żeby to zrobić.
– Wmawianie pracownicy, że jest taka beznadziejna, że nie zdobędzie pracy innym sposobem niż przez łóżko. Jak dla mnie podchodzi to pod mobbing.
Po tym, jak mnie traktowała, zobaczenie, jak stoi tutaj i nie wie, co powiedzieć, sprawia, że jestem szczęśliwa, jak mała dziewczynka, która właśnie dostała wymarzoną lalkę.
Szatyn spogląda na swój zegarek i ponownie wraca spojrzeniem do macochy. 
– Pracownikom przysługuje też przerwa na lunch, Amy ją właśnie ma.
Kobieta staje wyprostowana i unosi brodę.
– Przerwa Amy zaczyna się za dwie godziny – odpowiada pewnie.
Mężczyzna unosi brwi, a ja milcząco przyglądam się tej konfrontacji.
– Myślę, że Amy, po tym co tutaj przed chwilą zaszło, należy się szybsza przerwa.
Nie czekając na jej odpowiedź, patrzy na mnie i gestem głowy pokazuje, żebym poszła za nim. Tak też i robię. 

– Dziękuję za to, że się za mną wstawiłeś – mówię, kiedy siedzimy już przy stoliku w innej kawiarni, a kelnerka odchodzi. Leon chciał tutaj przyjść, a ja nie protestowałam, mimo że przez to musiałam przejść przez miasto w tym głupim stroju. – Ostatnio jest nie do zniesienia.
Verdas uniósł jeden kącik ust i spojrzał na mnie.
– Ta. Pytałem ją ostatnio o Violettę.
Otwieram szeroko oczy. Nie brałam słów szatyna na poważnie. Myślałam, że da sobie spokój, a on tymczasem naprawdę chcę wiedzieć, kim jest Violetta. Kim jestem ja. Jak zacznie węszyć, to dowie się, jak mam naprawdę na imię. A wraz z tą informacją, łatwiej odkryje, kim jestem. I to on zniszczy życie mojej matce. 
Nie mogę do tego dopuścić. To mi się to należy. 
– Co… co odpowiedziała? – pytam, udając, że mnie to nie rusza.
Wzrusza ramionami.
– Udawała, że nie wie, o czym mówię, a potem stwierdziła, że musiałem się przesłyszeć.
Mam przynajmniej pewność, że Veronica mu o niczym nie powie. Zdecydowanie nie należy do ludzi, którzy przyznają się do swoich błędów i szczerze mówiąc, w tej chwili cholernie się z tego cieszę.
– Dlaczego tak zależy ci na tym, żeby dowiedzieć się, kim jest ta cała Violetta? – pytam po chwili. – Może nie jest nikim ważnym. Naprawdę nie lubisz Veronici aż tak, żeby tyle się trudzić?
Verdas wzdycha głośno.
– Już nawet nie chodzi o to, że jej nie lubię – wyjaśnia. – Sęk w tym, że odkąd moja mama umarła, ojciec próbuje rozpaczliwie związać się z kobietą. Najpierw po to, żebym ja miał matkę, a teraz dla samego siebie. Nawet sobie nie wyobrażasz, w ilu był związkach i jak na nich wychodził. Nie pozwolę na to, żeby przez nią również cierpiał, a wiem, że tak będzie.
Dotąd myślałam, że szatyn nie lubi mojej matki, bo zabiera mu jego ojca. Teraz dociera do mnie, że on po prostu nie chcę, żeby cierpiał. Nigdy nie polubi Veronici, będzie tylko czekał, aż ta zrobi coś, co zrani jego ojca i zniknie z ich życia.
Ona z kolei dobrze wie, jaki Leon jest ważny dla starszego Verdasa. Będzie próbowała mu się przypodobać, aż w końcu jej się to uda. 
Nie chcę mówić Verdasowi, kim jest moja matka. Jeśli sama tego wszystkiego dokonam, moja satysfakcja będzie o wiele większa. Co nie oznacza, że nie mogę go wykorzystać.
Nagle do mnie dociera. Zranię ją najbardziej, jeśli oddalę ją od Leon. Wraz z nim, powoli będzie tracić swojego męża, a kiedy już będą próbowali to wszystko naprawić, opowiem im o przeszłości.
O prawdziwej Veronice Castillo.

