20.11.16

10. ~ "Na zdrowie"


– Violetta?
– Czego?
– Nie mogę spać.
– Mam to gdzieś.
– Powiem tacie, że nie chciałaś się mną zajmować.
Jęczę i podnoszę się do pozycji siedzącej. Sięgam po swoją komórkę i sprawdzam godzinę – druga w nocy. Może demony jednak nie sypiają, tylko udają. Oczywiście wtedy, kiedy akurat nie mają ochoty wkurzać swoich nianiek.
– Czego ode mnie oczekujesz? – pytam zirytowana. 
Mam pełne prawo do bycia wkurzoną – na kolację wcisnęli mi najtłustsze jedzenie jakie widziałam na oczy; po wstępnym obejrzeniu okolicy obawiam się, że odpuszczę sobie bieganie w ten weekend; muszę użerać się z dzieckiem i dwójką starszych ludzi; do tego śpię w sypialni zmarłej osoby z demonem i to na materacu. Myślicie, że mogę pozwać swojego pracodawcę? Może jeśli załatwię sobie odszkodowanie, starczy na zapłacenie długów.
– Nie mogę spać – powtarza.
Wzdycham głośno i zerkam na wielkie łóżko, na którym się znajduje.
– Pogadaj z tymi pod łóżkiem – mówię i ponownie się kładę.
– Kim?
– No tymi, co tam siedzą. Nie nazwałabym ich ludźmi, ale wyglądają sympatycznie. Obawiam się jednak, że przestaną jeśli coś albo ktoś je obudzi.
Sarah spogląda na mnie przerażona i siada, po czym zbliża się do krawędzi łóżka.
– Na twoim miejscu bym się nie wychylała. Jestem dorosła, ale myślę, że gdybym zobaczyła to coś kilka lat temu... prawdopodobnie nigdy więcej bym nie zasnęła.
– Każ im wyjść!
– Okej, ale jeśli się zdenerwują i cię zjedzą, powiem tacie, że sama się o to prosiłaś.
Patrzy na mnie bez słowa i wygląda jakby miała się zaraz rozpłakać.
– To co mam zrobić, żeby mnie nie zjadły?
– Przymknąć się i dać mi i potworom spać – oznajmiam, po czym przekręcam się na bok i zamykam oczy. Zaledwie po chwili słyszę dźwięk skrzypienia łóżka, co sugeruje, że posłuchała mojej rady.
Kto by pomyślał, że demony wierzą w potwory...

Siedzę po turecku na ganku i obserwuję jak Demon skacze po kałużach w swoim obciachowym, różowym płaszczu przeciwdeszczowym i brzydkich, dziecinnych kaloszach.
Wiecie co jest jeszcze gorsze od weekendu z Szatanem na jakimś zadupiu? Deszczowy weekend z Szatanem na jakimś zadupiu. Oczywiście, tylko mnie deszcz przeszkadza. Ten dzieciak natomiast zamiast siedzieć w domu i oglądać telewizję, zaciesza i bawi się na dworze. 
Kiedy moje życie stało się aż takie beznadziejne?
– Sarah, nie chcesz wejść do środka?! – krzyczę.
Wiem dobrze, że mnie słyszała – w końcu znajduje się z siedem metrów ode mnie, a ja krzyknęłam naprawdę głośno – ale ona i tak udaje, że nie. Czy to nie jest okazanie braku szacunku? Mogłabym jej za to dać szlaban? Czy ja w ogóle mogę dać jej szlaban? Cholera, czemu ja o to nie zapytałam Leona?
– Sarah, ja też mogę poskarżyć się twojemu ojcu! – ponownie krzyczę. Tym razem reaguje, ale nie w taki sposób jakiego oczekiwałam. Mianowicie – odchodzi ode mnie. Odwraca się i rusza w stronę innych kałuż. – To było chamskie!
Kiedy znowu wraca do olewania mnie, wzdycham głośno, po czym zakładam kaptur granatowej bluzy na głowę i idę w jej stronę.
– Sarah, wracamy do środka!
Mój ton najwyraźniej zwraca jej uwagę, bo odwraca się i patrzy na mnie niezadowolona.
– Chcę tu zostać.
– A ja chcę, żebyś przestała wszystko utrudniać. Wracaj do środka.
Zakłada ręce na piersi i staje w miejscu z obrażoną miną.
– Prawdziwa z ciebie buntowniczka  brakuje jeszcze, żebyś tupnęła nogą  mówię znudzona.  A teraz rusz ten tyłek i wracaj do środka. Nie zmuszaj mnie, żebym zaciągnęła cię tam siłą.
– Pójdę jak mnie złapiesz.
– Co?  pytam zdezorientowana, ale w tej samej chwili, ona zaczyna biec. Czy ktoś robi sobie ze mnie jaja?  Nie będę cię gonić!  krzyczę, ale zmieniam zdanie w chwili, w której wbiega w jakieś krzaki. Leon mnie zabije, jeśli zgubię jego dziecko.  Ugh, Sarah!
Puszczam się biegiem w stronę krzaków pewna, że kiedy ją złapię, zabiję. W końcu docieram do krzaków, za którymi zniknęła. Wbiegam w nie i zanim zdążam się zorientować, co się dzieje... wpadam do wody. Zimnej, śmierdzącej, głębokiej wody. Rozglądam się wokoło i okazuje się, że jestem w jakimś pieprzonym stawie. Tymczasem Sarah siedzi sobie po turecku tuż przy krzakach, na niewielkim fragmencie ziemi, i patrzy na mnie z satysfakcją.
Czy to dziecko właśnie umyślnie spowodowało, że wpadłam do wody?

