27.12.14

Rozdział 17: Zapomniałam ci pogratulować

     - Czego chcesz? - pytam zaraz po tym, jak ojciec znika w swoim pokoju. Nie mogę uwierzyć, że miała tupet tu przyjść. 
     Uśmiecha się do mnie z udawaną słodyczą i wygodniej rozsiada się na krześle.
     - Porozmawiać o Leonie. - No jasne, czemu ja na to nie wpadłam? Nie mam jednak pojęcia, czego ona ode mnie oczekuje. Nie kontaktuję się z nim od roku i nie mam zamiaru robić tego w najbliższym czasie, więc jej wizyta zdecydowanie jest zbędna. - Nie zaproponujesz mi nic do picia?
     - Nie, bo zaraz wychodzisz. 
     Nie wiedziałam, że potrafię być taka chamska, naprawdę. Przy tej jędzy jestem nawet bardziej wredna niż zwykle. Nie powinno tak być, bo przecież nic mi nie zrobiła. Wyszła tylko za mężczyznę, na którym mi zależało. Ale to ja z nim zerwałam. Może przynajmniej ma na niego dobry wpływ...
     - Zawsze tak traktujesz gości? - pyta, a fałszywy uśmieszek nie schodzi jej z twarzy. - Wiesz, Leon opisywał cię zupełnie inaczej. Ale co on mógł o tobie wiedzieć? Przecież byłaś mu potrzebna tylko do łóżka...
     Przysięgam, że gdyby nie to, iż nie jesteśmy w tym domu same, rzuciłabym się na nią. Z drugiej strony - ma rację. Byłam tylko głupią asystentką, którą wykorzystał, żeby okłamać rodziców, a w dodatku mógł się nacieszyć seksem - nic więcej. Nie mogę uwierzyć, że musiała tu przyjść jego żona, żebym to zrozumiała.
     - Mów, co chcesz i wyjdź - syczę, nie patrząc na nią. Ma stuprocentową rację i to tak cholernie boli. Tym bardziej, że mówi mi to właśnie ona. - Chcę ci powiedzieć, żebyś raz na zawsze odczepiła się od Leona. - Już mam coś powiedzieć, kiedy uniemożliwia mi to mówiąc dalej. - Spodziewamy się dziecka i on naprawdę nie będzie tracił na ciebie czasu. - Mówi dalej, ale w mojej głowie pobrzmiewają tylko słowa: Spodziewamy się dziecka. Nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego po roku to nadal tak boli? Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć tak, jak on o mnie? Co ja takiego zrobiłam?         Chcę tylko zaopiekować się moją rodziną - czy to tak wiele? Zanim wracam do słuchania jej, ona kończy swoją wypowiedź i uśmiecha się szerzej.
     - To tyle, powodzenia w pracy, kelnereczko - rzuca i wychodzi. Kiedy tata ponownie pojawia się w kuchni, wymijam go i zamykam się w swoim pokoju.

     Po kilku godzinach, idę na spacer z Megan, Zabieram ją do sklepu z ciuchami i kupuję nowa sukienkę, następnie idziemy do parku, jedząc lody. Próbuję się przy niej odstresować, zapomnieć o wizycie Bianci i tym, co mi powiedziała. Niestety nie jest to takie łatwe, wciąż skutecznie oboje zajmują moje myśli.
     Siedzę w parku i obserwuje siostrę, gdy ona spaceruje po nim z jakąś koleżanką ze szkoły. Nagle widzę Federico. Jest niedaleko, a strach, że może mnie jakimś cudem poznać, powoduje, że zakładam na oczy okulary przeciwsłoneczne. Dyskretnie go obserwuję i zauważam, że nie jest sam - obok niego idzie Leon. Wzdycham i już mam w planach szybko zgarnąć Megan i wracać biegiem do domu, kiedy moja siostra wpada na Verdasa. Wznoszę oczy do góry. Dlaczego, Megan?, pytam w myślach. Dlaczego?! Po chwili rozmowy Megan - ta mała, śmierdząca zdrajczyni - wskazuje na mnie ręką. Od razu odwracam wzrok i udaję, że ich nie zauważyłam. Niestety to nie powstrzymuje szatyna i kieruje się w moją stronę. Natomiast Fede i moja siostra kierują się w swoje strony. Pieprzeni zdrajcy.
     Leon siada obok na ławce, ale nic nie mówi. Udawanie, że go nie widzę nie wchodzi już w grę, ale zawsze mogę go ignorować. Nie chcę z nim rozmawiać. Wystarczy mi już nasza pogawędka pod restauracją. Wiem, że nie powinnam być na niego zła i się obrażać - w końcu jeszcze parę miesięcy temu, po moim odejściu, miałam nadzieję, że kogoś sobie znajdzie. Co prawda nie myślałam o tej blond suce, ale to jego wybór.
     - Ostatnio uciekłaś - odzywa się w końcu. - Ciągle uciekasz, nie nudzi ci się to już?
     - Uciekłam, bo musiałam wracać do pracy - wyjaśniam, nie patrząc na niego i jednocześnie ignorując jego uwagę. Czy ja naprawdę ciągle uciekam? Uciekłam, jak pojawił się Diego, jak Leon chciał ze mną porozmawiać i jeszcze przed chwilą też chciałam uciec.
     Pogrążam się w myślach o moich ucieczkach. Nie raz rozważałam przeprowadzkę do innego miasta, szukałam pracy, jak najdalej od jego biura... Ja naprawdę wciąż uciekam! Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tłumaczyłam to sobie Leonem, Diego, ale to wciąż była ucieczka. - Chodź ze mną na kawę.
     Już zaczynam analizować jego propozycję, sporządzać w głowie listę za i przeciw, kiedy przypominam sobie o porannej wizycie  j e g o  ż o n y. W głowie przywołuję jej słowa o mnie, o ciąży, o Leonie. I widząc go teraz, zapraszającego mnie na kawę, mam ochotę walnąć go w twarz - Nie mam czasu - odpowiadam w końcu. - I myślę, że ty chyba też. Spogląda na mnie zdezorientowany. Nie ma nawet odwagi mi o tym powiedzieć. No tak, przecież - jak twierdzi jego żona - byłam mu potrzebna tylko do łóżka. Czemu miałby się tłumaczyć głupiej kochance sprzed roku? Wstaję i przywołuję ręką Megan. - Zapomniałam ci pogratulować. - Odwracam się jeszcze do Verdasa. - Mam nadzieję, że teraz wasza już prawie kompletna rodzina będzie szczęśliwa.