~*~

Wracam z 9.! ;> Wiem, że nie jest jakaś superciekawa, ale póki co dążę do tego, żeby zrobić z Fiolki sukę, więc wybaczcie ;p.
Btw. nic z tego, co teraz pisze nie było moim pomysłem, kiedy zaczynałam to opowiadanie i tak się zastanawiam, co ja wtedy miałam w głowie ;---;.
W każdym razie dziękuję wszystkim, którzy tu jeszcze zostali i dopiero się pojawili :* Spodziewałam się Was mniej, więc jestem pozytywnie zaskoczona ;>.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;D.
Obiecuję, że już niedługo rozkręci się i sprawa Leonetty, i Veronici ;)).

Do następnego ;*

Quinn <3

7.8.15

08. ~ "Kim jest Violetta?"

Przeczytaj notkę pod rozdziałem ;)


Przez parę minut po wejściu do mojego pokoju, siedzimy w ciszy. Nathan wygląda na złego, chociaż sama nie wiem, za co i na kogo. Przecież sam się o to wszystko prosił. Już od paru tygodni zachowywał się inaczej – traktował mnie jak gorszą, unikał jakichkolwiek spotkań czy rozmów telefonicznych. Czy naprawdę nie wpadł na to, że tak się to wszystko skończy?
Martwi mnie tylko, że to wszystko, co nas oddalało wcale nie wpłynęło tak bardzo na moją decyzję.
Może to i lepiej.
Co Leon miał na myśli? I dlaczego w ogóle pamiętam te słowa?
Verdas jest osobą, którą moja matka próbuje mnie zastąpić – powinnam go nienawidzić. A mimo to przed chwilą prawie się z nim całowałam.
Najbardziej z tego wszystkie denerwuje mnie reakcja na to, że nam przerwano.
Zdziwienie.
Strach, że zaraz szatyn dowie się, kim naprawdę jestem.
Zdenerwowanie. Tym, że gdyby nie Nathan, poczułabym jego wargi na swoich. Marzę o czymś, o czym nie powinnam. Miałam skupić się na Veronice. A nie na Leonie.
Ale mimo to nie chcę stwarzać pomiędzy nami dystansu. Nie pamiętam już, kiedy tak dobrze czułam się przy Nathanie, jak przy nim. Jeśli przy okazji mogę wkurzyć tym moją matkę, to tylko na tym zyskuję. 
Poza tym czuję, że mogę zaufać Verdasowi. Może jak go lepiej poznam, będę mogła powiedzieć mu, kim naprawdę jestem? Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże w całej tej szopce, a jedyna osoba, która była moim wsparciem, okazała się dupkiem, który zaraz urządzi mi sceny zazdrości. 
– Verdas? – prycha w końcu. – Naprawdę tak obniżyłaś loty? Wiesz, że on tylko parę razy cię przeleci i zaraz znajdzie sobie gorętszą laskę podczas jakiegoś zlecenia?
Siedzę cicho.
Wiem, że właśnie tego chce – sprowokować mnie. Pragnie, żebym zaczęła go bronić. Wtedy mógłby wmówić sobie i innym, że nie wyszło nam tylko dlatego, że ja podkochuję się w innym gościu.
Nie dam mu tej satysfakcji. Nasze zerwanie jest jego winą. Nie zrzuci tego na mnie.
– Jest tylko rozpieszczonym dzieciakiem, któremu bogaty tatuś starał się pieniędzmi wynagrodzić to, że nie umie zastąpić mu matki.
– A ty jesteś niby kimś więcej? – pytam i zaraz w duchu ganię się za to. A jednak – udało mu się. Nie wierzę w to, że tak łatwo uległam. – On przynajmniej ma własną pracę. O ile się nie mylę, ciebie nadal utrzymują rodzice podczas, gdy ty nadal zastanawiasz się nad tym, co chcesz robić. Masz dwadzieścia sześć lat! Chyba najwyższy czas wynieść się od mamusi.
Patrzy na mnie, po czym śmieje się pod nosem i pochyla w moją stronę.
– Jesteś taka, sama jak twoja matka – oznajmia. – Uważasz się za lepszą, ale w rzeczywistości obie jesteście takimi samymi dziwkami.
Przymykam oczy i próbuję się uspokoić. Z każdych możliwych sposobów obrażenia mnie, wybrał najgorszy i dobrze o tym wie. Świadczy o tym jego głupi uśmiech, który w tej chwili wkurza mnie jeszcze bardziej niż zwykle.
Nie dziwne więc, że zanim zdążam doliczyć do pięciu, moja ręka ląduje na jego policzku. Od razu łapie się za obolałe miejsce i patrzy na mnie zdziwiony.
– Z nami koniec – mówię, choć po całej tej rozmowie mógł się tego domyślić. – A teraz wynoś się z tego domu.

