20.6.16

27. ~ "Kłamliwa manipulatorka i egoistka"



– Pomogę ci! – krzyczę z daleka i podbiegam do babci, po czym zabieram od niej torby z zakupami i kieruję się w stronę jej domu. 
Od razu bez słowa i niedyskretnie przygląda się mojej twarzy, która wygląda już o niebo lepiej, ale wciąż są na niej niewielkie ślady pobicia.  
– Masz zamiar powiedzieć, jak to się stało? 
Wzdycham głośno. Nienawidzę się powtarzać. 
– Mój nowy facet pobił mnie, bo zrobiłam mu za gorącą kawę i poparzył sobie język. Ale, nie martw się, obiecał mi, że następnym razem nie będzie bić po twarzy. – Kiedy kończę szeroko uśmiecham się do babci. Ją jednak wcale nie bawi mój żart. 
– Nie ma z czego żartować, Violetto. 
Jest zła. Rozpoznaję to po tym, jak się do mnie zwraca. Zamiast "Violu" używa "Violetto". Brakuje jeszcze tylko, żeby dodała moje nazwisko. To, które dostałam po matce i, któego od jakiegoś czasu się wstydzę.
Szkoda, że kiedy byłam nastolatką nie dostawałam poważniejszych kar niż zwracanie się do mnie po imieniu. 
– Mówiłam to już Williamowi – oznajmiam. – Zostałam napadnięta przez ludzi, którzy chcieli mnie okraść. Tyle, koniec historii. 
– Gdzie był wtedy twój chłopak? 
Unoszę brew. 
– Pracował. 
– Gdzie?  
– To nie twoja sprawa. 
Babcia przystaje, a ja wyczuwam kazanie, które nie będzie miało żadnych skutków w przyszłości. Norma. 
– Nie moja? Wyprowadziłaś się do obcego mężczyzny i okłamałaś zarówno nas, jak i własnego ojca. Przez ostatnie tygodnie nie dawałaś znaku życia! Zanim poznałaś tego mężczyznę, nie zachowywałaś się tak. Mamy prawo wiedzieć, kto ma na ciebie taki zły wpływ. 
– Zły wpływ? Dlatego, że skłamałam? – śmieję się. – I kto to mówi? Gdzie był mój ojciec przez ostatnie dwadzieścia lat?! A moja matka? Gdzie jest i co się z nią dzieje?! Nie macie prawa krytykować mnie za to, że was okłamałam, bo to wy wciskacie mi kit całe życie. 
Nie czuję wyrzutów sumienia z powodu okłamania dziadków. Zrobiłam źle, okłamując Leona i Williama, ale nigdy nie będę żałować tego, że nie powiedziałam prawdy dziadkom. 
To oni przez dwadzieścia lat ukrywali przede mną fakt, że mam ojca, który by się mną zaopiekował. To babcia wciąż nie powiedziała mi o tym, co robi tu Veronica i o tym, że się z nią spotkała. Nie jestem winna im szczerości. 
– Wróć do domu – prosi. Widzę, że mięknie. Zawsze kończy się to właśnie tak. – Albo chociaż nam go przedstaw. 
Kręcę głową. 
– Znasz go. Niewiele o nim wiesz, ale już wyrobiłaś sobie o nim pochopną opinię i nie dopuścisz do siebie faktu, że się pomyliłaś. Dlatego nie mogę ci powiedzieć, kim jest – oznajmiam, po czym oddaję jej torby z zakupami i odchodzę, zanim zdąży cokolwiek odpowiedzieć. 
 
