11.10.15

18. ~ Pięć minut

Rozdział dedykowany Sydney ;*
Podziwiam ludzi, którzy z taką łatwością potrafią przyznać się do błędów i życzę Ci, żebyś więcej nie musiała tego robić ;*** <3


– Skąd wiesz, gdzie mieszkam i co robisz tutaj o tej porze?! – pytam z podniesionym tonem, nie zważając na to, że dziadek jest na dole i wszystko może usłyszeć. 
– Dlaczego twój dziadek krzyknął Violetta? – zadaje pytanie, zupełnie ignorując moje słowa. 
Staję i wpatruję się w niego. 
Cholera. 
Jak ja się z  tego wytłumaczę? Po co on tu, do cholery, przychodził? 
Zaraz domyśli się wszystkiego i po moim planie. Cały mój wysiłek przepadnie i już nigdy nie będę miała szansy zemścić się na mojej matce. 
Ale to nie to tak mnie martwi. Boję się tego, co pomyśli sobie Leon. Kiedy dowie się, że przez ten cały czas go okłamywałam... znienawidzi mnie. Nie będzie chciał mnie więcej widzieć, a mnie nie powinno to przeszkadzać. 
Wszystko się komplikuje. Miałam mieć gdzieś Verdsasa. Według planu miał mi być obojętny, a wcale taki nie jest i to mnie cholernie wkurza. Czy cały wszechświat postanowił pokrzyżować moje plany? 
Nie potrafię myśleć w stresie. Skupiam się na tym, żeby jak najszybciej odpowiedzieć, nie zważając na to jaka to będzie odpowiedź. To był zawsze mój problem. Zawsze kiedy musiałam kłamać, nie mając szansy wcześniej się zastanowić, plotłam bzdury i w końcu wszyscy wiedzieli, że kręcę. 
To i tak było lepsze niż przypadki, w których moje kłamstwo okazywało się jeszcze gorsze niż prawda. 
Robi mi się gorąco, a dłonie zaczynają mi się trząść. Patrzę na niego próbując ukryć przerażenie, a on ma wyczekujący wyraz twarzy. 
– J-ja... mam na drugie Violetta – odpowiadam. Lepsze to niż nic. – Dziadek nigdy nie lubił mojego imienia, więc zawsze tak się do mnie zwraca... Przyzwyczaiłam się już. 
Widzę, że jeszcze do końca mi nie wierzy, ale nie przychodzi mi do głowy nic, czym mogłabym go przekonać. 
– Veronica i tamta kobieta mówiły o Violetcie – mówi w końcu. 
– To popularne imię. 
– Kiedy ta kobieta pojawiła się w kawiarni, schowałaś się przed nią. 
Wymuszam śmiech. 
– Nie chowałam się, tylko... Zobaczyłam na podłodze mój breloczek do kluczy, który wcześniej mi się zgubił. 
– I zareagowałaś tak na zwykły breloczek?  
Unoszę brodę i kiwam pewnie głową. 
– To ważny breloczek. Przynosi mi szczęście. 
Unosi brew, ale widzę, że zaczyna mi wierzyć. Przypominając sobie, że najlepszą obroną jest atak, szybko zmieniam temat, zanim zdąży zadać inne pytania, na której trudniej będzie mi trudniej odpowiedzieć. 
– To nie powinnam się tłumaczyć – rzucam pewna siebie. – Twoja żona wie, że siedzisz o tej porze u kochanki? 
Wzdycha głośno i już wiem, że udało mi się odwrócić uwagę od poprzedniego tematu. 
– Amy, wytłumaczę ci to... 
Już otwieram usta, gotowa powiedzieć mu, żeby spadał na drzewo, kiedy słyszę kaszel i przypominam sobie, że dziadek może wszystko usłyszeć. Cholerne cienkie ściany. 
 
