– Minął tydzień. Ponad. Myślicie, że już wyleciałam? – pytam, po czym biorę łyka piwa, które trzymam w ręku.
– Tak – odpowiada mi Diego, po czym zabiera szklaną butelkę i sam z niej pije.
– Diego! – krzyczy Fran (aka jedyna trzeźwa osoba w pomieszczeniu), ale brunet niewiele sobie z tego robi.
Nie będę ukrywać, że właśnie to robię od tygodnia – leżę na kanapie, oglądając telewizję i pijąc, z krótkimi przerwami na marudzenie i siusiu. Fran natomiast cały tydzień siedzi na tym głupim fotelu naprzeciwko i próbuje do mnie dotrzeć. Życzcie jej powodzenia, bo z pewnością się przyda.
Diego za to, do tej pory jej pomagał. Dzisiaj jednak ma kiepski dzień (nie mam pojęcia dlaczego, bo byłam już zalana, kiedy przyszedł), więc zamiast stanąć za fotelem, usiadł obok mnie na kanapie.
– Jak długo zamierzacie tak siedzieć? – pyta w końcu Włoszka.
– A która godzina? – pyta brunet, oddając mi butelkę.
– Zacznijmy od tego, jaki dziś dzień – wtrącam.
Francesca wzdycha głośno w momencie, w którym mój telefon zaczyna dzwonić. Sięgam po niego i zerkam na wyświetlacz.
– To hotel Leona – oznajmiam, ale zanim zdążam odebrać, Francesca wyrywa mi komórkę z ręki.
– Cokolwiek chce ci powiedzieć, zmieni zdanie i wyleje cię po rozmowie z tobą w takim stanie – mówi i telefon przestaje dzwonić.
– A jeśli nie odbiorę to niby mnie nie wyleje?
Francesca wzdycha głośno. Już wyciągam rękę po swoją komórkę, kiedy ona postanawia odebrać za mnie.
– Halo?... Jest w tej chwili... niedostępna, ale ja jestem jej współlokatorką, mogę jej przekazać... Okej, dziękuję. – Rozłącza się i patrzy na mnie zrezygnowana. Pora szukać nowej pracy. – Możesz wrócić do pracy jutro.
Unoszę brwi.
– Świetnie. To dlaczego masz taką minę?
Francesca przygryza wargę i patrzy na mnie przez chwilę tak, jakby zastanawiała się, czy aby na pewno chce na to odpowiadać.
– Nie sądzę, że powrót do tej pracy jest dobrym pomysłem. Może znajdziemy ci jakąś inną?
Jeszcze jakieś dwa tygodnie temu, bez zastanowienia bym się zgodziła, ale nie teraz – mam zamiar tam wrócić i pokazać Leonowi, że jestem najbardziej zajebistą niańką jaką mógł zatrudnić.
Fran natomiast jeszcze niedawno sama zmuszała mnie do pracy w tamtym miejscu.
– Nie, wrócę do tej – mówię stanowczo. – Jaki masz z tym problem?
Włoszka odwraca wzrok i umiejscawia swoją dłoń na karku – po tym rozpoznaję, że stresuje się odpowiedzią.
– Nie sądzę, że... ma ona na ciebie najlepszy wpływ – odpowiada w końcu.
– Co to ma znaczyć?
– Fran boi się, że znowu ześwirujesz – wtrąca się Diego, a brunetka karci go za to wzrokiem.
Wstaję do pozycji siedzącej i unoszę brwi.
– Nie porównuj niańczenia jakiegoś bachora do biegania. Jestem w stanie zaangażować się w coś bez popadania w obsesję – oznajmiam, ale widzę na jej twarzy, że mi nie wierzy.
– Po prostu bądź ostrożna.
Prycham. Będę najzajebistrzą niańką na świecie i dokonam tego bez popadania w jakąś pieprzoną obsesję.
Mini wersje oczu Leona otwierają się i patrzą prosto na mnie, kiedy następnego dnia siedzę po turecku na podłodze przy łóżku Sarah. Uśmiecham się. Zabawę czas zacząć.
– Cześć – mówię, a ona zaspana podnosi się do pozycji siedzącej. Patrzy na mnie zdezorientowana i marszczy brwi.
– Znowu jesteś moją niańką? – pyta od razu. Po jej tonie wnioskuję, że nie cieszy się specjalnie z mojego widoku. A mogłam oddać ją pod zastaw.
– Tak. – Postanawiam olać swoją dumę i odpowiadać z takim samym entuzjazmem jak wcześniej. Sarah jednak nawet nie próbuję naśladować moich udawanych emocji. Wpatruje się we mnie niezadowolona.
– Ludmiła obiecała mi nową nianię.
Nie wiem, czego się spodziewałam, po tym jak Ludmiła mnie niechętnie powitała, kiedy niecałą godzinę temu przyszła się ze mną spotkać za Verdasa. Przyznaję – powinnam to przewidzieć.
– Ludmiła o tym nie decyduje – wyjaśniam, wciąż starając się mówić miłym tonem.
