Kiedy dostrzegam jego plecy przyspieszam, aż w końcu go doganiam. Zaczynam biec po jego prawej stronie i mówię, zwracając na siebie jego uwagę:
– Wiem, że coś jest nie tak i jeśli mi o tym nie powiesz to sama się dowiem! Nie wierzę w to, że możesz być, aż tak nienormalny...
– Wstałaś o tej godzinie, tylko po to, żeby ze mną porozmawiać? – przerywa mi, patrząc na mnie zaskoczony.
– Co? Nie. Nie kładłam się spać.
Jego oczy się rozszerzają.
– Violetta, jest piąta rano.
– Umiem korzystać z zegarka, ale to, że myślisz, iż jest inaczej, a mimo to, powierzasz mi opiekę nad swoją córką, utwierdza mnie w fakcie, że jesteś nienormalny!
Właśnie następuje ten etap naszej współpracy, na którym zaczynam się kłócić ze swoim szefem. Zazwyczaj następuje to jeszcze w pierwszym tygodniu pracy. Kłócimy się, on mnie wywala, a ja szukam nowej pracy.
Zazwyczaj zdaję sobie sprawę z mojego błędu dopiero po fakcie i wtedy tego żałuje – a przynajmniej staram się żałować.
Tym razem jest inaczej. W chwili, w której wybiegłam w apartamentu w samym dresie i pobiegłam w stronę plaży, gdzie spodziewałam się spotkać Verdasa, wiedziałam, że robię źle. Wiem to też teraz. To ta chwila, w której powinnam się wycofać, a mimo to nie mogę.
Francesca się do mnie nie odzywa, a ja nie mam kontroli nad tym, co się dzieje w moim życiu – to sprawia, że wariuję. Wiem, że rozzłoszczę moją przyjaciółkę jeszcze bardziej, ale nie mogę funkcjonować w środowisku, w którym wszyscy wiedzą, o co chodzi, tylko nie ja.
Kiedy staje, robię to samo. Stoimy naprzeciwko siebie i patrzymy na siebie. Różnica polega na tym, że on jest oazą spokoju, a ja mam ochotę go pobić.
– Dlaczego masz taki problem z zaufaniem mi? – pyta, marszcząc brwi. Krzyżuję ręce na piersi w geście obronnym.
– Nie mam.
Kiedy słyszy tę odpowiedź, unosi brew i śmieje się.
– Więc dlaczego doszukujesz się w tym wszystkim jakiejś podpuchy? Wiesz w ogóle, o co mnie podejrzewasz czy jeszcze do tego nie doszłaś?
Spuszczam wzrok.
– Nie chcę z tobą gadać – odpowiadam, po czym odbiegam. Za plecami słyszę jego śmiech, a po chwili mnie dogania.
– Zatrudniłem cię, bo jesteś szczera, otwarta. Wiem, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, dowiem się o tym od ciebie.
Ponownie przystaję i odwracam się do niego.
– Nie mam żadnego doświadczenia z dziećmi. Ja nawet żadnego nie znam.
– Ja i moja żona też go nie mieliśmy. Wierzę w ciebie – oznajmia i odbiega, a ja decyduję się na powrót do hotelu.
– Jesteś najgorszą nianią na świecie.
– Powiedz to swojemu ojcu – mówię, nie otwierając oczu.
– Dlaczego nie pójdziemy do parku?
– Bo tam jest zbyt głośno i brudno.
Po szkole i odrobieniu lekcji, postanowiłam zrezygnować z wycieczki do parku. Co więcej, mam zamiar tak robić, aż mnie wyleją. Nie dlatego, że chce zrobić Sarah na złość. Po prostu nienawidzę tego miejsca.
Dlatego wzięłam ją na plaże, rozłożyłam koc i teraz leżę z nią na nim z nadzieją, że zaśnie i da mi spokój aż do powrotu jej ojca.
– Masz mamę? – pyta, a ja otwieram jedno oko i patrzę na nią podejrzliwie. Leży na boku i wpatruje się we mnie, czekając na odpowiedź.