W kuchni zastaję dziadka, który siedzi przy stole i czyta gazetę.  
– W salonie jest lepsze światło – mówię, zwracając na siebie jego uwagę. 
Mierzy mnie wzrokiem i dopiero po chwili, odpowiada: 
– Z kuchni słychać wszystko, co dzieje się w każdym pomieszczeniu tego domu. 
– Tym bardziej powinieneś przenieść się do salonu. 
Znowu wpatruję się we mnie, a ja modlę się w myślach, żeby udało mi się go przekonać. Nie może słyszeć naszej rozmowy. Naprawdę nie należy mi się nawet odrobina prywatności?  
Właśnie dlatego nigdy nie przyprowadzałam chłopaków do domu. 
No i może dlatego, że zazwyczaj widziałam ich raz albo dwa w życiu. 
– Kim jest ten mężczyzna, Violu? 
– Nie znasz go? – pytam, upewniając się, czy nie miał nic wspólnego z tym, co robiła babcia. Jak dobrze, że tylko ona tak interesowała się życiem Veronici. 
Marszczy brwi. 
– A dlaczego miałbym go znać? 
Wzruszam ramionami. 
– Nie wiem... tak jakoś zapytałam – odpowiadam i po chwili, widząc jego spojrzenie, dodaję: – Jest moim znajomym. Przyszedł tu, bo musimy porozmawiać w cztery oczy. 
– Ten, który... ma żonę? 
Przełykam ślinę. Dziadek zdecydowanie wie za dużo. Czemu pod wpływem emocji, muszę być taka wylewna? 
– Dziadku... 
– Nie chcę, żebyś wpakowała się w kłopoty. 
– Sama to naprawię. Proszę? 
Po dłuższej chwili zastanowienia, kiwa głową i wychodzi, a ja uświadamiam sobie, że coraz łatwiej przychodzi mi kłamanie. Nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć, czy martwić. 
 
– Masz pięć minut – rzucam, wchodząc do pokoju. 
Wzdycha głośno. 
– Thea nie jest moją żoną. 
Śmieję się. Kręci! Raz mówi, że nią jest, kilka godzin później stwierdza, że jednak nie.  
– Co? Wcześniej mówiłeś zupełnie coś innego – oznajmiam, nie dopuszczając go do głosu. – Jeśli masz zamiar wciskać mi kit, daruj sobie. 
– Rozwiedliśmy się! – podnosi głos, a ja wzdrygam się. 
Nie. Leon nie jest rozwodnikiem. Przecież... to kompletnie do niego nie pasuje. 
Chociaż z drugiej strony... żona przecież też nie. 
Zupełnie go nie znam. 
– Powiedziałeś, że jest żoną – upieram się spokojniejszym głosem. 
– Przyzwyczajenie. 
– Kiedy się rozwiedliście? 
– Niedawno. 
– Dlaczego? 
– Odmienność charakterów. 
Obawiam się, że niczego więcej się nie dowiem. Jeszcze parę dni temu myślałam, że sobie ufamy i wiem o nim tak dużo, a teraz okazuje się, że nie mam pojęcia o niczym. Ale czego się spodziewałam? Jestem tylko kochanką. Nie mam prawa pytać, oczekiwać ani nawet być zazdrosną. 
Moja pozycja jest żałosna. 
– A-ale... ona cię pocałowała... 
Nieważne są błędy jakie popełniamy, ale to czy umiemy się do nich przyznać. Okej, zrobiłam źle. Obraziłam się i nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień, ale... kto na moim miejscu nie podchodził by do tego zbyt emocjonalnie. 
– To już jest problem jej psychologa. 
Patrzę na niego ze skruszonym wyrazem twarzy. 
– Przepraszam. 
Uśmiecha się tylko i pochyla, po czym mnie całuje. Pogłębiam pocałunek, ale on po chwili go przerywa i szepcze mi w usta: 
– Byłaś zazdrosna. 
– Wcale nie – zaprzeczam i ponownie wpijam się w jego wargi. 
Byłam. Ale to, że umiem się do tego przyznać przed samą sobą, nie oznacza, że przed innymi też.  
 
