29.3.15

05. ~ Spotkanie po latach



Można by powiedzieć, że osoba odpowiedzialna za dany lokal, powinna w nim przebywać cały czas i wszystkiego pilnować. Czemu więc, przychodząc dzisiaj do pracy, zdziwiłam się, widząc w niej Leona? Co dziwniejsze, jest już dwunasta, a on nadal tu siedzi.
Do tej pory nic szczególnego nie zrobił – pogadał z Carlem i Ludmiłą, a potem usiadł przy stoliku ze swoim laptopem, mimo to – dziwi mnie jego zachowanie.
– Amy, to twój telefon ciągle dzwoni? – pyta w pewnej chwili Ashley.
Wzdycham głośno i ruszam do szatni. Zanim jeszcze otworzę szafkę, słyszę swój dzwonek. Od spotkania Nathana i Leona minął tydzień. Od tej pory rozmawiałam z nim raz – nie poszło zbyt dobrze. Jest moim chłopakiem, powinien mnie wspierać, a nie ukrywać coś przede mną.
Stwierdziłam, że powinniśmy zrobić sobie przerwę, ale on postanowił olać tę prośbę.
Otwieram szafkę i z niewielkiej torebki wyjmuję swoją komórkę – szesnaście nieodebranych połączeń, cztery SMS-y i siedem wiadomości na poczcie głosowej. Kręcę głową i wyłączam telefon.
– Nathan? – Na dźwięk męskiego głosu gwałtownie odwracam się i widzę Leona.
Podchodzi do jednej z szafek i ją otwiera. Dostrzegam w środku torbę na aparat, do której coś wkłada.
– Eee, tak – odpowiadam z lekka speszona, zdając sobie sprawę z tego, że to tymczasowo mój szef, a rozmawiam z nim dopiero trzeci raz. – Przepraszam, że korzystam z telefonu w czasie pracy, ale... – Przerywam, kiedy widzę jego uniesione w górę brwi.
– Naprawdę przepraszasz mnie za coś, co robisz w pracy? – pyta, krzywiąc się. – Wyluzuj.
Zamyka szafkę z aparatem. Zdziwiona spoglądam na swoją torebkę, gdy słyszę dzwonek, który – jak się szybko dowiaduję – nie wydobywa się z mojej komórki. Szatyn po chwili wyciąga swoją z kieszenie dżinsów, odrzuca połączenie i patrzy na mnie.
– Możesz odebrać.
Wzrusza ramionami.
– To tylko żona mojego ojca przypomina mi, żeby zmienić numer i jej go nie dawać.
Przysiada na ławce, po czym pokazuje gestem głowy, że mam zrobić to samo. Zajmuję miejsce w bezpiecznej odległości i patrzę jak pisze do kogoś SMS-a.
– Nie lubisz jej? – pytam, choć dobrze znam odpowiedź. Chcę jednak zobaczyć, jak zareaguje na to pytanie.
Śmieje się pod nosem, po czym chowa telefon z powrotem do kieszeni.
– Cóż... mieszka w moim domu, śpi w łóżku mojej matki i wydaje kasę mojego ojca. Ah, no i do tej pory nie pracowała.
Uśmiecham się w duchu. Nie powinnam tego oczekiwać, ale miło jest słyszeć, że w końcu ktoś jej nie lubi; w końcu rozmawiam z kimś, kto jej nie broni, jak babcia czy dziadek. Mam dość gadania o tym, jaka to była zagubiona, jaką to trudną decyzję musiała podjąć. Zostawiła własną córkę. Jest pustą, wyrachowaną suką i nic jej nie usprawiedliwia. Nawet teraz, kiedy zrezygnowała z bycia prostytutką, nie zmieniła się. Postanowiła zostać darmozjadem, nie będąc zdolna do prawdziwej pracy, za standardowe pieniądze.
– Nie wiedziałem, że jesteś dziewczyną Nathana. – Marszczy brwi.
Wzdrygam się na imię mojego chłopaka. Dziwnie jest mi rozmawiać o nim z pasierbem mojej matki.
Wzruszam ramionami.
– Chyba byłam – mówię, a widząc jego zdezorientowaną minę dodaję: – Parę dni temu powiedziałam mu, że przyda nam się przerwa.
Nagle ktoś woła Leona. Verdas wstaje i się odwraca. Wychodząc z szatni, rzuca:
– Wiesz... może to i lepiej.
Zanim zdążę, zapytać, co ma na myśli, opuszcza pomieszczenie.