Kiedy wstałam dzisiaj rano, stwierdziłam, że ten dzień nie może być gorszy. Jestem świeżo po zerwaniu, ale nie to wpłynęło na mnie tak źle. To jego słowa. Dobrze wie, co zrobiłam jako nastolatka; wiedział jak to mnie zaboli. Nie jestem moją matką – nie chcę nią być i nigdy nie będę. 
Nie mogę uwierzyć, że tak długo spotykałam się z kimś takim, jak Nathan.
Na domiar złego Veronica postanowiła mieć mnie dzisiaj cały dzień na oku i krytykować wszystko, co zrobię. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Przecież nie wie, kim jestem. Czemu, do cholery, postanowiła uwziąć się właśnie na mnie?
Kiedy w końcu znika, żeby wykonać telefon, wykorzystuję chwilę jej nieobecności na odetchnięcie. Kładę głowę na blacie i zasłaniam ją rękami. 
Odskakuje, gdy słyszę, jak ktoś dzwoni dzwonkiem na blacie. Szybko okazuje się, że to Leon, a moja reakcja go najwyraźniej bawi.
– Rozmazałaś się – zauważa, po czym oblizuje kciuk i ściera tę część szminki, która jest tam, gdzie nie powinna.
– Nienawidzę tej szminki – wyznaję mu. – Nienawidzę tych ciuchów i, nie mów tego nikomu, ale nienawidzę żony twojego ojca.
Ponownie opieram się o blat i dokładnie przyglądam się Leonowi. Ma na sobie dżinsy i koszulkę, która idealnie uwydatnia jego umięśnione ramiona. Dlaczego on musi tyle ćwiczyć?
– Widzę, że zdążyłaś bardzo dobrze ją poznać.
– Łazi za mną cały dzień i traktuje tak, że mam wrażenie, że gdyby zauważyła tę szminkę, pożegnałabym się z pracą.
Uśmiecha się półgębkiem i przez chwilę mi przygląda.
– Co tu robisz? – pytam nagle.
Myślałam, że Verdas wcześniej przychodził tutaj tylko dlatego, że musiał, a i tak nie pojawiał się zbyt często. Kiedy wróciła Veronica, spodziewałam się, że więcej nie będę go tutaj widywać.
– Przyszedłem do ciebie – oznajmia, a ja od razu się uśmiecham, po czym karcę za tę reakcję w myślach. – Chciałem cię przeprosić za tę sytuację z wczoraj. Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z Nathanem i…
– Nie – przerywam mu słysząc imię mojego byłego. Byłego. Jak to pięknie brzmi. – Dzięki, ale nie ma takiej potrzeby. Zerwaliśmy.
– Ale to nie ma nic wspólnego z wczoraj? – upewnia się.
– Nie, już od dłuższego czasu nam się nie układało – oznajmiam, a na jego twarzy pojawia się uśmiech. Od razu przypominam sobie jego słowa. Może to i lepiej. – Tak wygląda ktoś, kogo kumpel właśnie rozstał się z dziewczyną?
Jego uśmiech nie znika, kiedy mówi:
– Nie znowu taki kumpel. Znamy się właściwie tylko z różnych gal, na które ciągnął mnie ojciec.  – Wzrusza ramionami. – Poza tym myślę, że nie znałaś go od tej strony, od której powinnaś.