Upewniam się, że dziadka nie ma w pobliżu i daje znak Verdasowi. On schodzi ze schodów luźnym krokiem, jakby nie istniało ryzyko, że mój dziadek nas przyłapie i daje mi buziaka, po czym rzuca, że zobaczymy się później i wychodzi.  
Owszem. Pierwszy raz w życiu spędziłam noc z chłopakiem, pod dachem dziadków. Wiem, że można by potraktować to jako oznakę braku szacunku czy coś w tym stylu, ale... Boże, to było takie wspaniałe, że nie mogę się doczekać aż to powtórzymy. 
Nagle z kuchni wyłania się babcia, a ja patrzę na nią przerażona. 
– Twój chłopak tu nocował? – pyta z niedowierzaniem i odwraca się, aby wrócić do kuchni – z okna jest idealny widok na podjazd. 
Szybko łapię ją za ramiona. Nie może zobaczyć Leona. 
– Miałaś być u jakiejś koleżanki – zauważam. 
– Kiedy twój dziadek zadzwonił i powiedział, że spotykasz się z jakimś żonatym mężczyzną, od razu wsiadłam w pociąg i wróciłam. 
Unoszę brew. Może i dziadek nie wie, kim jest szatyn, ale co z tego, jeśli o wszystkim musi zawsze opowiadać babci?  
– W co ty się pakujesz? Ile lat ma ten mężczyzna? Ma dzieci? Dziecko, jesteś jeszcze młoda, nie marnuj życia na kogoś takiego. 
Wzdycham głośno. Ci ludzie naprawdę nie mają własnego życia?

~*~

Wiem, że krótko i nieciekawie, ale nadal nie mam kompa. Piszę na lapku mamy, więc czas mam ograniczony. W dodatku póki, co nie będę miała własnego kompa (MOŻE na święta), więc musicie liczyć się z tym, że rozdziały będą pojawiały się rzadziej. Mówię tutaj o rozdziale na jednym blogu co weekend. Staram się mieć jakiś schemat, więc za tydzień pewnie pojawi się coś na heroes, a potem na SOYH. Oczywiście może się zdarzyć, że będziecie musieli poczekać dłużej, ale nie takie rzeczy się przeżywało ;D.
Dzisiaj jest rocznica nanananana ;p. Nicol jest na bloggerze już dwa lata ;o. Nie piszę notki na żadnego bloga, bo drugi rok ma CEEA, a od długiego czasu jest zakończony (pozdrawiam tych, co czytali, a innym radzę nie popełniać tego błędu XDD. Każdy jakoś zaczynał, ok? XDDD).
Miałam zamiar napisać tutaj mega długaśną notkę, pokazującą wszystkim, że potrafię być cholernie wredną suką, ale nie psujmy sobie tego dnia. Po prostu szybko i na temat:
Fajnie, jeśli coś, co napisałam zainspirowało Was do pisania swojego opowiadania itd. Naprawdę. Dopóki nie jest to moja fabuła, to jest ok. Ale jeśli piszecie opowiadanie z perspektywy Leona, bo widzieliście takie u mnie, to nie przywłaszczajcie sobie tego pomysłu. Nie mówię, że macie biec i całować mnie po stopach, przepraszać czy nie wiadomo, co tylko napisać gdzieś, że nie wpadliście na tę perspektywę sami z siebie, tylko widzieliście coś podobnego u mnie i postanowiliście zrobić to po swojemu. Nie obrażę się, a wręcz przeciwnie - polecę skomentować i będę się fajnie czuła z myślą, że komuś pomogłam. 
Rly, ja nigdy nie ukrywałam, że się czymś inspirowałam. Szczerze? Moje pierwsze opowiadanie powstało dlatego, że wyobrażałam sobie inną wersję opowiadania Alex Verdas (zabijcie mnie, ale nie pamiętam nowego nicku. Wtedy miała taki XDD), a to powstało przez odcinek Ukrytej prawdy XDDD. Serio. Nie oglądam tego zazwyczaj, ale kiedyś się nudziłam, akurat leciał odcinek o babce, która jako nastolatka urodziła córkę i oddała, a po kilku latach ta córka zatrudniła się w jej hotelu, uwodziła jej męża itd., itp. A więc DZIĘKUJĘ SCENARZYSTOM TEGO NADZWYCZAJ MĄDREGO PROGRAMU, ŻE ZAINSPIROWALI MNIE DO TEGO OPOWIADANIA. Widzicie? Pewnie oni teraz się cieszą, że się przyczynili do zmiany mojego życia w lepsze ^-^.
Żartuję, pewnie będą mieli na to wyje*ane.
Ale ja nie będę miała! XDDD
No to ten... Do zo za 3 tygodnie. Obiecuję postarać się nadrobić Wasze blogi jakoś w tygodniu i może... Pozdrawiam Sydney, bo przyznała, że zaczerpnęła inspirację ode mnie? Patrzcie, nie zabiłam jej. Wręcz przeciwnie, obiecuję pojawić się na Twoim blogu niedługo ;p.
Mam nadzieję, ze rozdział się Wam spodobał, i że za rok znowu będę mogła jarać się kolejną rocznicą ;p.