– Spóźniłaś się – mówi mój ojciec na przywitanie. Siadam naprzeciwko niego i przeglądam menu restauracji będącej częścią hotelu, w którym zatrzymuje się za każdym razem, gdy przyjeżdża do Chicago. 
Zerkam na zegarek. 
– Tylko piętnaście minut. 
Wzdycha głośno. 
– Przez cały weekend próbowałem się do ciebie dodzwonić. 
– Byłam poza miastem – odpowiadam, choć nie jest to do końca prawdą. 
Następnego dnia uznaliśmy nasz biwak za kompletny niewypał i wróciliśmy do domu. Spędziliśmy jednak ten dzień razem. Bez wychodzenia z domu i ubrań. 
W poniedziałek wieczorem Leon wyjechał na kolejne zlecenie, a mnie ciągłe telefony od babci i ojca, zniechęcały do powrotu do rzeczywistości. Dlatego dopiero po dwóch dniach, postanowiłam to załatwić. Zaczynając od porannego spotkania z babcią, kończąc na obiedzie w ojcem. Chcę załatwić wszystko raz a porządnie, zanim Verdas wróci. 
William już chce coś odpowiedzieć, kiedy przychodzi kelner i składamy nasze zamówienia. 
Kiedy odchodzi, łapię spojrzenie mężczyzny dyskretnie obserwującego mnie z sąsiedniego stolika. 
– Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać? – pyta William, odwracając moją uwagę od mężczyzny. 
– Chcesz rozmawiać? Ze mną? A co, pogawędka z dziadkami ci nie wystarcza? 
Wzdycha głośno. 
– Mają prawo wiedzieć, co się z tobą dzieje. Nie możesz ich okłamywać. 
Jasne, że nie mogę. Tak, jakby szczerość była w tej rodzinie czymś istotnym. 
– Co się dzieje z moją matką? – pytam nagle, ciekawa czy jego odpowiedź będzie szczera. 
Na jego twarzy pojawia się zaskoczenie. Przez chwilę się waha, ale w końcu odpowiada: 
– Nie wiem. Dlaczego o to pytasz? 
Wzruszam ramionami. 
– Bez powodu – oznajmiam zrezygnowana, po czym szybko zmieniam temat. – Powiedziałeś babci, że mój chłopak jest podejrzany. 
Zauważam, że automatycznie rozluźnia się, kiedy dociera do niego, że nie będę ciągnąć dalej tematu Veronici. 
– Powiedziałem to, co myślę. 
– Nie znasz go – mówię z kamiennym wyrazem twarzy, choć w środku gotuję się ze złości. Leon. Nie. Jest. Podejrzany. 
– Nie znam, bo z jakichś powodów nie chcesz, żeby dowiedział się, iż jestem twoim ojcem. 
Już mam odpowiedzieć, kiedy przerywa mi dzwonek komórki. Wyjmuję aparat z torby i dostrzegam na wyświetlaczu numer Veronici. Chcę wyjść i odbyć tę rozmowę, kiedy tata nie siedzi naprzeciwko mnie, ale wiem, że to wzbudziłoby podejrzenia. Dlatego z beznamiętnym wyrazem twarzy, przepraszam ojca i odbieram. 
– Halo? 
– Musimy się spotkać – oznajmia na wstępie. – Chcę cię widzieć w kawiarni, jak najszybciej. 
Przewracam oczami. 
– Nie mam czasu. 
– To go znajdź – rzuca i rozłącza się. 
Nie chcę pokazywać jej, że jestem na jej zawołanie, ale boję się przyczyny tego, że tak bardzo chce ze mną porozmawiać. Właśnie dlatego postanawiam jej nie ignorować. 
– Muszę iść. – Po tych słowach wstaje i zabieram swoją torebkę. 
– Co? Mieliśmy zjeść razem obiad. 
– Następnym razem. 
Odwracam się i w tej samej chwili zderzam się z mężczyzną, który wcześniej mnie obserwował. 
– Przepraszam najmocniej. 
– Nic się nie stało – rzucam i szybkim krokiem opuszczam lokal. 
 