– Powinniśmy się pozbyć tych krzaków, ale zawsze jest coś ważniejszego do roboty  mówi teściowa mojego szefa, kiedy siedzę przy kuchennym stole, podczas gdy ona gotuje kolejne tuczące i niezdrowe potrawy.  Dziwię się, że Sarah cię nie ostrzegła.  I niby w jaki sposób miałaby mi wtedy dokopać?  Pewnie zapomniała.
– Ta, biedna zapominalska  komentuję.
– Są na to witaminy. Wiesz, na pamięć, skupienie i tak dalej. Sarah by się coś takiego przydało, ale najpierw jej ojciec musiałby się nią przejąć i poświęcić jej trochę czasu.
Unoszę brew.
– Leon poświęca jej czas  mówię stanowczo.  Pracuje po nocach, bo stara się spędzać każdy wieczór z nią.
– Wieczorny tatuś to z pewnością szczyt marzeń każdej siedmiolatki.
Może i Leon nie jest ojcem roku, ale przynajmniej się stara. To i tak o wiele więcej niż to, co ja dostawałam od moich rodziców. Ta kobieta nie ma prawa mówić, że Leon ma Sarah gdzieś. 
– Leon jest samotnym ojcem i właścicielem hotelu. Przecież nie może poświęcać Sarah całej swojej doby. Nawet nie wyobraża sobie pani, jak jest mu ciężko.
– Sam się o to prosił.
Jej słowa docierają do mnie dopiero po chwili i łudzę się, że źle ją zrozumiałam, kiedy pytam:
– O co? O bycie wdowcem? Samotnym ojcem?
Odwraca się do mnie i wzrusza ramionami. Widzę na jej twarzy, że nie podoba się jej fakt, iż bronię Verdasa.
– Może i nie poświęca Sarah całego swojego czasu, ale przynajmniej nie jest ślepy – oznajmiam.
– Słucham?
– Ta kochana wnuczka, o której pani wciąż pieprzy i dzieciak, którym ja się zajmuję to chyba dwa inne bachory. Bo, przykro mi, że to ja muszę panią uświadamiać, ale Sarah o niczym nie zapomniała. Dobrze wiedziała, że za tymi krzakami jest woda i podstępem zmusiła mnie, żebym tam pobiegła, a potem wpadła do pieprzonego stawu.
Po jej wyrazie twarzy wnioskuję, że nie wierzy w ani jedno moje słowo. Wraca do poprzednio wykonywanych czynności, kompletnie mnie ignorując, kiedy nagle przerywa i ponownie się do mnie odwraca.
– Sypia pani z ojcem mojej wnuczki? – pyta, a ja mimowolnie unoszę brwi ze zdziwienia. – Wydawało mi się, że stać panią na więcej niż sypianie z własnym szefem.
– Co proszę?