– Nie.
– A tatę?
– Nie.
Wzdycham głośno. Temat moich rodziców to ostatni temat, jaki chcę poruszać w rozmowie z dzieckiem. Albo kimkolwiek.
– Zmarli?
– Nie... Po prostu się nie lubimy.
Przez chwilę przygląda mi się, zastanawiając się nad moimi słowami.
– Rodzice mamy też nie lubią mojego taty.
Otwieram oboje oczu i podpieram się na łokciach.
– Tak? Skąd to wiesz.
– Zawsze go obgadują.
Proszę, kto by pomyślał – Pan Verdas nie jest idealny. A przynajmniej nie w mniemaniu ich wszystkich.
Co zrobiłaby dobra niańka? Opowiedziałaby szefowi, co wygaduje jego dziecko i to, że jego teściowie za plecami go obgadują czy olała ten fakt? To całe niańczenie wymaga więcej wysiłku niż moja cała kariera sportowa.
– Ludmiła cię nie lubi – zauważa Sarah. Bystre dziecko, może jeszcze coś z niego będzie.
– Co ty nie powiesz.
– Powiedziała tacie, że powinien cię zwolnić.
Tego zdążyłam się już domyślić. Nie rozumiem tylko, dlaczego Verdas jej nie słucha.
– Nie chcę, żeby cię zwalniał – oznajmia, a ja otwieram szeroko oczy.
– Nie?
– Skoro Ludmiła cię tu nie chce, to ja tak.
Cóż, nie jest wyznanie miłości, ale to zawsze coś. Lubi mnie bardziej niż tę blondi, która sypia z jej ojcem. Uważam to za sukces.
– Jesteś niemiła – zauważam.
– Ty też – odpowiada, po czym kładzie się obok mnie na plecach i zamyka oczy.
Uśmiecham się i wyciągam rękę w jej stronę. Otwiera jedno oko i przez chwilę się zastanawia, ale w końcu przybija mi piątkę.
– Mam wino. Tanie, bo nie dostałam jeszcze wypłaty, a mamy co świętować – oznajmiam, po czym wymijam Fran w drzwiach i kieruję się do kuchni, gdzie siedzi Diego. – Zaczęliście jeść beze mnie, ale wybaczę wam, bo nie uprzedzałam, że przyjdę.
Za mną idzie Francesca.
– Co świętować? – pyta, kiedy witam się z jej chłopkiem i zajmuję miejsce przy stole.
– Po pierwsze to, że się na mnie odobrażasz. A po drugie, przełom. Sarah, ten bachor, którego niańczę, powiedziała mi dzisiaj, że mnie lubi.
Włoszka patrzy na mnie z lekkim uśmiechem, a Hernandez z wyrazem ulgi.
– Myślałem, że przyszłaś powiedzieć, że cię zwolnili.
– Dzięki za wiarę, Diego. Przypomnij mi, żebym nic ci nie kupowała na urodziny w tym roku. – Nie, żebym miała w planach posiadanie kasy na taki wydatek. – Fran, gdybyś mnie stąd nie wywaliła, sama wzięłabym sobie talerz, ale ponieważ jest jak jest, pozwolę ci czynić honory.
Moja przyjaciółka śmieje się, po czym podchodzi do szafek i przygotowuje kolejne nakrycie.
– To musiało być strasznie słodkie, kiedy mówiła ci, że cię lubi – oznajmia, zajmując swoje miejsce.
– Nie, nie powiedziała mi tego – odpowiadam. – Powiedziała, że skoro kochanka jej ojca mnie tutaj nie chce, to ona woli, żebym została.
Włoszka patrzy na mnie zdezorientowana, a jej chłopak zaczyna się śmiać.
– To zdecydowanie najmilsza rzecz, jaką to dziecko może ci powiedzieć – komentuje.
Krzywię się.
– Jej ojciec twierdzi, że nie polubiła żadnej niańki bardziej niż mnie – bronię się.
