Normalnie jej pierwszą reakcją byłoby odsunięcie się. Widzi jednak, że szatyn powoli się budzi, a w progu stoi jego matka. Verdas po obudzeniu się, przestał ją obejmować i obdarował szatynkę zdziwionym spojrzeniem. Ona ruchem głowy pokazała na drzwi. Kiedy dostrzegł matkę, ponownie objął swoją asystentkę, tym razem mocniej.
- Obudziłam was? Przepraszam, myślałam, że już nie śpicie - mówiła z lekka speszona matka mężczyzny. - Chciałam wam tylko powiedzieć, że za godzinę śniadanie. - Uśmiechnęła się nieśmiało i wyszła zanim zdążyli coś odpowiedzieć.
Po jej wyjściu, od razu się odsunęli. Castillo zajęła swoją stronę łóżka, a Verdas swobodnie się przeciągnął. Szatynka spojrzała na niego i podparła się na łokciach. Pierwszy raz widziała swojego szefa w jakiejś starej koszulce i potarganych włosach. Musiała przyznać, że wyglądał dość seksownie.
- Która godzina? - zapytał, pocierając oczy.
- 9.00 - odpowiedziała, po spojrzeniu na zegar wiszący nad małą komodą.
Odkryła kołdrę i wstała z łóżka. Podeszła do wieszaka, z którego ściągnęła szlafrok i go na siebie założyła. Spostrzegła, że Leon bacznie się jej przygląda. Ustała w miejscu i również na niego spojrzała.
- No co? - zapytała.
- Dlaczego spałaś wtulona we mnie? - odpowiedział pytaniem.
- B-b-bo... - Przerwała i zaczęła się zastanawiać nad jakąś sensowną wymówką. - Bo wolę spać po tej stronie!
Weszła do łazienki, gdzie wykonała wszystkie poranne czynności.
Po śniadaniu, Violetta postanowił zadzwonić do ojca. Chciała go usłyszeć i dowiedzieć się, czy sobie radzi. Od wyjazdu jeszcze się z nim nie kontaktowała. Miała nadzieję, że wszystko u nich gra. Wyszła w tym celu przed dom, aby nikt nie słyszał jej rozmowy. Nie trwała on długo. Dowiedziała się tylko, że wszystko gra i jej ojciec musiał kończyć. Postanowiła jednak przejść się aby zebrać myśli.
Przed domem ujrzała Larę.
- Idziesz gdzieś? - zapytała z miłym uśmiechem. Castillo od razu zauważyła, że szatynka jest bardzo miła i pomocna. - Może pójdę po Leona? Łatwo się tu zgubić, szczególnie jeśli chcesz iść do lasu.
- Nie, nie. Nie trzeba - odpowiada szybko. Leon zdecydowanie nie był jej potrzebny, a wręcz przeciwnie. - Poza tym rozmawia teraz ze swoim ojcem.
- To lepiej poczekam chwilę zanim tam wrócę.
Zanim się obejrzały, dotarły powolnym krokiem do lasu. Nie rozmawiały o niczym nadzwyczaj interesującym, raczej o głupotach.
- Ojciec Leona jest bardzo... surowy - zauważyła Castillo, kiedy nasunął się jego temat. - I chyba wymagający.
- Mało powiedziane - odpowiedziała. Westchnęła głośno. - Cristian zawsze wymagał od Leona więcej niż od kogokolwiek innego. Wywierał na nim straszną presję i tak właściwie wyglądało jego dzieciństwo. Wciąż musiał się starać, żeby mu się przypodobać, a to w przypadku Cristiana było bardzo trudne.
- Myślisz, że Leon wdał się w ojca?
- Prędzej stał się taki przez jego wychowanie. Musisz go kochać, skoro jeszcze tu jesteś.