* * *

Mamy 17. Wiem, że jest krótka i kiepskie wykonanie itd. Ale dłuższej nie jestem w stanie napisać, więc sorry. Nie byłabym w stanie napisać w ogóle rozdziału, gdyby nie Nath. I teraz ogłaszam, że moje jest tylko wykonanie, a pomysł jest jej, więc nie mnie należą się pozytywne opinie za ten rozdział :).
Jeśli chodzi o prolog, który wcześniej tu dodawałam - na razie jest to opowiadanie, ale ono zmierza już powoli do końca. Nie chcę po prostu, żeby rozdziały były znowu krótkie, kiepskiej jakości, a pomysł na nie nawet nie wychodził ode mnie, bo nie jestem w stanie już nic wymyślić. To nie jest kiepski miesiąc - jak napisał... ktoś pod prologiem - bo to się już ciągnie od dłuższego czasu. Cóż, więc skończę to opowiadanie, a kolejne zacznę po dodaniu epilogu :). Mam nadzieję, że nie stracę przez to 3/4 czytelników i zrozumiecie moją decyzję :>
Mam nadzieje, że rozdział się Wam spodobał :).

Nicol <3

PS.
Czytał ktoś książkę pt.: "The longest ride"? Polecicie, czy niepotrzebnie wydałam moje ostatnie pieniądze? :/ :D

25.12.14

Prolog

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM

     Budzą mnie czyjeś głosy. Cieplej przykrywam się swoją kołdrą i przytulam misia, następnie staram się ponownie zasnąć. Gdy tylko zamykam oczy, znowu to słyszę. To mamusia i babcia - znowu się kłócą. Babcia często krzyczy na mamusię, gdy ta nie wraca do domu przez parę dni, a czasem tygodni. Nie wiem, czemu jest zła. Mamusia wciąż powtarza, że to nic złego czasami sobie wyjść, i że kiedy będę w jej wieku, też będę tak robiła.
     Babcia natomiast mówi zupełnie inaczej, ale nie mi. Często słyszę, jak kłóci się z mamą, albo skarży dziadkowi.
     Wychodzę cicho z pokoju i podchodzę do schodów. Stąd widzę mamusię i babcię. Mamusia ma dziwny strój. Przy mnie nigdy w takim nie chodzi, ale zawsze, kiedy widzę ją w nocy jest ubrana podobnie. Są to zazwyczaj krótkie, obcisłe ubrania.
     - Jeśli wyjdziesz teraz, nigdy więcej jej nie zobaczysz - mówi babcia, po czym kiwa głową w stronę mojego pokoju. Na szczęście jest na tyle ciemno, że mnie nie widzi. Poprzednim razem, babunia mnie zauważyła i zaprowadziła z powrotem do pokoju. Potem już nic nie słyszałam.
     - Nie odbierzesz mi mojego dziecka - cedzi przez zęby mamusia i wychodzi, trzaskając drzwiami.
     Babcia odwraca się w stronę schodów i powoli zaczyna na nie wchodzić. Robi to powoli - jak zawsze - więc szybko wracam do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i przykrywam kołdrą, po czym zamykam oczy i udaję, że śpię. Babcia wchodzi i siada obok. Przykrywa mnie mocniej, a następnie chowa twarz w dłoniach i płacze.

~*~

Następny dzień...