– Skoro tak powiedział, to na pewno prawda – odpowiada Herandez, wciąż się śmiejąc.
Prycham.
– Nie okłamałby mnie. Fran, stać cię na kogoś lepszego – oznajmiam, wskazując ruchem głowy na Diego. – Nie mogłabyś znaleźć sobie jakiejś kopii Verdasa?
Francesca krztusi się wodą, a Hiszpan natychmiast przestaje się śmiać i patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
– Kopii Verdasa? – pyta moja przyjaciółka, kiedy przestaje się krztusić. – Tyle masz do powiedzenia? Nie zwyzywasz go? Nie przyszłaś po to, żeby go poobgadywać, nakręcić się, a jutro pokłócić się z nim, a potem wylecieć z roboty?
– Już się pokłóciliśmy. A właściwie to ja się kłóciłam, a on to olał. W sumie to nie jest taki najgorszy.
Hernandez przerywa jedzenie i kładzie dłoń na moim czole, tymczasem Fran patrzy na mnie zaskoczona.
– Dobrze się czujesz? – pyta mężczyzna.
Kiedy kiwam głową, Francesca się odzywa:
– Czy ty właśnie skomplementowałaś swojego szefa? I to takiego, z którym musisz mieszkać, i który każe ci się zajmować jego córką?
– Sarah też nie jest najgorsza. Gdybym znowu była w jej wieku, polubiłybyśmy się.
– Co takiego ma to dziecko, że byłabyś je w stanie polubić? – zadaje pytanie Diego.
Wzruszam ramionami.
– Charakter. Myślałam, że dzieci są bardziej... nijakie. Ona jest wredna, chamska. Myślę, że to przez to, że jej ojciec nie ma dla niej czasu, ale nie przeszkadza mi to.
Kiedy kończę swoją wypowiedź, spoglądam na parę. Patrzą na mnie z mieszanką zdziwienia i przerażenia. Po chwili przenoszą wzrok na siebie.
– Wyprali jej mózg – odzywa się brunet, a Włoszka bez słowa przytakuje.
Od dwóch minut stoję naprzeciwko drzwi do sypialni Verdasa i zastanawiam się, czy zapukać. A właściwie to, czy powiedzieć mu o tym, co mówiła Sarah. Jeśli podejmę decyzję, zapukam i powiem od razu, zanim do jutra zapomnę bądź zmienię zdanie.
Nie przeoczcie tego, że myślę, zanim coś robię. W moim przypadku to coś rzadko spotykanego. Weźcie to pod uwagę w razie, jakby decyzja nie była słuszna. Jeszcze ćwiczę.
Co by zrobiła dobra niania? Albo nie. Co by zrobiła blondi?
Jasne, że by nakablowała. Bez wahania.
Podchodzę do drzwi i pukam w nie. A właściwie to walę. Nie należę do osób cierpliwych.
Drzwi się otwierają, a moim oczom ukazuje się... O mój Boże.
– Pali się? – pyta Leon i czuję na sobie jego wzrok, ale zbyt wiele wysiłku wymaga ode mnie przeniesienie spojrzenia z jego nagiego torsu na twarz. – Violetta?
– Ło matulu. To tatusie też tak mogą?
Jestem sportowcem, okej? Nie powinien Was dziwić fakt, że na widok mięśni u faceta świruję. A te mięśnie są... Gdybym nie była kobietą, właśnie by mi stanął.
– Mogę dotknąć? – pytam, wciąż wpatrując się w jego tors.
Wkłada palec wskazujący pod mój podbródek i unosi go, zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. Złamałabym mu ten palec, gdyby nie to, że właśnie uświadomiłam sobie jak wspaniałe są jego oczy.
Kątem oka zauważam, że ma wilgotne włosy, a wcześniej ujrzałam, że nie ma na sobie nic poza spodniami dresowymi. Musiałam wyciągnąć go spod prysznica.
– Violetta, pomóc ci w czymś?
Kręcę głową, po czym odpowiadam, jak zahipnotyzowana:
– Nie, jest świetnie.