Po wejściu do kawiarni, od razu kieruję się do gabinetu Veronici. Wchodzę bez pukania i zastaję ją siedzącą przy swoim biurku i popijającą kawę. Najwyraźniej na mnie czekała. 
Zamykam za sobą drzwi i siadam naprzeciwko. 
– Co było tak ważne? 
Powoli odstawia kubek na biurku i przygląda mi się, zanim odpowiada. Najwyraźniej teraz ma czas. 
– Wciąż tu jesteś – zauważa. – Czy nie wyraziłam się zbyt jasno? Miałaś wyjechać. 
Patrzę na nią bez słowa. 
– Siedziałaś cicho przez ostatnie tygodnie. Nie zrobiłaś kompletnie nic, aby poróżnić mojego męża i mnie – kontynuuje. – Zaczęłam się zastanawiać, co wyprawiasz. Okazało się, że cały ten czas spędziłaś z Leonem. Manipulowanie ludźmi ci się spodobało, co? 
Staram się nie pokazać wyrazem mojej twarzy, że jej słowa mnie zraniły. 
– Nie jesteś odpowiednią osobą do mówienia mi, co jest złe, a dobre – oznajmiam pewnym głosem. 
Kąciki jej ust się unoszą. 
– I tu właśnie się mylisz. Zostawiłam cię, mam nowe życie i pragnę się ciebie z niego pozbyć raz na zawsze, ale nigdy nie wykorzystywałam niewinnych ludzi. Nikim nie manipulowałam i nie wciągałam w swoje sprawy osób kompletnie niezwiązanych z nimi. 
Widzę, że próbuje mnie sprowokować. Myśli, że wzbudzi we mnie wyrzuty sumienia i takim sposobem się mnie pozbędzie. 
Ciężko mi to przyznać sama przed sobą, ale... Udaje się jej. 
– Dziwka. 
Uśmiecha się jeszcze szerzej. 
– Kłamliwa manipulatorka i egoistka. Co chcesz zrobić? Zniszczysz nie tylko moje życie, ale również swoich dziadków, kiedy uświadomisz im, że wychowali cię na tak straszną osobą. William zacznie się ciebie wstydzić, nie o takiej córeczce marzył. Mój mąż straci najbliższą mu osobę. No i Leon... Złamiesz mu serce, kiedy dowie się, że jedyną osobą, którą kochasz, jesteś ty sama. Biedaczek. 
Bez słowa zabieram torbę i opuszczam gabinet. Nie dam jej tej satysfakcji. Nie pozwolę jej na kontrolowanie tego, co dzieje się w mojej głowie. 
 
Resztę dnia spędzam na snuciu się bez celu po mieście. Mam zamiar ignorować Veronicę. Nie przeszkodzi mi. Przedłużę nasze wspólne chwile tak długo, jak tylko się da. 
Dopiero wieczorem wchodzę do mieszkania obładowana torbami z zakupami. Z zaskoczeniem zauważam Leona, który siedzi na kanapie z laptopem na kolanach. 
– Leon, wróciłeś? – pytam zaskoczona. – Nie mówiłeś, że przyjedziesz wcześniej, coś się stało? 
– Tak jakby – odpowiada, wpatrując się w ekran laptopa. 
Podchodzę do niego i krótko całuje go w usta, po czym kieruję się z torbami do kuchni, która nie jest oddzielona od salonu żadną ścianą, dlatego bez problemu możemy słyszeć siebie nawzajem. 
Staję do niego tyłem i zaczynam wypakowywać zakupy. 
– Violetta? 
– Tak? – pytam i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że użył nieodpowiedniego imienia. Gwałtownie odwracam się w jego stronę. 
Zanim zdążam zareagować w jakikolwiek inny sposób, naciska jakiś klawisz wpatrując się w moją twarz. Nagle do moich uszu dociera głos Veronici. 
– I tu właśnie się mylisz. Zostawiłam cię, mam nowe życie i pragnę się ciebie z niego pozbyć raz na zawsze, ale nigdy nie wykorzystywałam niewinnych ludzi. Nikim nie manipulowałam i nie wciągałam w swoje sprawy osób kompletnie niezwiązanych z nimi. 
– Dziwka. 
– Kłamliwa manipulatorka i egoistka. Co chcesz zrobić? Zniszczysz nie tylko moje życie, ale również swoich dziadków, kiedy uświadomisz im, że wychowali cię na tak straszną osobą. William zacznie się ciebie wstydzić, nie o takiej córeczce marzył. Mój mąż straci najbliższą mu osobę. No i Leon... Złamiesz mu serce, kiedy dowie się, że jedyną osobą, którą kochasz, jesteś ty sama. Biedaczek.

~*~

Nudne i krótkie, ale musi takie być, żeby następny rozdział był ciekawy ;DD. Dużo z Was już się niecierpliwiło i pytało, kiedy Leon odkryje prawdę. No więc... zrobił to ;D. Ale o tym jak i jakie będzie miało to skutki dowiecie się w następnym rozdziale ;pp. Jestem okropna XD.
Chciałam, żeby ten ostatni fragent wyszedł zajebiście i, żeby Was zaskoczył i wg mnie jest to jedyna część rozdziału, która jest spoko. Next będzie lepszy ;p.
Odłożyłam na chwilę SOYH i postanowiłam się teraz skupić na tym blogu, dlatego napisałam to zamiast rozdziału tam, ale niedługo się pojawi ;). Po prostu teraz moim priorytetem jest zakończenie tego opowiadania ;D.
Dzisiaj krótko, jej ;p.
Mam nadzieję, ze spodobał się Wam ten rozdział (bardziej niż mi) i czekam na Wasze opinie ;).