Do następnego ;**

Quinn <3

PS#1
Chyba mam pomysł na opowiadanie, które będę pisać po tym *o*

PS#2
Co myślicie o nowych odcinkach Arrow, TVD albo TO?
Ja Arrow jestem zachwycona, ale pozostałymi... Oglądałam po angielsku i stwierdziłam, że obejrzę jeszcze raz później z polskimi napisami, ale chyba nie chcę marnować tych czterdziestu minut życia XDDD.

5.10.15

Możecie nie wierzyć, ale...



...mój laptop znowu umarł.

Ta, może zacznę od tego, że w tej notce nie bedzie na razie polskich znakow. Postaram sie to pozniej jakos poprawic itd., ale w tej chwili pisze na moim szkolnym laptopie ze szwedzka klawiatura i poza literami, ktore sa w angielskim, sa tutaj tylko litery typu.: å, ä, ö. Nienawidze tych liter.

W każdym razie - spójrzcie co za poświęcenie. Nie dość, że siedzę na SO (coś na podobę WOS-u), to jeszcze na szkolnym laptopie, którego mam używać do prezentacji, translatora i tego typu rzeczy.
Walić. Blogger to jak wikipedia.

Mój laptop umarł. Wiem, że to się robi już mało wiarygodne i w sumie możecie mi nie wierzyć. Jedyne czym mogę Was przekonać to zdjęcia i tym, że rly nie jestem na tyle głupia, aby za każdym razem wymyślać tę samą wymówkę.

Sprawa wygląda tak, że po prostu raz popsuł mi się dysk i od tamtej pory durni panowie z serwisu ciągle wkładają mi jakiś stary, który działa parę miesięcy i znowu się psuje.
Do tej pory zawracaliśmy im dupe, bo każdy dysk był na reklamacji, więc nie ponosiliśmy kosztów naprawy, ale ostatnio mama umówiła się z nimi, że jak tym razem się popsuje to oni oddadzą tę pierwszą wpłatę (jakieś 300zł :)) i oddadzą laptopa bez dysku.

Problem tylko w tym, że jesteśmy za granicą, a nie chce mi się spędzać 18h w promie, żeby zanieść gównianego laptopa do naprawy XDD.

Tym razem prawdopodobnie stało się też coś z matrycą, więc nie mogę go ani włączyć, ani nawet skorzystać z pulpitu.

Tata zadecydował, że jeszcze zobaczy czy da się coś z tym zrobić, a jak nie to kupi mi nowego lapka. Mam nadzieję, że to będzie ta druga opcja, bo za kasę z tych wszystkich napraw, kupiłabym sobie już kilka laptopów.
Proszę ich od roku o nowego, sama też próbowałam zbierać, ale moi rodzice wymyślili sobie, że będą kupować mi tylko rzeczy niezbędne, takie jak buty zimowe i jedzenie, a reszte (np. ubrania, których wg mamy nie potrzebuję, bo mam ich już za dużo ://) muszę kupować sobie sama. Przy moim zakupoholizmie trudno uzbierac ok. 3tys zł ;---;.

W każdym razie, za cholerę, nie wiem, kiedy ta sprawa się wyjaśni, bo na tę chwilę moi rodzice mają niepowtarzalną okazje do szantażowania mnie (Jak nie pójdziesz na basen, nie bd laptopa. Teraz przez Ciebie, tatusiu, muszę siedzieć do 15 na durnym basenie. Co z tg, że umiem pływać? :)).

Postaram się pożyczać od kogoś lapka, ale i tak będę mogła pewnie spędzać na nim mniej czasu, więc na tę chwilę wszystkie blogi są tak, jakby zawieszone (?). Postaram się coś dodawać, ale nie obiecuję :/.

Jeśli jesteście źli to luknijcie tutaj [KLIK] i wyobraźcie sb, że mam to wszystko zrozumiec :'). Okażcie trochę serca i z tego współczucia mi wybaczcie XD.

Będę informować Was na bierząco ;))

Do kiedyś :'( :*

Quinn ;**
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X