     Wchodzę do kuchni przebrana już w codzienne ubrania. Mamusia zawsze mówi, że powinnam jak najszybciej nauczyć się samodzielnie ubierać, a dzisiaj zrobiłam to po raz pierwszy. Kiedy wchodzę, nie widzę jednak mamusi. Dziadek siedzi przy małym kuchennym stole, a babcia robi nam wszystkim śniadanie.
     W pewnej chwili przenosi na mnie swój wzrok i uśmiecha się smutno. Odkłada nóż i podchodzi bliżej, po czym klęka.
     - Kochanie, ubrałaś tą koszulkę na lewą stronę - mówi lekko rozbawiona i zdejmuje mi koszulkę. Następnie z powrotem ubiera ją - tym razem prawidłowo. Poprawia mi jeszcze spódniczkę i się uśmiecha. - Teraz idealnie.
     Pokazuje rząd swoich białych zębów. Bardzo lubię, jak babcia mnie chwali. Mamusia robi to dużo rzadziej. Z babcią spędzam więcej czasu, ale ponoć to normalne. Mama mówi, że tak jest w każdym domu, więc się do tego przyzwyczaiłam. 
     - Gdzie mamusia? - pytam, chcąc pokazać jej, jak się samodzielnie ubrałam.
     Uśmiech natychmiast znika z jej twarzy i wstaje. Wraca do blatu kuchennego i kontynuuje to, co robiła wcześniej.
     - Siadaj, słoneczko - odzywa się dziadek i odsuwa moje krzesło. Zajmuję swoje miejsce i spoglądam wyczekująco na babcię. Ta kładzie na stoliku wielki talerza kanapek, po czym cofa się do blatu po herbatę.
     - Mamusi nie będzie dzisiaj - odpowiada.

~*~

5 lat później...

     Siadam do stołu. Kolacja u Nancy wygląda zupełnie inaczej niż w naszym domu. My siadamy w kuchni przy małym stoliku i jemy w trójkę. Nie stroimy się, a babcia się stara o to, żeby jedzenie było pyszne, a nie ładne.
     W domu Nancy natomiast je się w dużej, eleganckiej jadalni przy dużym stole. Siedzę przy nim ja, moja przyjaciółka, jej rodzice i młodszy brat. Wszyscy są ładnie ubrani, więc nieswojo czuję się swoich dżinsach, obciągniętym swetrze i dość starych trampkach. Do tego na stole znajduje się mnóstwo jedzenia, które wygląda jakby było przygotowywane w 5-gwiazdkowej restauracji. Jej rodzice nie poruszają tematów o sąsiadach czy swoich dzisiejszych zakupach, a o szkole, przyszłości i samych poważnych sprawach. Nie odnajduję się w ich rozmowie, więc po prostu w ciszy spożywam swój posiłek.
     - Gdzie pracuję twoi rodzice, Violetto? - pyta mnie w pewnym momencie mama Nancy. Gwałtownie patrzę na nią, nie wiedząc, co odpowiedzieć. 
     - Nie mam rodziców - mamroczę. - Mieszkam z dziadkami.
     Na twarzy kobiety pojawia się niezadowolenie. Nie mija chwila, a wraz ze swoim mężem dyskutuje o "rozbitych rodzinach". Tak oto poznaję poglądy kobiety na ten temat i dostaję zakaz zadawania się z Nancy. Kiedy wracam do domu, biegnę do swojego pokoju i płaczę.
     W pewnym momencie podchodzę do biurka i przewracam drewnianą ramkę ze zdjęciem mojej matki.

~*~

10 lat później...

     - Violu, idę na zakupy! - słyszę z dołu babcię. - Będę za pół godziny!
     Nim zdążam cokolwiek odpowiedzieć, zamyka drzwi. Kicham, po czym odkładam laptopa na nocny stolik. Postanawiam wykorzystać to, że babci nie ma i wstaję z łóżka, żeby poszukać czegoś do czytania. Staruszka bardzo poważnie traktuje nawet przeziębienie, a ja przeczytałam już wszystkie książki i aktualnie nie mam, co robić. W końcu nic się nie stanie, jak pójdę poszperać w książkach babci i dziadka.
     Wychodzę z pokoju i schodzę na dół. Kieruję się do sypialni dziadków, ale jak się okazuje jest tu bardzo mało książek i przeczytałam wszystkie. Już mam wychodzić, kiedy moją uwagę przykuwa dziennik leżący na nocnym stoliku babci. Biorę go do ręki i otwieram na pierwszej stronie. Nagle olśniewa mnie, do kogo on należy.

~*~

Wiem, że pewnie Was zaskoczyłam i w tym momencie połowa czytelników wychodzi z tego bloga, ale jak na razie jest to tylko luźna propozycja. Ten pomysł chodzi mi po głowie od paru dni, a z tamtym opowiadaniem jest coraz gorzej, więc postanowiłam, że pokażę Wam prolog do innego opowiadania. Wiem, nie ma Leona, nie wiadomo o co w ogóle chodzi itd. Mimo to mam nadzieję, że przeczytacie, wyrazicie swoją opinię i może spodoba Wam się inne opowiadanie :)
Póki co, cały czas na blogu trwa to opowiadanie, które było prowadzone do tej pory. 