Do następnego! <3

Quinn ;**

16.6.16

26. ~ "Nigdy nie jestem na ciebie zły"



– Mogłaś wybrać każde, dowolne miejsce na pieprzonej Ziemi – mówi, wychodząc z samochodu i rozglądając się wokół. – Wybrałaś las, pół godziny drogi od domu. 
Śmieję się i okrążam auto, dzięki czemu staję zaraz obok niego. 
– Nie podoba ci się? 
Patrzy na mnie i uśmiecha się półgębkiem.  
– Nie mówię, że mi się nie podoba – odpowiada. – Po prostu, kiedy powiedziałaś, że chcesz wyjechać, myślałem, że masz na myśli co najmniej tydzień urlopu w jakimś europejskim mieście albo na wyspie, a nie weekend w lesie. Mogliśmy wyjechać do Paryża albo Nowej Zelandii, wiesz, że nie miałaś żadnych ograniczeń? Poza tym nie sądzę, żeby spanie w namiocie było dobrym pomysłem dla kogoś z poobijanymi żebrami. 
Uśmiecham się i staję naprzeciwko niego. 
– Kocham cię. 
Uśmiecha się, ukazując dołeczki. 
– Jak mocno? 
Zawieszam ręcę wokół jego szyi. 
– Najmocniej. 
W odpowiedzi opiera dłonie o moje biodra, po czym pochyla się i mnie całuje. 
Rzeczywiście z początku chciałam wyjechać gdzieś daleko. Uciec od wszystkich problemów. Uznałam, że im dalej wyjedziemy, tym bardziej się od nich odsunę i łatwiej będzie mi się cieszyć ostatnimi chwilami spędzonymi z Verdasem.  
Później jednak zrozumiałam, że chcę mieć go tylko i wyłącznie dla siebie. Gdzie jest spokojniej niż po środku głupiego lasu?
Odrywam się. 
– Nigdy nie byłam na campingu – mówię. 
Tak naprawdę nigdy nie byłam też na prawdziwych wakacjach z rodziną. W lato pomagałam babci w domu –  nie mieliśmy czasu ani kasy, żeby gdzieś wyjechać. Jasne, jako dziecko marzyłam, żeby wyjechać do Disneyland'u, ale kiedy stałam się nastolatką, zrozumiałam, że nie doświadczyłam o wiele bardziej przyziemnych rzeczy. Właśnie takich jak wyjazd w góry bądź camping.  
– W takim razie, ten z pewnością będzie najlepszym w twoim życiu – odpowiada. 
Śmieję się. 
– Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do takich warunków – oznajmiam. – Jeśli chcesz, możemy wrócić i ty wybierzesz jakieś inne miejsce. 
Będąc w związku z Nathan'em wciąż miałam z tyłu głowy myśl, że jest inny, lepszy. Dorastał w warunkach o jakich ja tylko mogłam pomarzyć. Aby pojechać do Disneyland'u, musiał zaledwie tupnąć nogą. 
Rzadko kiedy przychodził do domu dziadków; chodziliśmy w miejsca, które on wybierał i spotykaliśmy się z tymi ludźmi, których on lubił. 
Przy Leonie zbyt często zapominam, że dorastał w cholernie podobnym środowisku. Kiedy jesteśmy sami, zapominam o tych wszystkich różnicach; o tym, że zostaliśmy wychowani w dwa zupełnie inne sposoby; w dwóch kompletnie różych rodzinach.
– Żartujesz? W liceum ciągle jeździłem ze znajomymi na campingi. Nie wiem, jak ciebie mogło to ominąć – rzuca, po czym idzie do bagażnika i zaczyna wyciągać nasze rzeczy. 
– Nienawidziłam moich znajomych z liceum. Zresztą ze wzajemnością. 
– Dramatyzujesz. Nie wierzę, że jesteś zdolna do nienawiści. 
W duchu dziękuję mu za to, że chowa się za samochodem, przez co nie może zobaczyć mojej miny. 
Niezdolna do nienawiści? Jestem najbardziej nienawistną osobą na pieprzonym świecie. Kto manipuluje chłopakiem, którego kocha tylko po to, żeby zemścić się na własnej matce? 
Jestem pieprzonym, nienawidzącym, potworem. 

– Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy? – mówię, siedząc po turecku na kamieniu i obserwując jak Leon od ponad godziny próbuje postawić nasz namiot. 
– Nie! – odpowiada stanowczo. 
Leon Verdas jest uparty i będzie dążył do swojego celu tak długo, aż w końcu go osiągnie. Jest jednocześnie dość niecierpliwy, więc po pierwszej nieudanej próbie robi się wkurzony i poirytowany, przez co cały proces trwa jeszcze dłużej. 
Kocham go, ale zbliża się noc. 
– Leon, robi się zimno i ciemno. 
– Leon, robi się zimno i ciemno – przedrzeźnia mnie cienkim głosem. – Jestem Amy Stewart i nigdy nie byłam na campingu, a przecież muszę doświadczyć tych okropnych chwil sam na sam z naturą, o których dziewięćdziesiąt procent ludzi pragnie zapomnieć. 
Prycham. Właśnie tak wygląda poirytowany Leon. 
– Jestem Leon Verdas i jeździłem na campingi w liceum. Wiem, co to życie. 
Jestem młodsza, to on powinien udawać dojrzalszego. 
Już mam zamiar wstać i mu pomóc, kiedy słyszę dzwonek swojej komórki. Wyciągam ją z kieszeni i ze zdziwieniem odkrywam, że na wyświetlaczu pojawia się numer telefonu stacjonarnego dziadków. Z początku chcę odrzucić połączenie, ale uświadamiam sobie, że będą wydzwaniać tak długo, aż odbiorę – lepiej to skrócić. 
– Halo?  
– Twój ojciec u nas był – słyszę głos babci. – Powiedział, że nie wyjechałaś z nim do Francji i mieszkasz z jakimś mężczyzną. 
– Cholera – oznajmiam i wstaję, jak oparzona z kamienia. 
– Violetta, słownictwo! 
Zwracam na siebie uwagę Leona, który natychmiast przestaje walczyć z naszym namiotem i patrzy na mnie pytająco. Wskazuję komórkę i odchodzę, aby mnie nie słyszał. 
W samym sercu lasu, do którego przyjechaliśmy znajduje się niewielkie jezioro. Odchodzę zaledwie kilka kroków od naszego miejsca i znajduję się na plaży. Widzę stąd Verdasa, ale z pewnością nie może on mnie usłyszeć. 
– Mieszkam z facetem, no i co? Jestem dorosła – zwracam się z powrotem do babci. 
– Twój ojciec twierdzi, że ten mężczyzna jest podejrzany, a ty zostałaś przez kogoś pobita! 
Przewracam oczami. Jak do ściany. 
– Nie mam zamiaru się wam znowu tłumaczyć. Jestem dorosła, mogę zamieszkać nawet w melinie i wyjść za ćpuna i pijaka, któy będzie mnie traktował jak wycieraczkę. 
– Violetta, masz tutaj natychmiast przyjechać i porozmawiać z nami! Okaż trochę szacunku. 
– W przyszłym tygodniu – mówię, żeby się odczepiła. Naprawdę nie chcę marnować tego weekendu na kłótnie z dziadkami. 
– Udało się! – słyszę z tyłu Leona. 
Odwracam się w jego stronę i widzę postawiony namiot. Ponownie kieruję swój wzrok w stronę jeziora. 
– Muszę kończyć. 
– Czy ty właśnie jesteś z tym mężczyzną? 
– Nie, skąd – odpowiadam. 
W następnej chwili czuję, jak szatyn staje za mną i kładzie dłonie na moich biodrach. Następnie zaczyna mnie całować po szyi. 
– Muszę iść – mówię do słuchawki. 
– Violetta, nawet nie próbuj się rozłączać! 
– Wspólny wypad – odłóż komórkę – oznajmia Leon, nie odrywając się od mojej szyi. Zanim zdążam cokolwiek zrobić, wyjmuje telefon z mojej dłoni i rozłącza się. Następnie go wyłącza i chowa do kieszeni swoich spodni. 
Odwracam się i uśmiecham. Mogłam sama to zrobić wcześniej. Nie chcę zmarnować na innych ludzi już ani jednej chwili. 
Spoglądam na namiot i zakładam ręce na szyję Verdasa. 
– Wiedziałam, że ci się uda. 
– A jak brzmi prawda, której nie chce usłyszeć?
Śmieję się pod nosem. 
– Zaczynałam się już zastanawiać, jak wygodnie się ułożyć w twoim samochodzie i czy jest tam wystarczająco ciepło. 
Uśmiecha się, a ja go całuję. Po chwili jednak się odrywa. Patrzę na niego pytająco. 
– Brakuje mi prywatności. 
– Przecież jesteśmy tu sami. 
– Skąd wiesz? Może za tymi krzakami stoi jakiś dzik i nas podgląda? 
Śmieję się, po czym go szturcham i odchodzę w stronę namiotu. 

Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie camping jak wspaniałą przygodę. Spanie na świeżym powietrzu, pieczenie pianek nad ogniskiem i świetna zabawa. 
Rzeczywistość wygląda inaczej. 
Rzeczywistość wygląda tak, że jest cholernie zimno, pada deszcz, od spania w namiocie mam gwarantowany ból pleców i żeber oraz zaczynam się bać, że gdy zaśniemy, zaatakuje nas jakieś dzikie zwierzę. 
– Mogliśmy pojechać do Nowej Zelandii – oznajmiam, a krople deszczu obijające się o nasz namiot akompaniują mi. 
Mimo ciemności, widzę jak Leon kiwa głową w odpowiedzi. 
– Mogliśmy. 
Leżę wtulona w jego tors, mamy na sobie cholernie ciepłe ubrania i leżymy pod dwoma kocami, ale ja wciąż zamarzam. 
– Nie mogę spać – mówię i przekręcam głowę tak, że patrzę wprost na niego. 
– Dziwne – odpowiada sarkastycznym tonem. 
Wzdycham głośno i przez chwilę siedzimy w ciszy. 
– Jesteś na mnie zły? – pytam w końcu. 
– Nigdy nie jestem na ciebie zły – odpowiada bez zawahania. 
Uśmiecham się, po czym unoszę i go całuję. 
– Strasznie cię kocham – oznajmiam, kiedy się odrywam. 
– Ja ciebie mocniej. 
Chciałabym móc zaprzeczyć, ale to prawda. On mnie nie okłamuje, nie manipuluje mną dla własnych korzyści. Gdybym kochała go równie mocno, jak on mnie, nie byłabym takim potworem.  

~*~ 

No i jest rozdział 26. - w końcu! XD Wiem, że jest strasznie krótki w porównaniu do tych, które pisałam ostatnio, ale miałam wielki problem z tym rozdziałem, więc i tak się cieszę, że w końcu udało mi się go napisać. Zaczęłam go pisać zaraz po opublikowaniu 25. i jest to już trzeci wersja - jedyna skończona. Wydaje mi się, że mimo wszystko wyszło lepiej niż się spodziewałam. Ale resztę rozdziałów mam zaplanowane już do końca, więc postaram się je w miarę szybko napisać i dodać, żeby Wam to wynagrodzić ;p. 
Mam wakacje, więc teoretycznie powinnam mieć czas ;D. Powinnam - jestem w Polsce od wtorku, a dopiero dzisiaj mam chwilę, żeby usiąść, a to tylko dlatego, że jest mecz i wszyscy dali mi spokój ;D. W każdym razie muszę się pożalić, że jest tu strasznie duszno, a kierowcom zafundowałabym dodatkowe lekcje pt. "Czym są pasy i do czego służą?", bo najwyraźniej trzeba ich doedukować ;//. Jeśli nie będę się odzywała przez dłuższy czas, oznacza to, że wpadłam pod samochód - na pasach rzecz jasna. 
Mam nadzieje, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;* 


Do następnego! ;D 


Quinn ;**

5.6.16

Jak zwykle ważne informacje ;D



Miałam to napisać pod rozdziałem, ale idzie gorzej niż lepiej, więc będzie osobna notka - przeżyjecie ;p.