– To poproszę tatę, żeby załatwił nową – zapewnia mnie i jej grymas powoli zaczyna znikać. Świnia.
Jeszcze parę tygodni bym się nie przejęła, miałabym pewność, że Leon nie weźmie jej na poważnie i oleje. Teraz jednak nie byłabym tego taka pewna. Dla tych, którzy nie pamiętają – Sarah mogła przeżyć przeze mnie spotkanie z bandziorami, którzy chcieli ją zabrać pod zastaw i trzymać tak długo, aż nie spłacę mojego długu, co swoją drogą zrobił za mnie Leon chwilę przed tym, jak mnie tymczasowo wywalił.
Szczerze mówiąc sam fakt, że pozwolił mi wrócić do pracy mnie dziwi – co za kretyn tak robi? Nawet nie oczekuję tego, że zapomni, co zaszło i wróci do obściskiwania się ze mną na biurku, a wnioskując po tym, że nawet nie przyszedł się dzisiaj ze mną zobaczyć – nie ma zamiaru mnie zaskoczyć.
– Tata ma ważniejsze rzeczy na głowie – przekonuję ją z nadzieją, że uda mi się tym coś zdziałać.
Ostatniej rzeczy, jakiej potrzebuję jest Sarah mówiąca swojemu ojcu, że chce inną niańkę.
Osobą, z którą spotkania obawiam się najbardziej zaraz po Leonie jest Henry. W końcu to on był przy moim spotkaniu z ludźmi, u których miałam długi i prawdopodobnie to on pośredniczył między nimi a Leonem. A ponieważ nigdy nie darzył mnie specjalną sympatią, podejrzewam, że będzie jeszcze mniej zadowolony z mojego powrotu niż blondi.
Z tą myślą przechodzę przez recepcję i trzymając ubraną w mundurek szkolny Sarah za rękę, wychodzę z hotelu na parking. Wzrokiem odnajduję auto, którym zazwyczaj jeździmy i kieruję się w jego stronę. Przy samochodzie stoi już wyprostowany Henry, a kiedy się zbliżamy podchodzi do tylnych drzwi i je otwiera. Następnie wita się z Sarah i pomaga jej wsiąść.
– Miło panią znowu widzieć, panno Castillo – zwraca się do mnie.
Unoszę brew.
– Mógłbyś chociaż dzisiaj odpuścić sobie sarkazm – mówię, podchodząc do drzwi.
– To nie sarkazm – oznajmia, a ja staję w miejscu i patrzę na jego twarz, aby upewnić się, że ze mnie nie żartuje. Kiedy nic na to nie wskazuje, unoszę brwi z zaskoczenia.
– Oh... Ciebie też – odpowiadam i zajmuję miejsce obok Sarah. Mężczyzna obchodzi auto i siada na fotelu kierowcy. Zanim jednak rusza, wyciąga komórkę i pisze na niej coś mówiąc:
– Od dzisiaj muszę zdawać panu Verdasowi raporty, na bieżąco – informuje mnie, przepraszającym tonem.
Mina mi rzednie. Taa, tego również nie przewidziałam.
– Oh, okej – mówię zrezygnowanym tonem. Ponowne zdobywanie zaufania będzie najwyraźniej trudniejsze niż myślałam.
Kiedy po godzinie dwudziestej drugiej dostrzegam przez okno Leona opuszczającego hotel i kierującego się w stronę plaży, ubieram pierwszy dres jaki wpada mi do ręki i wybiegam za nim.
No co? Chyba nie myślał, że dam mu ot tak spokój.
Dogonienie go zajmuje mi kilka minut, zwalniam dopiero, kiedy biegnę tuż obok niego.
– Od kiedy biegasz wieczorem, zamiast rano? – pytam tonem na tyle głośno, aby usłyszał mnie mimo słuchawek. Odwraca się w moją stronę i dopiero teraz mnie zauważa. Przez jego twarz przenika cień zdziwienia, ale szybko wraca do obojętnego wyrazu.
– Jestem zajęty – mówi i przyspiesza, a jego ton sugeruje mi, że chce abym się odwaliła.
Wzdycham i również przyspieszam. Najwyraźniej udawanie, że nic się nie stało nie wypali – warto było chociaż spróbować.
– Możemy porozmawiać? – próbuję dalej.
– Czy to dotyczy Sarah?
– Nie do końca.
– W takim razie nie.
Patrzę na niego błagalnie, ale kiedy on mnie olewa, przystaję.
Nie chciałam się do tego uciekać, ale nie dał mi wyboru.
Łapię się za kolano i jęczę z bólu na tyle głośno, aby usłyszał mnie mimo tego, że zdążył się już sporo oddalić. Na ten dźwięk gwałtownie się odwraca i, kiedy dostrzega, że zwijam się z bólu, cofa się w szybkim tempie.
Taki talent aktorski się marnuje...
– Coś przeskoczyło mi w kolanie – mówię, kiedy tylko znajduję się dość blisko.
Wzdycha głośno.