Mam nadzieję, że wyrazicie swoje zdanie i nie przekreślicie tego pomysłu tak od razu ;)

21.12.14

Rozdział 16: Przeszłość

     Nagle czuję na ramionach ciepło i rozpoznaję, że to marynarka. Mam cichą nadzieję, że należy ona do Amandy, ale niestety mam świadomość tego, iż jej dieta robi swoje. Po chwili widzę jak szatyn zajmuje miejsce obok.
     Siedzę na murku za restauracją. Zawsze przychodzę tutaj, gdy mam gorszy dzień. Kiedy Leon mnie rozpoznał, po prostu opuściłam lokal i przyszłam tutaj.
     - Kiedy mówiłaś o lepszej propozycji pracy, miałaś na myśli bycie kelnerką? - pyta po dłuższej chwili siedzenia w milczeniu. Żałuję, że minęła ona tak szybko.
     Gdy odchodziłam, oznajmiłam Verdasowi, że dostałam lepszą propozycję pracy. Inaczej dużo trudniej byłoby mi złożyć wymówienie, gdyby wiedział, że przez jakiś czas zostanę bez jakiejkolwiek pracy.
     - Nie było żadnej lepszej propozycji pracy - szepczę, nie patrząc na niego. - Ale nie narzekam. Wybierałam między tym, doprowadzaniem facetów do orgazmu przez telefon bądź sprzątaniem ulic.
     Mam nadzieję, że go tym choć trochę rozbawię, ale jego usta ani drgną. Czyli rozmawiamy w pełni poważnie...
     Mój wzrok ponownie schodzi na jego rękę. Nadal jest tam obrączka - ta wstrętna obrączka, której nie miało tam być.
     - Co u twojego ojca i Megan? - pyta po krótkiej chwili. Nie jestem pewna, czy naprawdę chce wiedzieć, czy tylko udaje, że go to interesuje. Jego głos tego nie zdradza.
     Co ja mówię?
     Nie słyszałam jego głosu od roku, ledwo go pamiętam. W sumie nigdy nie znałam go zbyt dobrze. Zdałam sobie z tego sprawę dość późno, ale lepsze to niż nic. Romans między mną a Leonem praktycznie nie istniał. Oboje wiedzieliśmy o tym tyle, co nic, łączyła nas tylko praca i seks. Momentami myślę nawet, że to dobrze, iż Diego na siłę nad rozdzielił. To nie miało przyszłości. Teraz przynajmniej jest z kimś, z kim był bo chciał, a nie myślał, że musi. To udawanie tak nam pomieszało w głowach, że oboje myśleliśmy, że to zmienia się w coś więcej - a wcale tak nie było.
     - Po staremu - odpowiadam w końcu krótko. Nie sądzę, żeby nie spał nocami myśląc o tym, co u nich, więc uznaję, że to mu wystarczy. Tym bardziej, że nikim dla siebie nie jesteśmy - teraz nie łączy nas już nawet praca. - Od jak dawna... jesteście małżeństwem?
     Widząc jego reakcję na moje pytanie, od razu zaczynam żałować. Początkowy luz znika i dostrzegam, że szatyn się spina. Karcę się w myślach za to, że moja ciekawość wzięła górę. 
     - Pół roku.
     I nagle zalewa mnie fala rozczarowania. W zaledwie sześć miesięcy zdążył zapomnieć o mnie, po raz kolejny spotkać się z Biancą, oświadczyć się jej i ożenić się z nią. Podczas gdy ja robiłam wszystko, żeby o nim zapomnieć - on już dawno to zrobił.
     - Przepraszam, muszę wracać do pracy - mamroczę i pospiesznie wstaję. Ściągam jego marynarkę i wracam do lokalu zanim zdąży mnie zatrzymać.

     Przez resztę wieczoru starannie go unikam. Namówiłam kogoś innego, żeby obsługiwał ich stolik i skutecznie trzymam się z dala. Udaję również, że nie widzę, jak co chwila Verdas na mnie patrzy. Około godziny dwudziestej kierowniczka wysłała mnie wcześniej do domu. Dzięki Bogu nie muszę już patrzeć na tą siskę i mojego... przepraszam, jej męża.
     Po powrocie cicho przechodzę do swojego pokoju i już z niego nie wychodzę. Kiedy tata woła mnie na kolację, odpowiadam, że zjadłam w pracy - mimo, że to nieprawda. Prawdą jest, że rozmowa z Leonem skutecznie odebrała mi cały apetyt, ale tego mu przecież nie mówię.
     Zasypiam w ciuchach.
 