– Co robi tutaj Leon?
– Teraz? Obrabia zdjęcia – odpowiada Ludmiła, robiąc kawę. Nie do końca o to pytałam, ale teraz przynajmniej wiem do czego mu laptop.
Odwracam się i spoglądam na szatyna, który w skupieniu pracuje przy laptopie. Od naszej rozmowy, kusi mnie, żeby zapytać, o co mu chodziło w szatni, ale tego nie robię. Czemu? Też chciałabym wiedzieć.
– Chodziło bardziej o to, dlaczego robi to tutaj.
– Ah, pewnie dlatego, że Veronica dzisiaj przyjeżdża i ojciec kazał mu udawać, że siedział tutaj pod jej nieobecność.
Otwieram szeroko oczy. Veronica. Przyjeżdża. Dzisiaj. Kurwa!

Odkąd przyszłam tutaj po raz pierwszy, chciałam ją zobaczyć. Marzyłam o tym, żeby jej wygarnąć. Układałam w głowie dokładnie to, co jej powiem. A teraz, kiedy mam szansę, tchórzę. Nie wiem, czy mnie pozna... Co zrobię, jak tak? A jak nie? Ja zareagują Leon i Ludmiła? Co ja powiem dziadkom? Dlaczego wcześniej nie posłuchałam Nathana? Po co ja w ogóle tu przychodziłam?
Co chwila nerwowo zerkam na drzwi wejściowe, przez co cholernie trudno jest mi skupić się na pracy do końca dnia.

Już mam zamiar iść do szatni, kiedy z lokalu wychodzi Leon. A za nim ona. Veronica Castillo we własnej osobie.

~*~

Wiem, że krótko i, że bez korekty (jtr poprawię), ale chciałam już dzisiaj dodać. OBIECUJĘ, ŻE NASTĘPNY BĘDZIE LEPSZY. Poza tym będę miała dla Was niespodziankę, tak więc - WYBACZCIE. 
Mama Vilu wróciła, Nathanetty - jak na razie - koniec, a Leonetta miała chyba pierwszy raz rozmawiała nie o kawiarni :D. 
Tyle, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na opinie :*

Do następnego :D

Quinn <3

13.3.15

04. ~ Starzy przyjaciele

 Rozdział dedykowany Miśkowi :*
(który wcale nie zmuszał Pingwina do zadedykowania mu tego rozdziału ^^)


Mój następny dzień w pracy nie różni się wiele od poprzedniego. Nadal stoję przy kasie, choć próbuję już swoich sił w przygotowywaniu kawy. Wyjątkowo dzisiaj Leon się zjawił, ale był tutaj około dwóch minut, a potem wyszedł gdzieś. Swoją drogą nadal nie wie, jak mam na imię, co wydaje mi się dziwne, biorąc pod uwagę to, że dał mi pracę. Każdy pracodawca zaczyna od poznania imienia pracownika.
Od wczoraj nurtują mnie słowa Ludmiły. Wywnioskowałam z nich, że Verdas ma parę dziewczyn naraz. Im więcej o nim wiem, tym bardziej zastanawiam się, dlaczego wybrała jego. Przecież to nie ma żadnego cholernego sensu.
– Zastanawiasz się, czy zostać, czy uciekać gdzie pieprz rośnie? – słyszę głos blondynki.
Odwracam się w jej stronę. Stoi przy ekspresie i robi kawę. Mrugam parę razy.
– Nie, skąd – odpowiadam. – Wiesz... Co miałaś na myśli, mówiąc że ta laska z wczoraj to jedna z wielu dziewczyn Leona?
Spogląda na mnie i już myślę, że mi nie odpowie. W końcu wyciągnęłam już z niej masę rzeczy. Co dziwniejsze – o Leonie, nie o mojej matce. Sama nie wiem, dlaczego, ale im więcej o nim wiem, tym bardziej mnie to interesuje.
– Hmm... – mruczy, skupiając się na urządzeniu do robienia kawy. – Cóż, może źle się wyraziłam mówiąc, że to dziewczyny.
Bierze filiżankę, po czym zanosi ją do odpowiedniego stolika, a kiedy wraca, odkłada tacę i skupia na mnie całą swoją uwagę.
– Leon nie jest osobą, która szuka stałego związku – wyjaśnia krótko. – Nie nadaje się do tego przez wzgląd na pracę i charakter. W paru miejscach, do których często jeździ, robiąc zdjęcia ma swoje znajome i... po prostu spędza z nimi... eee... czas.
Podnoszę brew. Szczerze mówiąc, współczuje tym dziewczynom. Ciekawe, czy moja matka coś o tym wie. Zresztą nawet, gdyby wiedziała – była dziwką, to co robi Leon to dla niej pikuś.