– Pomogę ci wrócić do hotelu – odpowiada i łapie mnie w talii, podczas gdy ja przekładam rękę za jego głową. Wolną ręką łapie mnie za dłoń leżącą na jego ramieniu i powoli ruszamy w stronę hotelu. – Potrzebujesz lekarza?
– Nie, odpocznę chwilę i będzie jak nowa – zapewniam go. – Skoro już i tak zrezygnowałeś ze swoich zajęć, możemy pogadać?
– Nie – odpowiada stanowczo. – Od teraz rozmawiamy tylko o Sarah.
Ugh, jakbym chciała spędzać z tym bachorem cały dzień, a potem jeszcze o nim gawędzić. Może od razu całkiem przestańmy rozmawiać.
– Jakoś nie przyszło ci to do głowy, zanim obściskiwaliśmy się na twoim biurku – odpowiadam prowokująco.
– Oh, zaraz przed tym, jak jakieś zbiry zaczepiały ciebie i moją córkę i to tylko z twojej winy?
Wyrywam się z jego objęcia, ale nie zatrzymuję się.
– Jak długo zamierzasz mnie za to karać? Po prostu mnie zwolnij!
Verdas staje i zerka na moją nogę. Dopiero pod wpływem jego spojrzenia dostrzegam, że przestałam kuleć.
– Nie bolało cię kolano? – pyta, kompletnie ignorując to, o co zapytałam go wcześniej.
Od razu przywołuje na swoją twarz sztuczny uśmiech.
– Widzisz? Mówiłam, że zaraz mi przejdzie!
Wzdycha głośno i kręci głową, po czym kieruję się do hotelu, zostawiając mnie w tyle.
– Leon! – wołam zrezygnowanym tonem, ale nie próbuję go dogonić – coś mi mówi, że tym wkurzyłabym go jeszcze bardziej.
– Tata chyba już cię nie lubi – mówi do mnie Sarah następnego dnia, kiedy zjeżdżamy windą na parter. – Niedługo cię wyrzuci i dostanę nową niańkę.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że wyczuwam w jej tonie smutek. Ten głupi dzieciak nawet nie próbuje ukryć radości z tego powodu.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to nic miłego, dlatego nie mówię nic. Ale wiedzcie, że bycie miłym dla tego niewdzięcznego bachora wymaga więcej wysiłku niż cokolwiek innego w moim życiu. Na miejscu Leona dawno już bym ją udusiła i zakopała.
Wysiadamy z windy i przechodzimy przez recepcję. Już jesteśmy przy drzwiach, kiedy zatrzymuje nas kobiecy głos, wołający Sarah. Zanim orientuję się, co się dzieję, szatynka wyrywa dłoń z mojego uścisku i biegnie w przeciwną stronę do wyjścia. Wbiega prosto w ramiona jakiejś kobiety z walizką.
Marszczę brwi i idę w ich kierunku.
– Przyjechałaś, żeby zostać moją nową niańką? – słyszę, kiedy wystarczająco się zbliżam. Błagam, powiedzcie, że nie jestem aż tak beznadziejna, aby Sarah prosiła przypadkowym klientów hotelu o zastąpienie mnie.
Kobieta uśmiecha się do niej.
– Jestem pewna, że twój tata wybrał dla ciebie najlepszą niańkę, jaką mógł – odpowiada jej. W jednorożce też wierzysz?
Kobieta dostrzega mnie i już otwiera usta, aby coś powiedzieć, kiedy w pomieszczeniu pojawia się Leon.
– Myślałem, że przyjedziesz dopiero wieczorem – mówi, zwracając na siebie jej uwagę. Odwraca się w jego stronę i na jego widok jej oczy się święcą, a uśmiech jeszcze poszerza, a myślałam już, że to niemożliwe.
– Jestem teraz, czas na ucieczkę się skończył – oznajmia żartobliwym tonem, po czym podchodzi do szatyna i całuje go w policzek, a następnie się przytulają.
Jestem tak zaabsorbowana obserwowaniem ich, że dopiero po chwili zauważam stojącą obok mnie Ludmiłę. Patrzy w to samo miejsce, co ja z jeszcze bardziej niezadowoloną miną, niż ta, którą zazwyczaj ma na mój widok.
Sama nie wiem, czy to dobry znak, czy wręcz przeciwnie.
~*~
Może lepiej nie będę mówić, czy ten rozdział mi się podoba – i tak wszyscy znają odpowiedź ;DD
Przepraszam za tyle czasu bez rozdziału, ale tym razem mam jeszcze jedno usprawiedliwienie poza szkołą! ;D A mianowicie, psuję mi się klawiatura w laptopie, co chwila niektóre klawisze kompletnie przestają działać i trudno jest mi nawet napisać krótką wiadomość, a co dopiero cały rozdział ;/. Ale mam teraz tydzień ferii i specjalnie wzięłam szkolnego laptopa do domu, więc postaram się jeszcze coś gdzieś dodać (najpewniej SOYH, ale może jak się zepnę to na heroes też się uda ;p).
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;D
Do następnego ;*