     Następnego dnia, idę na zakupy i zawożę ojca na badania. Po powrocie idę na zakupy, a potem na spacer. Przez cały dzień staram się nie myśleć o spotkaniu Verdasa - bezskutecznie. Jak się okazało brody i fryzura, jaką wczoraj miał Leon stały się bardzo modne. Co drugi mężczyzna ma taką. Nie, żebym ich zaczepiała, myśląc, że to on. No może na jednego nawrzeszczałam, żeby przestał mnie śledzić.
     Po tym incydencie, postanawiam wejść do najbliższej kawiarni i napić się czegoś. Kawa - tego właśnie potrzebuję. Siadam przy stoliku w kącie. Nie mija dłuższa chwil, gdy przede mną siada blondynka. Do głowy przychodzi mi myśl, że to jakaś ankieterka lub coś w tym stylu, ale wtedy mierzę ją wzrokiem i dochodzę do wniosku, kim jest kobieta.
     Co za pieprzony zbieg okoliczności. Czy oni się na mnie uwzięli? Przez rok nie spotkałam nikogo. Zero. Nie widziałam nawet jakiegoś pracownika z firmy Verdasa, z którym nic mnie nie łączyło poza tym, że ze dwa razy się z nim przywitałam. A teraz? Leon. Ludmiła. Kto jeszcze? Zapraszam! Może zrobimy sobie wielkie spotkanie z wszystkimi ludźmi, których w tej chwili nie chcę widzieć?
Po bardzo krótkiej chwili zastanowienia, wstaję i chcę opuścić ten lokal. Ferro jednak szybko podnosi się za mną i kładzie ręce na moich ramionach.
     - 5 minut - mówi. Widzę w jej oczach tyle różnych emocji, że nie jestem w stanie rozpoznać je wszystkie. Z pewnością jest to radość (nie mam pojęcia, z jakiego powodu), złość i wiele innych.
Wzdycham głośno i siadam z powrotem. Wysłucham jej i wyjdę, myślę. Nie mam w zamiarach urządzać sobie z nią pogawędki. Wiem, że to głupie, niewdzięczne. Przecież Ludmiła nic mi nie zrobiła, ale gdyby utrzymywała z nią kontakty, byłabym jednocześnie bliżej Verdasa. Pracuje w jego firmie, spotyka się z jego kuzynem, do tego o wszystkim, co nas łączyło wiedziała. No może nie znała historii z Diego, ale jej nie zna nikt poza naszą dwójką - i lepiej, żeby tak zostało.
     - Wow, wyglądasz... - przerywa i mierzy mnie wzrokiem - inaczej.
Nie odpowiadam, tylko również się jej przyglądam. Dobrze widzieć chociaż jedną osobę, która się nie zmieniła. Nadal ma długie blond włosy i charakterystyczny dla siebie makijaż. Nawet tą koszulkę już kiedyś widziałam.

     Zanim się oglądam, siedzę z nią w parku i rozmawiam już od około dwóch godzin. Zapomniałam, jak wspaniale mi się z nią spędzało czas. I mój plan, aby wysłuchać tego, co ma do powiedzenia wziął w łeb. Najgorsze jest to, że wcale tego nie żałuję.
     Ani razu nie wspomniała o Leonie i wiem, że robi to specjalnie. Z jednej strony cieszę się z tego, ale z drugiej... chcę, żeby powiedziała coś o nim - cokolwiek. Nie wiem jednak, jak ją o niego spytać. Przecież nie mam nawet pojęcia, co chcę wiedzieć. Postanawiam więc poruszyć najbardziej interesujący - a jednocześnie bolesny - temat - jego małżeństwo.
     - Leon wziął ślub. - To nie pytanie i blondynka dobrze to wie. Gwałtownie odwraca się do mnie i patrzy ze współczuciem. - Wczoraj był z Biancą i Larą w restauracji, w której pracuję.
     - Jeśli cię to pocieszy, z tego co wiem nie są zbyt szczęśliwym małżeństwem.
     Prycham. Wiem, że mówi to, żebym poczuła się lepiej. Kto by pomyślał, że Violetta Castillo kiedykolwiek mogłaby się cieszyć z czyjegoś nieszczęśliwego małżeństwa. W zeszłym roku - nikt, a dzisiaj natomiast - moja najlepsza przyjaciółka. Skoro ona tak uważa to musi być prawda - mimo, że nie widziałyśmy się sporo czasu.
     - Naprawdę - broni się, a ja spoglądam na nią kątem oka. Słyszę - albo chcę słyszeć - nutkę prawdy, mówiącej, że rzeczywiście im się nie układa. - Ale można się było tego spodziewać. Bianca to jest po prostu żona na jakieś ważne uroczystości firmowe bądź rodzinne. Poza nimi jest po prostu utrzymanką Leona.

     Kiedy wracam do domu, już na progu słyszę z kuchni jakiś kobiecy głos. Zastanawiam się, kto by mógł to być. Pierwsza na myśl przychodzi mi nasza sąsiadka, która lubi od czasu do czasu wpaść. Często odbiera Megan ze szkoły czy pomaga jej odrobić lekcje, jak jestem w pracy. Tacie natomiast uwielbia piec przeróżne ciasta, które swoją drogą smakują znakomicie.
     Przypominam sobie jednak, że przecież wyjechała na dwa tygodnie do swojej córki i - o ile się nie mylę - wróci dopiero w przyszłym tygodniu. Poza tym głos jest zupełnie inny i z pewnością należy do kogoś innego.
     Wchodzę do kuchni i dostrzegam ojca i blondynkę, siedzącą przy stole. Kiedy słyszy, że wchodzę do pomieszczenia, odwraca się i jestem w stanie powiedzieć, kim jest.