Nie wiem czy powinnam pisać tę notkę, bo przed chwilą dowiedziałam się, że mój idol był na tej samej ulicy, tego samego dnia (w Wielkanoc), co ja :). A ja go nie widziałam :). A może nawet widziałam, ale nie ogarnęłam, że to on :)). Tak więc mam małe załamanie nerwowe, a moje okno bardzo kusi ^-^. Jeśli ta notka będzie za bardzo psycho, to, o ile się zdążę ogarnąć, jutro ją usunę :).

1. Rozdział - będzie. Po prostu nie wiem, kiedy ;D. Sprawa wygląda tak, że w tym rozdziale ma być słodka Leonetta, a u mnie to działa tak, że albo mam supermegawenę na to i wychodzi lepiej niż inne rozdziały, albo jest tak, jak teraz i wychodzi beznadzieja, wiec nie nastawiajcie się na coś super ;/. W tej chwili już nawet nie staram się, żeby to było jak najbardziej znośne, a żeby po prostu było  Bo zaczęłam to pisać zaraz po dodaniu ostatniego rozdziału, a mam jakieś 700 słów. Podsumowując - będzie na pewno, ale nie mam pojęcia kiedy. Może jutro, a może za tydzień ;/.

2. Przyszłość tego opowiadania - mam już zaplanowane rozdziały do końca. Muszę się uporać z 26. i wtedy będzie już z górki, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - będzie ciekawie. Nieskromnie powiem, że mam zajebisty pomysł (szczególnie na 27.), ale gorzej może wyjść z wykonaniem ;D. Ale wszystko mam już zaplanowane do końca, muszę pomyśleć tylko nad epilogiem. Nie powiem Wam dokładnie, ile rozdziałów zostało (zaskoczę Was ;D), ale mniej niż pięć na pewno ;p.

3. Przyszłość tego bloga - niedługo po dodaniu epilogu, pojawi się rozdział 1. nowego opowiadania (Never Stop Running). Prolog mogliście już przeczytać tutaj. Aktualnie piszę bodajże siódmy rozdział i będzie to coś całkiem nowego. Jeśli lubicie Leona z SOYH, to postać Fiolki powinna się Wam spodobać ^-^. Tymczasem staram się już wprowadzać jakieś zmiany na blogu, Normalnie blokuję bloga na dwa, trzy dni, żeby to ogarnąć, ale teraz robię to po prostu na raty. Znalazłam już nowy szablon i wczoraj opublikowałam zakładkę z bohaterami. Nie ma w niej w sumie nic niezwykłego, bo pominęłam bardzo ważną postać, która z pewnością wzbudziłaby Wasze zainteresowanie ;D. Nie pominęłam jej dlatego, że jestem wredna - po prostu szukałam jakiejś aktorki/modelki, która użyczyłaby jej swojej twarzy, ale nie mogłam znaleźć nic idealnego. Zrobiłabym zdjęcie swojej wyobraźni, jakbym mogła, ale nie mogę, więc Wy będziecie musieli użyć swojej ;D.

4. Wakacje - w piątek miałam ostatnie lekcje! Juhu! Sprawa teraz wygląda tak, że w poniedziałek jest wolne, bo w Szwecji jest jakieś święto; we wtorek jadę z klasą do muzeum (mogliśmy jechać do skansenu, ale nasza wychowawczyni jest durna  -.-); w środę i czwartek mam typowo klasowe zajęcia podczas, których będę robiła takie rzeczy jak oddawanie podręczników i laptopów albo pisanie takich jakby podsumowań semestru z każdego przedmiotu; w piątek zakończenie roku szkolnego i w końcu WAKACJE! <3 A wtedy na blogach będzie pojawiało się więcej, obiecuję ;D.

5. Inne opowiadanie - jeśli jesteście znudzenie moimi wypocinami i pragniecie czegoś lepszego, wbijajcie tutaj :D. Misiek (Teddy) w końcu znowu wrócił i będzie pisać zajebiste opowiadanie, więc komentujcie, żeby ją zmotywować i żeby raz w życiu coś skończyła ;p. Będę bardzo wdzięczna ^-^. 

Chyba tyle ;p. Mam nadzieję, że nie przynudzałam.
Jeśli przeczytaliście, dajcie znać w komentarzu, żebym wiedziała, kto w ogóle czyta te notki ;).
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X