Castillo nigdy o tym nie pomyślała. Zawsze twierdziła, że Leon jest taki i po prostu taki będzie; taki ma charakter. Nie pomyślała o tym, że mogłaby być to wina jego przeżyć. Zaczęło rodzić się w niej współczucie. Może i ma rodziców, pieniądze i praktycznie wszystko czego chce, ale zawsze musiało brakować mu najważniejszego - miłości ojca. Nie twierdziła, że mężczyzna go nie kocha - w końcu to jego ojciec - ale po prostu tego okazywał. A każdy tego potrzebuje.
Po chwili dotarła do niej dalsza wypowiedź Lary. Musi go bardzo kochać albo po prostu nie mieć innego wyboru - to przykre. Leon zaznał miłości swojej matki, ale ta nie była dla niego tak ważna, jak miłość ojca. Może i teraz potrzebuje miłości kobiety, niestety to może nie być takie proste.
W dalszej części rozmowy, szatynka dowiedziała się, że Lara kiedyś interesowała się dzieciństwem swojego przyrodniego brata. Podzieliła się także z nią powodem adopcji. Zaczęły się naprawdę lubić.
- Ile właściwie masz lat? - zapytała po chwili Lara. - Wyglądasz na mój wiek.
- 20 - uśmiechnęła się.
- Studiujesz?
- Nie, nie studiuję - odpowiedziała, a jej twarz momentalnie zmieniła wyraz na o wiele smutniejszy. - Miałam, ale niedługo przed moim wyjazdem, mój ojciec miał wypadek samochodowy. - Spostrzegła, że szatynka zainteresowała się jej słowami, więc kontynuowała. - Wylądował na wózku, a ja nie mogłam zostawić go samego z moją siostrą. W dodatku leczenie kosztowało za dużo, aby wydawać jeszcze sporo forsy na moją naukę. I po prostu musiałam z tego zrezygnować..
- Będzie mógł kiedyś jeszcze chodzić? - zadała kolejne pytanie lekko niepewnie. Bała się pewnie, czy to pytanie jej nie urazi lub nie wyda się zbyt wścibska.
- Nie, to jest już niemożliwe.
Dopiero po 3 godzinach wróciły do domu. Przed nim spotkały Leona rozmawiającego przez telefon. Na ich widok przerwał połączenie i podszedł do nich.
- Gdzie byłaś? - skierował pytanie do asystentki. - Musimy pogadać.
Nie czekając na odpowiedź, objął ją w talii i wprowadził do domu. Pośpiesznie zaprowadził ją do ich tymczasowej sypialni i zamknął drzwi.
- O czym gadałyście? - zapytał zdenerwowany.
- O... różnych rzeczach. - Nie chciała mówić mu, że o nim. Z pewnością nie byłby z tego powodu zadowolony. - Co to ma do rzeczy.
- Mówiłem Ci, że nie masz za dużo z nimi rozmawiać. - Mówił to jak ojciec ganiący swoją córkę za niewyobrażalną zbrodnię. - Chcesz wszystko popsuć?
- Możesz przestać traktować mnie jak idiotkę? - spytała, teraz również zdenerwowana. Tak właśnie czuła się w towarzystwie Verdasa - jak idiotka. Traktował ją jak głupie, niegrzeczne dziecko. A mimo sporej różnicy wieku między nimi, nie była głupim, niegrzecznym dzieckiem i on nie miał podstaw, żeby tak właśnie ją traktować. - Traktujesz mnie jakbym była jak twoje koleżanki, a nie jestem. Nie jestem durną lalą, której największym problemem jest brak ulubionej szminki i, w odróżnieniu do nich, mam szare komórki, więc przestań w końcu zachowywać się, jakby było inaczej.
Wzięła kurtkę i opuściła pomieszczenie. Na schodach minęła Melisę, która chyba chciała coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie zdążyła. Szatynka wściekła opuściła posesję i ponownie wybrała się na spacer po lesie.
Kiedy wróciła, pierwszą osobą, jaką napotkała była matka Leona.
- Violu, gdzie byłaś? - zapytała, ale nie z pretensjami. Była raczej szczęśliwa, że już wróciła, a nie zła, że w ogóle wyszła. - Leon cię szukał, martwił się.