* * *


Przychodzi Nicol w ten słoneczny - przynajmniej u mnie - poranek (tak, 13 to jeszcze poranek!) z szesnastką :) Wiem, nie zachwyca ani długością, ani jakością, ani niczym innym, ale się starałam :). Większość głosów było za tym, żeby kontynuować z taką 15, więc jej nie usuwałam :D. Oczywiście były też głosy przeciw, ale o wiele więcej znalazłam tych, które były za, so... :> Co prawda były zastrzeżenia co do ślubu Leona, i przez chwilę nawet chciałam to zmienić, ale:
a) czytałam wiele opowiadań, gdzie Leon miał TYLKO narzeczoną, a znam tylko jedno, w którym miał ŻONĘ. Uznałam więc, że wykażę się większą oryginalnością zostając przy pierwszym pomyśle. Tym bardziej, że opowiadanie z żoną jest moje ^^.
b) narzeczoną mógłby po prostu rzucić i tyle, a tymczasem z żoną jest to bardziej skomplikowane, a przecież Nicol kocha komplikacje <3 ;D.
Jest jeszcze opcja, żeby zakończyć to opowiadanie... Ta, ostatnio naprawdę się nad tym zastanawiam, bo ciężko mi się pisze itd., ale JESZCZE NIC NIE MÓWIĘ :P. Co prawda mam pomysł na inne opowiadanie, więc spokojnie tak po prostu nie zostawię tego bloga, ale kurcze, to ma tylko 16 rozdziałów i z jednej strony tak głupio z niego rezygnować, a z drugiej tak mnie kusi ;///
No cóż, póki co jest, jak jest i jakby coś się zmieniło to oczywiście będziecie wiedzieli pierwsi :)

Hm, po wigilii klasowej, więc mam nadzieję, że się pochwalicie prezentami ^^ (ja dostałam "W śnieżną noc" - gorąco polecam tym, którzy mają ochotę na jakąś świąteczną książkę :)). Teraz już tylko czekać na te prawdziwe święta :>. A z ich okazji chciałabym Wam życzyć, żebyście spędzili je w miłej, rodzinnej atmosferze, żeby zapadły Wam one w pamięć na bardzo długi czas! :* No i oczywiście szaloonego sylwka (Nicol zostaje w domu z sąsiadem, taka ona rozrywkowa :>) i żebyście po tym wszystkim wrócili do szkoły z jeszcze większym zapałem, bo koniec semestru się zbliża (chyba, że już komuś - tak jak mi - się skończył :/). No i wszystkiego najlepszego! <333

Do następnego :*
Nicol <3

13.12.14

Rozdział 15: Castillo!

Po tygodniu, Leon w końcu zjawia się w firmie. Odkąd tylko przyszedł, staram się go unikać, co jest niezwykle trudne, będąc jego asystentką. Jeszcze do niedawna czekała na jakikolwiek znak życia, a kiedy takowy dostaję - po prostu go unikam.
Przez cały ten czas układałam w głowie, jak mu to powiem, jak... Jak z nim zerwę. Nie chcę tego robić, ale nie mogę dopuścić do tego, żeby jego rodzice o wszystkim się dowiedzieli. Jego mama na pewno nie będzie szczęśliwa, a ojciec... O ojcu nawet strach pomyśleć.
W końcu wstaję i idę zrobić kawę. Po skończeniu tej czynności, zabieram ją i staję przed drzwiami do gabinetu Verdasa. Biorę głęboki wdech i pukam do drzwi. Po usłyszeniu "proszę", wchodzę niepewnie i stawiam filiżankę z kawą na biurku. Szatyn dostrzega, że to ja dopiero w momencie, w którym się wyprostowałam. Wcześniej był pogrążony w pracy. Nie dziwię się - nie było go 1,5 tygodnia, zapewne ma masę zaległości.
- Wróciłeś - mówię cicho. Że też akurat teraz nie mogło mi przyjść do głowy coś lepszego.
Podnosi na mnie wzrok.
- Tak, byłem u rodziców - odpowiada mi. - Wolałem tam być szybciej niż Diego.
Wstaje i podchodzi bliżej, po czym delikatnie całuje mnie. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale oddaję pocałunek. I po pięciu sekundach zdaję sobie sprawę z tego, że popełniam błąd. Jeju, jak ja tęskniłam za tymi ustami.
- Musimy pogadać.


