– Lubisz psy? – pytam, po czym biorę łyk swojej wody. Pierwszy raz w życiu muszę pisać artykuł na podstawie zwykłej pogawędki. Dyskretnie zerkam na moją torebkę, leżącą na krześle obok. Wystaje z niej włączony dyktafon, który ma za zadanie nagrać wszystko, co mi się przyda.
Wzrusza ramionami.
– Nigdy nie byłem wielkim fanem, ale dzięki Ted'owi mam jakieś towarzystwo.
Przez chwilę wyobrażam sobie, jak musi wyglądać życie kogoś takiego. Rozglądam się wokół – właśnie tak. Jesteśmy w małej restauracji, siedzimy na zewnątrz w kącie, a Leon jeszcze ani razu nie zdjął okularów przeciwsłonecznych. Udaję, że w tej chwili mnie to nie interesuje, ale w rzeczywistości zastanawiam się nad tym, czy każdy dzień tak spędza. Kto wie? Może w ogóle nie wychodzi na lunch, tylko zamawia go albo kogoś po niego wysyła.
W mojej pracy nie da się uniknąć takich przemyśleń, ale inną sprawą jest ktoś, kto uczy się z tym żyć, a ktoś, kto tego unika.
– Kim są twoi rodzice?
Wyobrażam sobie listę pytań, którą ułożyłam zaraz po powrocie do domu. Matthew kazał mi się skupić na życiu prywatnym – nie karierze. O niej można przeczytać w wielu czasopismach, zaś najbardziej intymnym szczegółem jaki pojawił się w gazecie plotkarskiej jest jego wiek.
– Ojciec jest lekarzem, a matka sędzią – odpowiada dość niechętnie. – Nie rozmawiam z nimi często, mieszkają za granicą.
Podnoszę brew.
– Gdzie?
Unosi kąciki ust w uśmiechu.
– Jesteś bardzo ciekawska.
Jestem dziennikarzem, odpowiadam w myślach. Nie oczekuj, że będę nie wiadomo, jak dyskretna. Zawsze jestem bezpośrednia. To nie dziwne, że nie jestem najlepsza w takich sytuacjach. Nie ukrywam jednak, że traktuje to jako przydatne w przyszłości doświadczenie.
– Każdy ma jakieś wady – odpowiadam, po czym uśmiecham się uwodzicielsko.
– Co powiesz na spacer? – proponuje po chwili.
– Ładnie tu – zauważam. Już od prawie dwóch godzin spacerujemy po parku. Nie ma tu zbyt wiele ludzi i jest stąd bardzo blisko do jego domu. Po czasie jaki z nim spędziłam, wiem już, że taki typ miejsc jest jego ulubionym. – Często tu przychodzisz?
Wzrusza ramionami.
– Wtedy, kiedy mam ochotę odpocząć.
Kiwam głową i ponownie rozglądam się po okolicy. To rzeczywiście piękne miejsce. Nie wiem, jak to możliwe, że jest tutaj tak mało ludzi.
W pewnym momencie czuję na ramieniu kroplę wody. Spoglądam w niebo i widzę czarne chmury, oznaczające, że zaraz zacznie nieźle padać.
Verdas najwyraźniej również to zauważa, ponieważ zarzuca mi na ramiona swoją bluzę i prowadzi szybko do domu jednak zanim dochodzimy, jesteśmy już cali mokrzy.
Kiedy wchodzę do salonu, dokładnie rozglądam się wokoło. Pomieszczenie jest większe niż całe mieszkanie moje i Ludmiły. Ściany i meble są utrzymane w bieli i czerni, a duże okna sprawiają, że wpada tu mnóstwo światła. Oczywiście ma też obowiązkowy element każdego celebryty – zasłony.
– Napijesz się czegoś? – pyta, zamykając drzwi.
– Poproszę wodę.
Kierujemy się do kuchni. Jest ona połączona z jadalnią i utrzymana w tych samych barwach co salon. Nie ukrywam, że taki dom to marzenie. Aż mnie kusi aby zrobić parę zdjęć, ale szybko odrzucam ten pomysł, zdając sobie sprawę z tego, że uznałby mnie za wariatkę, a przecież nie o to mi chodzi.