Kiedy tylko dostrzegam samochód Verdasa, wołam Sarah i opuszczam budynek, ignorując obecność jej dziadków. Leon wysiada z auta i idzie w moją stronę.
– Błagam, powiedz, że cię nie wyrzucili – mówi, kiedy jest dostatecznie blisko, abym go usłyszała.
Prycham.
– To ja siebie wyrzuciłam! – upieram się, podając mu torbę.
– Tata! – słyszę za plecami i wsiadam do samochodu, żeby nie oglądać tego przedstawienia, które Demon daje, udając grzeczne dziecko. To. Nie. Jest. Grzeczne. Dziecko. I nie jest słodka!
Po tym jak wita się z ojcem, Szatan wchodzi do auta, podczas gdy Leon chowa naszą torbę do bagażnika. Następnie siada za kierownicą i w szybkim tempie odjeżdża. 
– Chcesz mi powiedzieć, dlaczego się wyrzuciłaś? – pyta, po kilku minutach drogi.
Nie. Zdecydowanie nie.
Wpatruję się pustym wzrokiem przed siebie, kiedy postanawiam oznajmić mu:
– Twoje dziecko podstępem wrzuciło mnie do stawu.
Leon odwraca się do Sarah, ale w tej chwili nawet jej mina, którą dostrzegam w lusterku, nie jest w stanie poprawić mi humoru.

Byłam głupia, jeśli myślałam, że kąpiel w stawie podczas ulewy nie pozostawi po sobie żadnych skutków. Przekonuję się o pomyłce już następnego dnia, kiedy nie jestem w stanie wstać z łóżka.
– Fran, ten diabeł próbuje mnie zabić – szepczę do słuchawki. – Ona jest socjopatką.
– To tylko dziecko. Pewnie chciała zrobić ci kawał i nie przewidziała tego, że może ci się coś stać.
To oficjalny koniec – nawet Francesca jest po stronie Demona.
– Żebym ja nie zrobiła jej kawału i przypadkiem nie wypchnęła przez balkon.
– Violetta, muszę kończyć. Oddzwonię wieczorem.
– Fran! Ja tu umieram, a ty mnie olewasz?! Nie zostawiaj mnie! – krzyczę, ale słyszę tylko dźwięk oznaczający, że się rozłączyła.
Umrę w samotności.
Chowam głowę pod poduszką i postanawiam iść spać.
Minutę później słyszę pukanie do drzwi.
– Proszę! – Poduszka tłumi mój krzyk, ale osoba z zewnątrz najwyraźniej i tak mnie usłyszała, bo drzwi się otwierają.
– Żyjesz?
Na dźwięk głosu Leona, odrzucam poduszkę i siadam.
– Na to wygląda.
Wzdycha głośno i zamyka za sobą drzwi. Lekko się przesuwam, a on siada na łóżku.
– Cholernie cię przepraszam za Sarah. Nie mam pojęcia, co w nią wstąpiło – wcześniej nigdy się tak nie zachowywała.
– Może nigdy wcześniej nie nienawidziła aż tak żadnej swojej niańki.
– Jestem pewien, że cię nie nienawidzi – mówi, ale pod wpływem mojego spojrzenia, dodaje: – A przynajmniej mam taką nadzieję, bo wbiję sobie ołówek w tętnicę, jeśli będę musiał szukać kolejnej opiekunki.
– Żartujesz? Rozpoczęła wojnę, nie odejdę dopóki jej nie wygram. – I nie spłacę długów.
– Powinienem się martwić?
– To młodsza wersja mnie, poradzę sobie – oznajmiam i zanim zdążam coś dodać, kicham: – Jak tylko wydostanę się z tego łóżka.
Śmieje się do chwili, w której jego spojrzenie zatrzymuje się na mojej twarzy. A może to moje spojrzenie zatrzymało się na jego pierwsze? Zresztą kogo to obchodzi? Wiem, że Wy macie w tej chwili gdzieś wszystko poza faktem, że w mgnieniu oka nasze twarze się do siebie zbliżają, a usta łączą w pocałunku.
Cholera, to się znowu dzieje.
Pocałunek tylko z początku jest delikatny. Dosłownie po chwili gwałtownie się do siebie przybliżamy, a ja zamiast siedzieć, klękam obok niego na łóżku. Czuję jego dłonie na biodrze i plecach, podczas gdy swoje wplatam w jego włosy.
Przysięgam, że w ciągu kilku minut zdarlibyśmy z siebie ubrania i pieprzyli.
Gdyby nie to, że gwałtownie się odrywam, żeby kichnąć.
Dwa razy.
Trzy.
Już cztery.
– Już? – pyta Leon, patrząc przed siebie.
Kiwam głową, przygryzając wargę.
– Chyba tak – odpowiadam wpatrując się w swoje dłonie.
– Na zdrowie.
– Dziękuję.
Podnoszę wzrok w chwili, w której on się odwraca. Przez chwilę się w siebie wpatrujemy, po czym... zaczynamy się śmiać.