Ta, na pewno się martwił, pomyślała ironicznie. Z pewnością nie poczuł po prostu pilnej potrzeby dorzucenia swoich trzech groszy... Mimo złych myśli, zmusiła się do uśmiechu i odpowiedziała.
- Musiałam się przejść. Gdzie Leon?
Melisa westchnęła, nadal uśmiechając się pogodnie.
- Poszedł cię szukać. - Wzruszyła ramionami. - Chodź, jesteś cała mokra.
Castillo dopiero teraz zauważyła, że jej ubrania są przemoczone, a na dworze pada. Wcześniej była tak zamyślona, że najzwyczajniej w świecie nie zauważyła deszczu. Weszła z kobietą do środka i przebrała się w suche ciuchy. Kiedy z powrotem wróciła, na stole w jadalni postawiony był kubek z gorącą herbatą. Melisa usiadła obok niej i kazała wypić napój. Podczas tego zatraciły się w przyjemnej rozmowie.
- Długo się znacie? - spytała po jakimś czasie Melisa.
- Nie, niezbyt długo - odpowiedziała, chcąc zboczyć z tematu jej "związku" z Leonem.
Zanim kobieta zdążyła zadać kolejne pytanie, do pomieszczenia wszedł przemoczony szatyn. Spojrzenia obu kobiet się na niego skierowały. Kiedy zobaczył Castillo na jego twarzy można było dostrzec ulgę.
- Tutaj jesteś.
- Violetta wróciła niedługo po tym, jak ty wyszedłeś - wyjaśniła Melisa. - Zostawię was samych.
Opuściła jadalnię, a szatyn zajął jej miejsce.
- Wszystko dobrze? - zapytał... zmartwiony? Szatynkę zdziwiło jego zachowanie. Nie, ona była wręcz zszokowana tym, iż Leon w ogóle mógł się o nią martwić. I to naprawdę - nie na niby.
- Tak - odpowiedziała, biorąc ostatni łyk herbaty. - Nie rozumiem, dlaczego miałoby być inaczej. - Odstawiła kubek.
- Lubią dziać się w tej okolicy dziwne rzeczy.
Szatynkę zaciekawiły słowa "dziwne rzeczy", ale widząc niechęć Verdasa do opowiadania o nich, po prostu wolała nie wypytywać o nie.
Wychodziła z łazienki, gdy zatrzymała się i spojrzała na łóżko. Po środku były poduszki, sprawiające, że przestrzeń na nim była podzielona na dwie równe połowy. Po stronie, gdzie poprzedniej nocy spała była kołdra, a po drugiej koc. Przeniosła swój wzrok na Leona, ten jednak był zajęty jakąś służbową rozmową.
Podeszła do okna i obserwowała zachód słońca do momentu, gdy szatyn skończył rozmawiać.
- Co to jest? - zapytała zdezorientowana, pokazując na łóżko.
- Uznałem, że przytulanie asystentki podczas snu jest niestosowne.
- Ach.
* * *
Hej, hej, hej! Nicol dodała rozdziały dwa dni z rzędu? O.O To jakaś nowość - szczególnie w ostatnim czasie. Powiem Wam tak: mam mega wenę na to opowiadanie i ogólnie na to, co teraz się w nim dzieje. Do tego miałam wielkie chęci do pisania właśnie tutaj i tak oto możecie się cieszyć (albo i nie) już dzisiaj ;D Miałam w planach napisać pierw rozdział 23 na CEEA, ale tam z kolei mam masę weny, ale na trochę późniejszy czas. A nie chcę tak przyspieszać, bo po prostu głupio to się czyta (przynajmniej według mnie xD) Dlatego macie tutaj, a na CEEA postaram się jak najszybciej napisać ;) Rozdział jest... średniej długości, ale nawet - podkreślam NAWET - mi się podoba i mam nadzieję, że podzielacie tą opinię :)
Czekam na Wasze opinie! :*
Nicol <3
40 komentarzy = Rozdział 6