Po chwili do pomieszczenia wbiega Ted, obdarowuje mnie i Leona zaledwie spojrzeniem i wraca do salonu, gdzie kładzie się na kanapie. Szatyn nalewa mi wody do szklanki i kładzie ją przede mną na blacie.
– Piękne mieszkanie – mówię zgodnie z prawdą. – Powiesz mi w końcu, gdzie pracujesz?
– To nie ma znaczenia – rzuca od niechcenia. – Przyniosę jakieś ręczniki.
Kieruje się w stronę salonu.
– Leon.
Zatrzymuje się, a ja podchodzę do niego i składam na jego ustach namiętny pocałunek. Bez wahania go oddaje i kładzie ręce na moich biodrach.
Kiedy otwieram oczy, od razu zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem w swoim pokoju. Ten jest o wiele większy, jest tu porządek i z pewnością jest też lepiej urządzony. Po chwili odkrywam, że nie mam na sobie ubrań, a obok śpi Leon Verdas. W pierwszej chwili panikuję – miałam spędzić z nim trochę czasu, żeby się czegoś o nim dowiedzieć, a nie wskakiwać mu do łóżka! Gdyby ktoś się o tym dowiedział... prawdopodobnie musiałabym się przebranżowić.
Cholera!
Robię najlepsze, co mogę w tej chwili zrobić – uciekam.
Po cichu wychodzę z łóżka, po czym ubieram swoje rzeczy i wychodzę niezauważenie w domu. Tak, jest dobrze. Nie możesz spotykać się z Leonem Verdasem, powtarzam w myślach przy tym.
*2 tygodnie później*
Leon dzwonił, na początku. Rzecz jasna ani razu nie odebrałam. Co więcej dopadły mnie cholerne wyrzuty sumienia. Pierwszy raz w mojej karierze nie chcę opublikować artykułu. Po jaką cholerę się w to pakowałam? Do tej pory udało mi się to jedynie opóźnić. Swoją drogą nie jest on jeszcze nawet napisany albo chociaż rozpoczęty. W moim komputerze są jedynie materiały, które codziennie pragnę usunąć.
Nie wiem, dlaczego. Nie powinno mnie obchodzić to, co Leon sobie o mnie pomyśli – przecież, jeśli dobrze pójdzie, nigdy już go nie spotkam. Ale mimo wszystko obchodzi.
– Violetta, przesadziłaś – mówi Ludmiła, wchodząc do domu. – Wiem, dziennikarstwo i te sprawy, ale to jest zbyt intymne. Poza tym, po jaką cholerę pisałaś, że się z nim przespałaś?! Kompletnie ci odwaliło?!
– Czekaj, czekaj, czekaj – mówię zdziwiona jej słowami. – O czym ty mówisz?
Unosi brwi, po czym rzuca na blat przede mną nowe wydanie naszej gazety. Kiedy na okładce widzę nazwisko Leona, od razu otwieram ją na odpowiedniej stronie. Artykuł o Leonie. Są tam moje materiały, ale to nie ja go napisałam. Poza tym autor wspomniał również o nocy, którą z nim spędziłam. Kto to napisał i skąd to wie?
– Matthew, musimy porozmawiać – mówię, wpadając do jego biura. – Kto...
– Nic nie musimy – przerywa mi. – Spakuj swoje rzeczy.
Patrzę na niego zdziwiona. Zwalnia mnie?!
– Co?
– Słyszałaś. Miałaś pracować, a w tym czasie zabawiałaś się z Verdasem. Co więcej pismo miało na tym poważnie ucierpieć, bo tobie zachciało się zmieniać zdanie. Wylatujesz. A teraz wyjdź albo wezwę ochronę.
Kręcę głową i opuszczam pomieszczenie trzaskając przy tym drzwiami. Jak on mógł mnie zwolnić? I skąd, do cholery, wie, że spałam z Leonem?! W oczy od razu rzuca mi się biurko Kiersten. Bo kto inny mógłby włamać się do mojego komputera? Podchodzę do niej.
– Skąd wiedziałaś o mnie i Leonie?
Wiem, że to jedyne pytanie, jakie mogłabym jej zadać. Na resztę znam odpowiedź i to byłaby strata czasu. Chcę tylko wiedzieć, jak się o tym dowiedziała.