~*~

Żyję! I w końcu coś dodałam! Na swoje usprawiedliwienie powiem, że naprawdę chciałam to  dodać szybciej, ale – najpierw brakowało mi chęci, potem czasu, miałam pierwszą część ważnych egzaminów, a kiedy miałam ferie jesienne i myślałam, że w końcu będę mogła coś dodać, złapał mnie jakiś wirus, miałam sklejone struny głosowe, byłam na silnych lekach i miałam siłę tylko na leżenie i oglądanie seriali (w dodatku takich, przy których nie trzeba zbyt wiele myśleć ;p). Dlatego nie bijcie ;((.
Teraz już wracam, postaram się co weekend dodawać coś na jakiegoś bloga (następny w kolejce jest SOYH jakby co ;)), a w przerwę świąteczną może uda mi się Wam wynagrodzić długi okres nieobecności ;p. Jeszcze 5 tygodni bodajże ;p.
Co do rozdziału – jest dziwny. Dużo fragmentów, ale bardzo krótkich. Zwalę to na fakt, że dawno nie pisałam tutaj nic i trochę wypadłam z rytmu. Ale! Ponieważ zapomniałam, co miało być w tym rozdziale, przyspieszyłam kiss'a Leonetty, który początkowo miał być chyba w końcówce next'a XDD.
Jest mi wybaczone? :D
No nic, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;D.

Do następnego ;*

Quinn ;)

5.11.16

Szybkie info

Tak, to znowu ja. Tak, znowu nie będzie rozdziału.

Rozdział na tego bloga to w tej chwili mój absolutny priorytet i obiecuję, że jak tylko będę miała możliwość to ten rozdział będzie pierwszym jaki napiszę, ale najpierw tę możliwość muszę mieć.

Miałam teraz tydzień wolny, więc chciałam poświęcić czas na tego bloga, ale w piątek byłam zmęczona, w sobotę cały swój dzień poświęciłam mamie (bo następnego dnia wyjechała do Polski na dwa tygodnie ;)), a wieczorem zaczęło mnie boleć gardło. W niedzielę dało się jeszcze funkcjonować, ale w poniedziałek już straciłam głos, poza tym ból głowy, mdłości i ogólnie brak siły do czegokolwiek (ostatnio po bardzo krótkim prysznicu, musiałam się położyć i pół godziny poleżeć). Wczoraj dopiero pojechałam do lekarza, bo wcześniej miałam nadzieję, że samo przejdzie, ale tam powiedzieli mi, że mam pić herbatę z miodem to mi przejdzie :"). Dzisiaj w każdym razie pojechałam do kolejnego (o 12 wyjechałam, o 17 wróciłam, bo w tym szpitalu pracują idioci) i skończyło się na tym, że jestem na silnych lekach (po których nie mogę np. prowadzić samochodu XD), więc w tej chwili nie za bardzo jest opcja, abym pisała. Chyba, że chcecie rozdział od Nicol na haju, ale cienko to widzę XD.

Piszę Wam to, bo wiem, że czekacie i chcę wytłumaczyć, dlaczego ten rozdział się wciąż nie pojawił. Mam nadzieję, że takie wyjaśnienie Wam wystarczy i obiecuję, że jak tylko wrócę do zdrowia, dodam coś. Przysięgam i bardzo przepraszam, że zawiodłam :(.

Obiecuję, że następny post jaki się znajdzie na tym blogu, to rozdział :).

Dziękuję za cierpliwość i postaram się napisać najlepszy rozdział, jaki będę w stanie :).
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X