* * *


Z początku myślałam, że nigdy nie przyzwyczaję się do pracy kelnerki. Nie jestem zbyt rozmowna, mam dwie lewe ręce i w dodatku bardzo krótką pamięć. Minął jednak tydzień, miesiąc i w oka mgnieniu rok. Mogę teraz z ręką na sercu powiedzieć, że znacznie zmniejszyła się ilość klientów wychodzących stąd ze swoim zamówieniem na sobie. Przez ten czas zainwestowałam również w notatnik, dzięki czemu nie mieszam już wszystkich zamówień, a stali klienci nawet mnie lubią - albo chociaż tolerują.
Nie mówię, że nie tęsknię za starą pracą. Zarabiałam wtedy więcej, szybciej wracałam do domu i miałam wolne weekendy. Niestety kiedy dowiedziałam się, że Leon nic nie powiedział rodzicom, a Diego postawił warunek, abym zrezygnowała z pracy - tylko to mi zostało. Miałam w planach poczekać i porozglądać się za nową pracą. Po jakimś czasie jednak zrozumiałam, jak to jest kochać swoją pracę. Może podawanie szalenie drogiego obiadu zadufanym w sobie mężczyznom i kobietom w samych markowych ciuchach nie jest szczytem moich marzeń, ale nie tęsknię za samolubnym szefem, jakim do tej pory był Verdas. Za ludźmi, którzy ledwo mnie zauważali i zajmowali się tylko plotkowaniem na boku. Uwielbiam moje znajome kelnerki, kucharza Mark'a i szefa sali Amandę. 
Niestety zerwałam kontakty z Ludmiłą, aby uniknąć jakiejkolwiek styczności z Leonem. Po raz pierwszy pokochałam to, że Buenos Aires jest takie wielkie i przez ponad rok zdołałam go nie spotkać. Czasem zastanawiam się, jaki teraz jest, czy poznał kogoś, co u jego rodziców i Lary... Staram się jednak szybko odsunąć od siebie te myśli. 
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - witam się z nową klientką dumna z siebie, że w końcu mówię te słowa pewnie i nie mylę się przy tym. Któż by pomyślał, że tak proste zdanie może sprawiać tyle problemu?
Dziewczyna - na moje oko mająca jakieś 17 lat - podnosi na mnie wzrok i wtedy dostrzegam w niej siostrę Verdasa. Dokładnie przyglądam się jej twarzy, aby nie okazało się po raz kolejny, że coś pomyliłam. Nie jestem w stanie wymienić ilu klientów pomyliłam z kimś należącym do rodziny mojego byłego szefa. Ona wygląda jednak identycznie. Te same oczy, usta. Jedyne, co się zmieniło to jej fryzura. Zamiast długich brązowych włosów, ma teraz czarne, ścięte do ramion. Na oczy zachodzi jej grzywka. Teraz widać od niej bogactwo jej rodziny. Kiedy ostatni raz widziałam ją chodziła w ciuchach, na które może sobie pozwolić każda dziewczyna w jej wieku. Teraz ma na sobie sukienkę w kolorze indygo, która wygląda jakby kosztowała moją roczną pensję. Do tego ma na sobie czarne szpilki i długie kolczyki. Muszę przyznać też, że po raz pierwszy dostrzegam na jej twarzy makijaż. 
- Właściwie to czekam na kogoś. Mogłaby wrócić pani za 5 minut? - pyta, przerywając moje przemyślenia. Dziwię się, że mnie nie poznaje. 
Przytakuję i odchodzę, kiedy dociera do mnie, że nie widziałam jej rok. Ja również się przez ten czas zmieniłam. Moje włosy są teraz dużo dłuższe i w kolorze blond. Do tego z pewnością nie przyglądała mi się tak dosadnie, jak ja jej.
- Natalia! - krzyczę w kuchni i podchodzę do Hiszpanki. - Błagam cię, zrób coś dla mnie i obsłuż stolik siódmy.
- Dlaczego?
Wpatruję się w nią i zastanawiam, co jej odpowiedzieć. Hmm... Przy tym stoliku siedzi siostra mojego byłego? Nie, to z pewnością nie przejdzie.
- Po prostu to zrób, proszę.
- Nie, w mojej części sali jest wystarczający ruch. Wszystkie stoliki są dzisiaj zajęte. 
Przeklinam w myślach swoją szefową, która jest wprost maniaczką porządku. Każda z kelnerek ma swoje numery stolików, których musi pilnować.
Szatynka wzdycha głośno i zerka w małe okienko umieszczone w drzwiach od kuchni. Dostrzega dwie osoby przysiadające się do Lary. Jest to mężczyzna w czarnym garniturze i z zarostem oraz kobieta o blond włosach w czarnej sukience. I nagle dociera do mnie, że to Leon i Bianca, którą miałam okazję poznać, będąc u Verdasów. Odwracam się gwałtownie, żeby uklęknąć i błagać na kolanach Nati, żeby za mnie obsłużyła ten pieprzony stolik mojej przeszłości - niestety już tam nie stoi. 