Brunetka uśmiecha się nieszczerze.
– Czasem lepiej wyłączyć dyktafon.
– Leon! – krzyczę, kiedy dostrzegam, że wchodzi przez bramę do domu i biegnę w jego stronę. – Leon...
– Czego chcesz? Materiałów do kolejnego artykułu?
Czytał. Nie wiem, dlaczego byłam taka głupia, ale miałam nadzieję, że zdążę przyjść, uprzedzić go i... wytłumaczyć się jakoś? To i tak by nic nie dało. Zrobiłam źle, nie powinnam w ogóle go wykorzystywać, ale gdyby nie Kiersten może dałoby się to jakoś naprawić. Teraz nie mogę już nic zrobić. Dlaczego zostawiłam ten pieprzony dyktafon w pracy? I dlaczego byłam taka głupia i nie wyłączyłam go w odpowiednim momencie?
– Leon, to nie tak, ja... – A jak, do cholery?! – przerywa mi. – Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę nie udawałaś, iż nie wiesz, kim jestem? A kiedy się dowiedziałaś, postanowiłaś zostać dziennikarką i o tym napisać?! Czego ty jeszcze chcesz? Nie licz na kolejne newsy na mój temat. – Wchodzi na teren swojej posesji, ale w ostatniej chwili odwraca się jeszcze do mnie. – Swoją drogą większość dziennikarzy ma chociaż szacunek do swojej osoby. Raczej nie piszą o tym, z kim spali.
Zanim zdążę coś odpowiedzieć, brama się zamyka, a Leon wchodzi do swojego domu.
*Miesiąc później*
Czuję na ramieniu kroplę deszczu. Podnoszę wzrok do góry i widzę ciemne chmury. Zakładam na głowę kaptur i dalej wpatruję się w widok przed sobą. Czuję, że ktoś opiera się o murek, na którym siedzę, ale nie zwracam na niego uwagi. Zapewne kolejny turysta, który myśli, że poderwie niezłą laskę. Pewnie zdziwi się, jak pozostałych trzech, kiedy się odwrócę i zobaczy, że tak naprawdę mam na sobie stary dres, włosy niedbale związane w kitkę i kompletny brak jakiegokolwiek makijażu.
– Słyszałem, że nie masz pracy.
Z początku myślę, że się przesłyszałam, ale patrzę na mężczyznę i okazuje się, że to Leon. Otwieram parę razy usta, aby coś powiedzieć, ale za każdym razem je zamykam. Po chwili ponownie wbijam wzrok przed siebie.
– Skąd wiesz?
– Twoje współlokatorka mi powiedziała.
Ponownie na niego patrzę. Po co rozmawiał z Ludmiłą? I Kiedy to zrobił? Najwyraźniej czyta mi w myślach, bo odpowiada:
– Przyszła do mnie wczoraj wieczorem. Opowiedziała mi o tym, że od miesiąca nie pracujesz. Mówiła też o artykule.
Wzdycham głośno. Nie wiem, co dokładnie mu powiedziała, ale mimo wszystko, nie jestem bez winy.
– Na początku chciałam napisać ten artykuł. Przyszłam na tę plażę właśnie po to.
Kiwnął głową.
– Chciałam się wycofać – tłumaczę się. – Po prostu było już...
Zanim kończę czuję na sobie usta szatyna. Obejmuję dłonią jego policzek i schodzę z murka, aby stanąć naprzeciwko niego. Kiedy się odrywa, patrzy przez chwilę na mnie.
– Wiem.
~*~
HAHAHA, TO JEST BEZNADZIEJNE :'). Obiecuję, że kończę z pisaniem One Shot'ów. Od dzisiaj uczę się na błędach. A jeśli kiedyś będę chciała, wypomnijcie mi to ;)
Ja wiem, że lubię nazywać swoje rozdziały beznadziejnymi (i tak wiem, że to prawda :D), ale to mi się naprawdę strasznie nie podoba. Ja jednak nie umiem pisać OS'ów, i to jest cenna lekcja :'). Przepraszam jeszcze raz.
Mam nadzieję, że jeszcze coś widzicie :*
Quinn <3
PS