Już mam zapytać go o to, co ma na myśli, gdy za szklanymi drzwiami widzę moją babcię. Przez chwilę modlę się o to, żeby tylko tędy przechodziła, ale kiedy ta wchodzi do środka, błyskawicznie klękam, chowając się za ladą. Verdas przechyla się przez blat i patrzy na mnie zdziwiony. Pokazuję mu gestem, żeby był cicho. Zanim zdąża zapytać, co robię, zaczepia go babcia.
– Przepraszam. Wie, pan, gdzie znajdę właścicielkę?
W tej samej chwili słyszę stukot obcasów Veronica'i. 
– Co tutaj robisz? – pyta zaskoczona.
Ją poznała, ale swojej córki to już nie?
Nie ukrywam jednak, że mam ochotę wstać i zapytać ją o to samo. Babcia zawsze powtarzała, że nie chce więcej widzieć mojej matki. Po jaką cholerę więc, teraz sama do niej przychodzi?
– Przyszłam porozmawiać.
– Nie mam teraz czasu – rzuca. – Leoś, co tutaj robisz? – pyta i po chwili słyszę, że całuje go w policzek. Od razu domyślam się, że próbuję odstawić przed babcią jakieś przedstawienie. Tylko po co?
Z tej perspektywy mam możliwość zobaczenia tylko tyłu głowy szatyna, więc nie widzę jego miny. Nie umyka mi jednak to, że bierze rękę i wyciera policzek, skutecznie psując zamiary mojej matki. 
– Przyszedłem do Amy – mówi, co wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Moja babcia zaraz dowie się, że pracuję u Veronici, a ja myślę tylko o tym, jaka mina widnieje na twarzy mojej rodzicielki.
– Oh… A gdzie ona jest?
Zaciskam powieki i modlę się o to, żeby Verdas mnie nie wsypał. On natomiast chwilę się waha, ale w końcu odpowiada:
– Poszła na zaplecze po… – urywa na chwilę. – Oboje wiemy, że nie wiem, co jest na zapleczu, więc pozwól, że nie będę udawał, że wiem po co tam poszła.
– Chcę porozmawiać o Violetcie – wtrąca moja babcia. – Teraz. Możesz wybrać czy chcesz rozmawiać w cztery oczy, czy przy twoim pasierbie.
Po co babcia chce rozmawiać z moją matką o mnie? Przecież obiecała mi kiedyś, że nie dopuści by Veronica miała ze mną cokolwiek wspólnego. Dlaczego więc teraz tu przychodzi i chce rozmawiać o mnie? O co jej, do cholery, chodzi?
I skąd wie, kim jest Leon? Od początku wiedziała o jej nowej rodzinie? Okłamywała mnie przez tak długi czas. Wciąż powtarzała, że moja matka pewnie nie żyje, a w rzeczywistości o wszystkim wiedziała.
Słyszę westchnięcie.
– Chodźmy – rzuca moja rodzicielka i zapewne idzie w stronę pomieszczenia, w którym zazwyczaj przesiaduje.
Wstaję i widzę, że Leon odprowadza obydwie czujnym spojrzeniem.
– Kim jest Violetta? – pyta, ale wiem, że to pytanie nie jest skierowane do mnie. To oczywiste, że jej mąż i pasierb nie wiedzą niczego o jej starym życiu. Mogłam się tego domyślić.
– Nie wiesz? – zadaję pytanie bardziej po to, żeby odwrócić jego uwagę od mojej reakcji, niż po to, żeby uzyskać odpowiedź.
Kręci głową.
– Nie… Ale się dowiem.