Marszczy brwi.
– To znaczy... Nie. Ja... miałam ci coś powiedzieć.
Kiedy wyciąga palec spod mojej brody, mój wzrok od razu wraca do jego torsu.
– Co takiego?
– Eee... nie wiem.
– Może lepiej ubiorę koszulkę.
Na te słowa gwałtownie podnoszę głowę.
– Nie! Nie, nie... Tylko... – Myślę przez chwilę, po czym sięgam po jego dłoń i wkładam sobie pod podbródek. – Po prostu zostaw tak.
– Co z Sarah?
Przypomnienie sobie, co miałam zamiar mu powiedzieć, zajmuje mi kilka chwila.
– Sarah... – zaczynam, a kiedy milknę, kiwa głową i zachęca mnie do kontynuowania. – Powiedziała mi dzisiaj, że... twoi rodzice... Nie, nie twoi. Jej rodzice. Nie, inni rodzice. Rodzice twojej żony!
– Co z nimi?
– Sarah powiedziała, że cię przy niej obgadują. Myślałam, że może chciałbyś o tym wiedzieć.
– Wiem.
Nici z bycia dobrą niańką. Wiedziałam, że nie jestem do tego stworzona. Pff, następnym razem nic mu nie powiem.
– Oh, okej. To... branoc.
Wycofuję się i odwracam do swojej sypialni, kiedy wypowiada moje imię. Ponownie obracam się w jego stronę.
– Dzięki, że mi powiedziałaś.
Uśmiecham się, po czym wracam na swoje poprzednie miejsce.
– To, dlaczego teściowie cię obgadują nie jest moją sprawą, prawda?
– Nie.
Zazwyczaj nie jestem wścibska. Po prostu cholernie intryguje mnie, dlaczego ktoś może nie lubić Verdasa. Jest odpowiedzialny, sympatyczny i zapracowany, ale wciąż stara się być dobrym ojcem.
Przygryzam wargę.
– Sarah powiedziała mi dzisiaj, że chce, abym tu została – oznajmiam, a moje słowa wywołują jego uśmiech.
– Cieszę się.
Kiwam głową.
– Ja też.
Co jest dziwniejsze od tego, że to powiedziałam? To, że naprawdę tak myślę.
Wyciąga rękę, a ja przybijam mu piątkę, po czym ponownie odwracam się w stronę swojej sypialni. W ostatniej chwili się cofam.
– Skoro jestem taką świetną niańką, nie uważasz, że zasługuję a nagrodę.
Jego wyraz twarzy zmienia się w zaintrygowany. Unosi pytająco brew, a ja znacząco spoglądam na jego tors. Wzdycha, ale się uśmiecha i unosi ręce, co uznaję za zgodę.
Podchodzę do niego, po czym kładę obie dłonie na jego torsie. O. Mój. Boże. To najlepsza rzecz jakiej dotykałam.
Piszczę, po czym zabieram dłonie i idę do swojej sypialni.
– Jesteś nienormalna – słyszę za plecami. Mimo, że go nie widzę, wiem, że się uśmiecha.
~*~
Mam wrażenie, że się nakręciliście, a ja Was teraz zawiodłam tym rozdziałem siódmym ;p. Sorry ;/.
Właśnie skończyły mi się rozdziały na zapas, więc nie wiem, kiedy next. Mam na niego pomysł itd. - po prosto ostatnio strasznie wolno mi wszystko idzie. Szczególnie na SOYH - rozdziały mam szczegółowo zaplanowane do 23., a kiedy trzeba ten pomysł wcielić w życie, to idzie mi to nie dość, że wolno, to jeszcze strasznie ;//. Zrobiłabym sobie krótką przerwę, ale boję się, że zaraz mi wakacje przelecą i będę musiała wrócić do szkoły, co jest równoznaczne z brakiem czasu. To, co mi zostało, chcę wykorzystać ;/.
W każdym razie, będę się starać, ale może mi to iść wolno ;p.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;)
Do następnego! ;)
Quinn ;*