Około 13 widzę, jak przez drzwi kawiarni wchodzi Nathan. Patrzę zdziwiona w jego stronę , po czym rozglądam się wokół. Po co on tu przyszedł. Podchodzi do lady i wita się, jakby nigdy nic.
– Co ty tutaj, do cholery, robisz? – pytam zdenerwowana. – Nie powinno cię tu być. Chcesz, żebym miała kłopoty?
– Jakie kłopoty? Uznajmy, że jestem klientem i właśnie składam zamówienie. – Wzrusza ramionami, na co wzdycham. – Jak sobie radzisz?
Szybko zastanawiam się nad odpowiedzią. W sumie nie jest tak źle, jak myślałam. Spodziewałam się, że wyrzucą mnie po jednym dniu.
Nagle przez szklane drzwi, wchodzi Leon.
– Musisz stąd iść – oznajmiam lekko spanikowana. Nie chcę, żeby Verdas pomyślał, że zamiast pracować, obijam się i rozmawiam z chłopakiem. Nie mogę stracić tej pracy – jeszcze nie. – Pasierb mojej matki przyszedł.
Nathan odwraca się od razu, po czym dokładnie przygląda się Leonowi, zapatrzonemu w komórkę.
– Leon?
Szatyn odruchowo odrywa wzrok od aparatu i spogląda w stronę mojego chłopaka, po czym uśmiecha się. Zanim dochodzę do wniosku, o co chodzi, oni podchodzą do siebie i witają się jak starszy, dobrzy kumple.
Stoję nieruchomo zastanawiając się, co tu, do cholery, się dzieje, gdy tymczasem oni zbliżają się do lady.
– Co tutaj robisz? – pyta Verdas.
– Przyszedłem odwiedzić dziewczynę – wyjaśnia Nathan, wskazując na mnie gestem głowy.
– A, eee... - udawał, że zastanawia się, jak mam na imię. Ciekawe, czy w ogóle pamięta, że mnie o to nie zapytał.
Błądzę wzrokiem to po moim chłopaku, to po pasierbie mojej matki, oczekując, że któryś z nich wyjaśni mi, o co chodzi. Skąd Nathan zna Verdasa?
– Amy – podpowiadam szatynowi.
Kiwnął głową.
– No właśnie.
Unoszę brew jednak żaden z nich tego nie widzi.
– Nie wiedziałem, że twój ojciec się ożenił.
Verdas wzdycha głośno i stwierdzam, że nie lubi tego tematu. Moja matka ma tyle wad, że z pewnością nie dziwi mnie fakt, iż ktoś nie pała do niej sympatią, ale zastanawiam się, czy może powodem jego niechęci do niej jest to, że po prostu starszy Verdas skupił swoją uwagę na mojej matce, a nie na swoim rozpuszczonym synku. Nie spędziłam z nim zbyt dużo czasu przez, co nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest rozpieszczony, chociaż z tego, co słyszałam od Ludmiły – są na to duże szanse.
– Widzę, że nowa macocha nie przypadła ci do gustu – odzywa się Nathan.
Prycha.
– Nie schlebiaj jej. Marzy o tym, żeby być moją macochą – odpowiada niechętnie. – Co powiesz na kawę?
Mój chłopak wzrusza ramionami.
– Czemu nie – odpowiada, po czym odwraca się do mnie, żeby złożyć zamówienie.
– Ale nie tutaj – mówi szybko Leon. – Dwie przecznice dalej jest świetna kawiarnia.
Oboje natychmiast obrzucamy go zdziwionym spojrzeniem.
– To nie jest tak jakby konkurencja dla żony twojego ojca.
– To jej konkurencja, czemu ja mam się tym przejmować?
Zanim otrzymuje odpowiedź, kieruje się do drzwi. Po chwili Nathan patrzy na mnie wzrokiem mówiącym: Pogadamy później, i idzie za Verdasem.