~*~

Hej, hej! :D Co Nicol tu robi? :> Wracam po dwóch miesiącach! Jeju, tylko mi tak szybko to zleciało? XDD Jeśli mam być szczera, wenę odzyskałam dopiero niedawno, więc planowałam w ten sam dzień dodać epilog na IWOLOIWLWY i rozdział tutaj, ale weszłam tu sobie ostatnio i ogarnęłam, że dzisiaj mija rok odkąd założyłam tego bloga. Jesus, jakoś za szybko zleciało ;o. W każdym razie doszłam do wniosku, że ten blog nie może być zawieszony w rocznicę, więc oficjalnie go odwieszam. Rozdziały póki co mogą się pojawiać nieregularnie, ale zaraz po epilogu to się zmieni, więc cierpliwości :D.
Co do tego opowiadania – tak, jak wcześniej pisałam: potrzebowałam przerwy. Dostałam ją, miałam czas, luz i brak tej całej presji, więc wzbogaciłam się o nowe pomysły. Później odświeżając swoją pamięć, wpadłam na jeszcze więcej, więc mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej :). Mam pomysł na Leonettę, do tego jako spoiler mogę Wam zdradzić, że już niedługo pojawi się nowa, istotna postać :).
Jak widzicie sam blog przeszedł "remont". Zmienił się szablon (tamten mi się znudził xD), zaktualizowałam zakładki (kto, tak jak ja, załamał się wchodząc we wcześniejszą zakładkę z bohaterami, błagam, niech wejdzie tam znowu. Wcześniej w opisach były kompletne  bzdury i wgl przepraszam Was za to ;--;) no i mam nadzieję, że to początek b. dobrych zmian :>.
Taka sprawa niedotycząca opowiadania - jakiś czas temu na starym blogu, pod OS'em (tym, z którego później zrobiłam pierwsze opowiadanie tutaj) dostałam komentarz, w których ktoś oskarżył mnie o skopiowanie tego OS'a z innego bloga. Próbowałam skontaktować się z tą dziewczyną, ale nie odpowiedziała na żadną z moich wiadomości. Z ciekawości wpisałam ostatnio w wyszukiwarkę "leonetta udawana narzeczona". Na 1. stronie znalazłam 5 OS'ów, które opowiadały o dokładnie tym samym. A wiem, że gdyby powpisywała inne hasła albo przeszukała dalsze strony, to znalazłabym tego dużo więcej. Ja rozumiem, że sama inspirowałam się filmem itd. Ale robiłam wszystko, żeby ten OS i opowiadanie się różniły, a jak czytałam to u innych to całość była bardziej podobna do mojej wersji niż do filmu. Sorry, że Wam tutaj o tym truję, ale to był mój 1. OS, z którego byłam dumna, a teraz jest czegoś takiego tyle, że każdy może mieć podstawy do oskarżania mnie o kopiowanie. Aż mam ochotę usunąć zarówno OS'a, jak i opowiadanie.
Nie będę robiła, Bóg wie, jakiej afery. Bo niektóre prace są tak stare, że pewnie nawet nikt by tego nie zauważył (nawet nie macie pojęcia, jak żałuję, że nie pilnowałam tego wcześniej. Byłam najwyraźniej głupia i miałam zbyt wielką wiarę w ludzi). Ale proszę Was - jeśli spotkacie się z czymś takim to zwróćcie uwagę temu komuś albo zostawcie mi linka tutaj czy na innym blogu. 
Rozumiem, że pewnie myślicie, że mam taki ból dupy, a przecież nikt nie skopiował mnie słowo w słowo, ale wg mnie skopiowanie pomysłu jest jeszcze gorsze, bo praktycznie nie mam dowodów na to, że ktoś nie wymyślił tego sam. 
Liczę na Waszą pomoc :).
Tyle, przepraszam za taką długą notkę i taki krótki rozdział :D.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i przepraszam, że mnie tak długo nie było i jeśli Wy jeszcze zostaliście, napiszcie cokolwiek w komentarzu :).
Czekam na Wasze opinie :*

Do następnego <3

Quinn ;*
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X