- Dzień dobry, czy mogę przyjąć zamówienie? - pytam cieniutkim głosikiem, patrząc na swoje stopy. 
Tak. Co z tego, że spędziłam około 10 minut w łazience, rozmyślając o tym, co zrobić, żeby mnie nie rozpoznał? Wymyśliłam tylko to. Wstyd mi teraz, że zaprzeczałam, kiedy Mark twierdził, że nie umiem podejmować mądrych decyzji w stresie.
Przygotowuję się na to, że Leon mnie rozpozna. On jednak po prostu składa zamówienie. Kiedy jego wzrok jest zwrócony w menu, ja mam chwilę aby się mu przyjrzeć. Nie zmieniło się w nim zbyt wiele. W sumie jedyną zmianą jaką dostrzegam jest zarost i osoba towarzysząca. Mój wzrok przenosi się na ich splecione dłonie i nagle dostrzegam na placu blondynki obrączkę. W tej chwili nie słucham już szatyna, a skupiam całą uwagę na tym głupim pierścionku. 
Wiem, że nie powinnam być zazdrosna. To ja zerwałam z Verdasem i to ja odcięłam się od niego. Mogłam się spodziewać, że w końcu ułoży sobie z kimś życie. Dlaczego nie przewidziałam więc, że stanie się to tak szybko.
Już mam odchodzić, kiedy słyszę za plecami głos Amandy.
- Castillo! - I nagle wzrok Verdas wędruje prosto na moją twarz.

* * *

Przychodzę z 15. Wiem, napisana późno, krótka i do tego... dziwna. Pomysł z Vilu - kelnerką przyszedł mi do głowy około godzinę temu. Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że wypadałoby w końcu coś dodać, starałam się, ale nic nie wychodziło, więc w pewnym momencie usunęłam to, co miałam i napisałam to u góry.
Tak, wiem, że to dość nie spodziewane, ale mam nadzieję, że jesteście mile zaskoczeni, bo ja w sumie jestem... chyba.
Nie no, wiem, że to dziwne. Pisząc to zrezygnowałam ze związku Dieletty, śmierci ojca Vilu i wizycie z BA ojca Leona na rzecz czegoś, czego do końca nie przemyślałam. Witamy w świecie Nicol, która najpierw robi, potem myśli i żałuje. 
Jeśli pojawi się pod tym postem 40 komentarzy będę to kontynuowała tak, jeśli nie to postaram się usunąć to i napisać coś innego :) Powiedzmy, że czas do świąt :D (25 dla tych, którzy nie wiedzą :p) i wtedy podejmę decyzję. Najwyżej wstawię jakąś ankietę czy coś.
No, do następnego :*

7.12.14

Nowy blog!

Kolejna - naprawdę szybka - notka na dzisiaj. Cóż, jest nowy blog. Co prawda póki co pewnie niewiele osób w ogóle zdążyło wejść w poprzednią notkę, ale chciałam zrobić to dzisiaj i mieć to za sobą, bo w tygodniu różnie bywa i praktycznie nie korzystam z komputera :)
Zapraszam WSZYSTKICH! :D [KLIK]

7.12.14

Nowy blog?

Witam Was w ten piękny, pomikołajkowy dzień :D Niestety (albo stety) nie przychodzę do Was z rozdziałem - pracuję nad nim, ale jak się okazuje potrzebuję na to więcej czasu ;) Mam nadzieję, że cierpliwie na niego poczekacie :>

Tymczasem przychodzę do Was ze sprawą zupełnie niedotyczącą tutejszego opowiadania :o

Otóż chodzi o opowiadanie na moim drugim blogu (*w tym momencie wszyscy zamykają tą notkę*). Ostatnio strasznie on podupadł i nie mówię tu o 2 komentarzach mniej pod rozdziałami, a o tym, że z 40 czytelników zrobiło się 10. Mam świadomość tego, że jest to wina kiepskiego 3 opowiadania, kiepskiego 2 opowiadania (napisałam też, że 1, ale to o dziwo się Wam podobało). Mi osobiście w miarę podoba się nowe opowiadanie (podkreślam - W MIARĘ) i nie chcę, żeby przez poprzednie opowiadania, to zostało skreślone. Naprawdę starałam się pisząc pierwsze rozdziały, dopracowując ten pomysł. Dlatego przychodzę z propozycją.

Co Wy na to, żebym zostawiła już CEEA? Żeby były to tylko te 3 opowiadania, które już skończyłam, żeby zostali tam czytelnicy, których już nie ma i żeby były tam te OS'y, z którymi nic już nie zrobię? Nowe opowiadanie znalazłoby się wtedy na całkowicie nowym blogu. Chciałabym, żeby od tego opowiadania zależała opinia od tym blogu.

Cóż, to zależy od Was. Dodam ankietę i chciałabym, żeby każdy w niej zagłosował, albo napisał w komentarzu. Jeśli będzie wystarczająco dużo głosów, utworzę tego bloga jeszcze dzisiaj, a jeśli nie to albo się jeszcze zastanowię, albo po prostu skończymy i z tamtym opowiadaniem (nie mówię tu o historii na GMLL) i z tamtym blogiem.

Nicol.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X