– Skąd go znasz? – pytam, kiedy Nathan odwozi mnie do domu.
Spogląda na mnie, po czym koncentruje się na drodze. Widzę, że unika odpowiedzi, ale kiedy staje na czerwonym świetle – oboje wiemy, że nie ma wyjścia.
– Jego ojciec zna moich rodziców – mówi obojętnym tonem. – Wiesz, znają się z różnych przyjęć charytatywnych i takich tam. – Wzrusza ramionami.
– O czym z nim dzisiaj rozmawiałeś? – zadaję kolejne pytanie.
Podnosi brew.
Po chwili czerwone światło zmienia się na zielone i samochód rusza.
– Naprawdę myślisz, że będę ci opowiadał o tym, o czym rozmawiam z kumplami?
Tym razem to moje brwi wędrują ku górze i po chwili zastanowienia, zdecydowanie kiwam głową. W odpowiedzi śmieje się pod nosem i kręci głową.
– Violu, to moje prywatne sprawy.
– Rozmawiałeś z pasierbem mojej matki, chyba mogę wiedzieć, o czym.
Wzdycha głośno, wyraźnie zirytowany.
– Nie, Violetta, nie masz. Nie będę spowiadał ci się ze wszystkiego, co robię i mówię.
Otwieram szeroko oczy. Nagle czuję, że w pewnym sensie mogąc stanąć po mojej stronie lub Verdasa, wybrał jego. O czym takim rozmawiali, że nie chce mi nic powiedzieć? O mnie? O mojej matce?
– Zatrzymaj samochód – mówię stanowczym głosem. Kiedy nie reaguje, powtarzam: – Zatrzymaj ten pieprzony samochód.
W chwili gdy auto staje, opuszczam je, ignorując Nathana, którzy każe mi wrócić.

Dalszą drogę pokonuję sama – wściekła, smutna i jednocześnie zagubiona. A czas umila mi padający deszcz, który postanowił spaść w chwili, w której opuściłam ciepłe, wolne od zjawisk pogodowych, auto.

~*~

Oto czwóreczka :) Osobiście nie jestem z niej zadowolona (co więcej uważam, że jak do tej pory jest to najgorszy rozdział ^^) ale, żeby nie było ALE ZAJEBISTY TEN ROZDZIAŁ <3 CUDO <3 KOCHAM SIEBIE! KOCHAM SWÓJ NIEZIEMSKI TALENT I WGL! (hehe, śmieszne :"))
Nicol przychodzi z dość ważną sprawą i mam nadzieję, że przeczytają tę notkę szczególnie osoby piszące komentarze typu: "No ileż można czekać na nowy...". Czemu? Bo mnie takie komentarze wku*wiają (przepraszam za wulgaryzm, ale uznałam, że to najodpowiedniejsze słowo :)) Ludzie ja rozumiem, kiedy ktoś pisze opinie o rozdziale i na końcu zapyta, kiedy next, bo ja czasami jestem w sanie na to odpowiedzieć (np. w zeszły weekend byłam w stanie powiedzieć, że tak na 80% next pojawi się w ten weekend), ale komentarze z pretensjami są moim zdaniem chamskie. Kurcze. Może u niektórych napisanie rozdziału trwa powiedzmy godzinę, ale nie u mnie. I naprawdę mi przykro, że tak nie jest, ale jeśli nie chcecie byle jakich rozdziałów, to musicie trochę poczekać. Dodatkowo ja mam szkołę, masę sprawdzianów i wiem, że ta wymówka jest pod każdym rozdziałem, ale nic na to nie poradzę. Piszę praktycznie tylko w weekendy, a i tak nie zawsze wtedy mam czas. Starałam się napisać ten rozdział  wzeszłym tygodniu, ale musiałam iść w sobotę do sql, siedziałam tam bodajże prawie do 13, potem odpoczywałam (nawet ja tego potrzebuję od czasu do czasu) a w niedzielę (przepraszam. Wiem, że pójdę do piekła) chciałam spędzić czas ze znajomymi. NIGDY SB TG NIE WYBACZĘ. Oczywiście nie mówię tego o wszystkich, po prostu takich komentarzy pojawia się coraz więcej i teraz chcę to wyjaśnić, żeby oszczędzić sobie nerwów w przyszłości. Ogólnie mam już plan na to, co zrobię, jeśli to się nie zmieni, ale załóżmy, że wy będziecie bardziej cierpliwi, ja zamiast się wkurzać będę pisać rozdziały i wszyscy będą happy! Amen.

Dziękuję, do widzenia :*

Quinn

PS
Przepraszam, że notka taka długa, ale mam nadzieję, że każdy przeczytał.

PS#2
Rozdział bez korekty, postaram się poprawiać błędy jutro ;)
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X